Kongres upadłej kultury

Kongres upadłej kultury

Czy kulturę polską czeka los “Titanica”? “Spotkałem się z opinią, że Kongres Kultury Polskiej będzie przypominał koncert orkiestry okrętowej na pokładzie “Titanica”. W tym porównaniu, bardzo pesymistycznym, są pewne cechy prawdopodobieństwa. Należy jednak rozszerzyć metaforę: nasz statek przechodził przez wiele sztormów, ulegał katastrofom i jeśli nadal utrzymuje się na fali, to w znacznej mierze dzięki uporowi orkiestry” – mówił Jan Józef Szczepański na Kongresie Kultury Polskiej, który miał miejsce w grudniu 1981 r. w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Czy w chwili obecnej, w przeddzień kolejnego kongresu, te słowa zachowują aktualność? Wygląda na to, że tak. Zmienił się wprawdzie kontekst polityczny, gospodarczy i społeczny, ale sytuacja naszej kultury wciąż przypomina “Titanica”, choć pogrąża się on w innych wodach, a “orkiestra” już ledwo ciągnie. Podstawowa różnica między tymi dwiema “orkiestrami” jest taka, że tamtej słuchali prawie wszyscy, a dzisiejszej nie słucha prawie nikt. Skąd taki wniosek, skoro Kongres dopiero się zaczyna? A choćby stąd, że konferencje i sesje ogólnopolskie, będące jego składową częścią, odbywające się od marca w różnych miastach, nie zainteresowały ani społeczeństwa, ani środowisk twórczych, ani mediów. Przeszły bez echa. Zupełnie inna atmosfera i emocje poprzedzały Kongres w 1981 r., który był zresztą nawiązaniem do burzliwych spotkań literatów w 1956 r. Głównym celem ówczesnej “orkiestry”, złożonej z artystów i naukowców, było głośno wykrzyczeć postulaty wolności twórczości i myśli, blokowanej przez cenzurę, zwrócić uwagę społeczeństwa i polityków na sytuację twórców. Tamten Kongres miał, jak wszelkie zjazdy środowisk twórczych epoki PRL-u, charakter polityczny, podobnie zresztą jak cała ówczesna kultura i sztuka, czego skutkiem było pomieszanie kryteriów artystycznych z politycznymi. Zwracali na to uwagę niektórzy uczestnicy Kongresu. Witold Lutosławski podkreślał, że władza lansuje miernych kompozytorów, którzy piszą swoje utwory na zamówienie “góry”, Andrzej Kijowski krytykował pisarzy celowo posługujących się romantycznymi rekwizytami, aby “przemówić” do emocji czytelników, zaś Czesław Miłosz, który na Kongres nie przyjechał, ale przysłał list, zwracał uwagę na to, że treści patriotyczne zastępują nagminnie wartości artystyczne, co pozwala rozwijać się tandetnej literaturze i sztuce. Najgłośniejszym echem odbiło się wystąpienie Andrzeja Szczypiorskiego, który drugiego dnia Kongresu mówił o fikcji wolnego obiegu dzieł sztuki, kontrolowanego przez cenzurę. Po jego przemówieniu przedstawiciele władzy, wicepremier Rakowski, ministrowie Tejchma i Faraon, wyszli z sali. Trzeciego dnia, 13 grudnia 1981 r., Kongres został przerwany. Odbyło się to w ten sposób, że o godzinie dziesiątej rano uczestnicy sesji znaleźli na drzwiach teatru kartkę, że: “Na mocy decyzji prezydenta miasta st. Warszawy Kongres Kultury Polskiej został rozwiązany”, zaś milicjanci pilnowali, żeby nikt nie wdarł się do budynku. Tak się zakończył ów słynny zjazd. Od początku miał on charakter manifestacji politycznej i na tym właśnie polega jego etos, że został przerwany. Dzięki temu wielu uczestniczących w nim artystów mogło przyjąć pozy męczenników, co było zgodne z romantyczną tradycją i społecznym zapotrzebowaniem. Potem część uczestników Kongresu otrzymała paszporty i legalnie wyjechała za granicę, co również było zgodne z romantyczną tradycją. Jednak emigracja ich nie uskrzydliła, w ślady wieszczów nie poszli. Jaki był zatem wpływ ówczesnego Kongresu na kulturę? Żaden. Arcydzieła nie powstały, nowe myśli się nie zrodziły. Czy gdyby Kongresu nie przerwano, byłoby inaczej? Nie mamy podstaw, aby tak sądzić. Skruszały fundament “Kultura polska po przemianach ostatnich 10 lat stała się niepodległa, suwerenna i demokratyczna; nabiera charakteru otwartego, pluralistycznego i policentrycznego, jest kulturą samorządną i obywatelską”- tak brzmi jedna z idei przewodnich obecnego Kongresu Kultury Polskiej. Nie mniej wzniosłe są inne: “Kultura narodowa jest najwyższym dobrem narodowym”, “Społeczeństwo polskie jest pełnoprawnym podmiotem kultury europejskiej”, “Rozwój i trwałość kultury polskiej jest fundamentem i gwarancją polskiej tożsamości”. Ciekawe, że nie wspomina się ani słowem, w jakim stanie znajduje się ten “fundament”, co się z nim stało przez ostatnią dekadę. Warto przypomnieć kilka faktów: zlikwidowano dziesiątki bibliotek, pozamykano domy kultury, muzeom i teatrom ciągle brakuje pieniędzy na działalność artystyczną, a często także na remonty rozsypujących się budynków. Pod względem czytelnictwa jesteśmy w ogonie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 49/2000

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska