Na Islandii wiele sporów o drzewo zakończyło się w sądzie. Sporo spraw wciąż się toczy, a ich finał nie jest oczywisty Hafsteinn Gunnar Sigurðsson – islandzki reżyser Jednym z typowych sporów w Polsce jest ten o miedzę. A na Islandii? – O drzewo, bo jego status jest w naszym kraju dość problematyczny. Z jednej strony, cierpimy na chroniczny brak drzew, które występują bardzo rzadko. Prawie w ogóle nie ma u nas lasów. Z drugiej strony, cały czas dokucza nam deficyt słońca, więc każdy marzy, żeby promienie słoneczne padały w jego ogrodzie. Jeśli drzewo sąsiada to uniemożliwia, zaczyna się konflikt, który stał się podstawą scenariusza filmu „W cieniu drzewa”. Problem ciekawy, bo drzewo rośnie w ogrodzie jednej rodziny, ale cień pada na teren będący własnością sąsiadów. – U nas to szczególnie drażliwa kwestia, bo panuje tu silne przekonanie, że wolnoć Tomku w swoim domku. Wtrącanie się do tego, co robią u siebie inni, to grzech ciężki. Jeśli chcesz popełnić faux pas, które będziesz odpracowywał latami, idź do sąsiada i powiedz, żeby skosił trawę, wyprostował nachylające się ogrodzenie albo posprzątał burdel na trawniku. Wtedy możesz być pewny, że straciłeś szansę na miłe życie w sąsiedztwie. Radzę nie ryzykować! A pan jest dobrym sąsiadem? – Bardzo dobrym. I zawsze miałem szczęście do świetnych sąsiadów. Proszę nie doszukiwać się w filmie wątków autobiograficznych. Jeśli chodzi o inspiracje, to najczęściej brały się z kronik sądowych. Na Islandii wiele takich sporów o drzewo zakończyło się w sądzie. Sporo spraw wciąż się toczy, a ich finał nie jest oczywisty. Dotyczą one zwykle bardzo porządnych i szanowanych ludzi, którzy w konfliktach sąsiedzkich potrafią się posunąć naprawdę daleko, tracą kontrolę, stają się agresywni i nieprzewidywalni. Na potrzeby filmu ścięliście prawdziwe drzewo? – Tak. Czy to w ogóle w waszym kraju legalne? – Staramy się nie dopuszczać do nadmiernej wycinki drzew, dlatego daliśmy w gazecie ogłoszenie, czy ktoś nie nosi się z zamiarem ścięcia klonu, bo jeśli tak, to jest świetna okazja, by uwiecznić swoje drzewo w filmie. Islandczykom pomysł bardzo się spodobał, bo faktycznie ich drzewo zapisze się już na zawsze na taśmie filmowej. Dostaliśmy kilka zgłoszeń i wybraliśmy klon, który poszedł pod piłę. Przy domu, w którym kręciliśmy, nie było żadnego drzewa, więc przewieźliśmy do niego jedynie pień. Dom bohaterów wyróżnia się na tle domów sąsiadów. – Bardzo mi zależało, żeby kręcić właśnie tam, bo to projekt mojego ukochanego architekta Sigvaldiego Thordarsona. On bardzo wpłynął na krajobraz Islandii, wprowadził do użytku minimalistyczne domki, w których dominują proste linie, nie ma przesadnego kombinowania. Na naszej wyspie dominuje kolor biały, ludzie tak malują swoje domostwa, trudno znaleźć inne kolory, bo biały dobrze odbija słońce. Właśnie w taki sposób próbujemy pomóc naturze nas doświetlić. Dom Thordarsona jest cudownie inny – cały niebieski, wyróżnia się na tle otoczenia. Kiedy operatorka Monika Lenczewska przyleciała na Islandię i zobaczyła ten dom, zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Od razu wiedziałem, że nasza koncepcja zdjęć będzie spójna. Warto zaznaczyć, że tam mieszkają ludzie, którzy użyczyli nam domu na czas zdjęć. Zaadaptowaliśmy to, co już istniało. Można chyba powiedzieć, że działaliśmy w imię przyrody. Jak się panu pracowało z polską operatorką? – To była doskonała współpraca. Monice od razu spodobała się moja metoda polegająca na zabieraniu aktorów na próby do miejsca kręcenia zdjęć. Dzięki temu można się wczuć w klimat planu. Bo jak aktorzy, którzy zjawiają się na planie po raz pierwszy, mają od razu udawać, że są w domu ich dzieciństwa? Monika była z nami na próbach przez tydzień i dopracowywała stronę wizualną, która mocno się przysłużyła zbudowaniu klaustrofobicznego nastroju filmu. Jest niesamowicie kreatywna. Codziennie miała nowe pomysły, razem szukaliśmy odniesień, bo okazało się, że lubimy styl wizualny tych samych twórców. Których? – Michaela Hanekego, Joachima Triera, Rubena Östlunda, Davida Lyncha, Lynne Ramsay, Dereka Cianfrance’a… Lista jest długa i różnorodna, nasz film nie jest pod żadnym bezpośrednim wpływem. Zaskoczyło mnie, że Lenczewska w ogóle nie kręci pięknych islandzkich plenerów. – Na szczęście! Dlatego Islandczycy