Brytyjskie elity czeka zbiorowy rachunek sumienia: bezprecedensowe śledztwo w sprawie tuszowania pedofilii Korespondencja z Londynu Jona po raz pierwszy zgwałcono w wieku czterech lat. – Bawiłem się w parku. Zbliżał się wieczór. Nieznajomy dał mi trochę pieniędzy, żebym poszedł z nim w krzaki. Przybiegłem do domu zalany łzami i od razu opowiedziałem wszystko mamie – wspomina. Na szczęście mama mu uwierzyła. Wystarczyło jedno spojrzenie. Umyła go i przytuliła. A potem powiedziała, żeby o wszystkim zapomniał. – Chciałem być grzecznym chłopcem i zapomnieć. Ale nie potrafiłem – mówi Jon. Cztery lata później trafił do szkoły z internatem. Na Wyspach w takich miejscach czas płynie wolniej. Wtedy dyrektorkami bywały nierzadko matrony przeniesione jakby z epoki wiktoriańskiej. Jeszcze i dziś w niektórych szkołach unosi się naftalinowy zapach Imperium Brytyjskiego. Pod wieloma względami szkoła Jona przypominała tę, którą kilkadziesiąt lat wcześniej opisywał George Orwell w pamiętniku „Such, Such Were the Joys”: chłód, niedożywienie, zimny wychów i żelazna dyscyplina. „Nie podawałem w wątpliwość tych warunków, bo nie znałem innych. No bo jak bogaci, eleganccy, modni i potężni mogliby się mylić?”, pisał Orwell. Ale pisarz i tak miał szczęście. W przeciwieństwie do Jona. – Zajmował się tam nami pewien wyjątkowo sadystyczny pedofil. Gwałcił nas przez dwa lata. Potem wszystko zaczęło wychodzić na jaw i musiał odejść, ale sprawa nigdy nie trafiła na policję. Tego już mamie nie opowiedziałem. Mówiłem sobie, że to bez sensu, że przecież ona nic na to nie poradzi – mówi Jon. Dziś Jon Bird stoi na czele NAPAC – jedynej na Wyspach organizacji pomagającej ofiarom pedofilii. I nie ukrywa, że czasem go dziwi, że to, co działo się tu od tak dawna, nagle znalazło się na pierwszych stronach gazet. Dziwi się, że jego biuro szturmują dziennikarze z całego świata. I że czyta o historiach, którego dla niego tak długo były codziennością. – Ta organizacja istnieje już prawie 20 lat. Przez cały czas zastanawiałem się, jak to możliwe, że nikt nie reagował. Byłem nawet przekonany, że za mojego życia nikt się tym nie zajmie, bo zmowa milczenia jest po prostu wszechogarniająca – wspomina Bird. Przecież o tym wszystkim szeptano tu od dawna. Ale wcześniej nikt go nie słuchał. A przecież rozmawiając z ofiarami, cały czas słyszał te same nazwiska. Ofiary zaś słyszały od policji, że lepiej o wszystkim zapomnieć. Aż do teraz. Czas zapłaty „Zbliża się czas zapłaty”, ogłosił na pierwszej stronie dziennik „The Times”. Chodzi o śledztwo, jakiego Wyspy jeszcze nie widziały. Na celowniku bezkarni dotąd pedofile i ich obrońcy. Na szczytach władzy i w publicznych instytucjach. W szkołach, w mediach publicznych, w kościołach. – Nie mówimy tu o pojedynczych przypadkach. Istniały na Wyspach grupy pedofilskie prowadzące działalność komercyjną. Dla klientów wyciągały one dzieci z domów opieki. Potem te dzieciaki gwałcono. Wiele razy. Niektóre miały po sześć lat! – mówi Bird. Na liście są też podobno członkowie poprzednich rządów. Część z tych ludzi ciągle piastuje urzędy publiczne. To koniec zmowy milczenia, która trwała tu przez dekady. Dlaczego tak długo? Bo brytyjska kultura polityczna nawet dziś jest przesycona wiktoriańską dulszczyzną: kulturą przymykania oczu, zatykania uszu i „gubienia” dokumentów. – W ogromnym stopniu tutejsza elita polityczna to ludzie o bardzo podobnym rodowodzie społecznym, klasowym czy wykształceniu. Efektem tego jest powszechne wśród elit emocjonalne zdystansowanie, np. od kwestii molestowania. Myślę, że w swoich internatach wielu z nich też było poddawanych przemocy albo molestowaniu. Powiedziano im jednak, by milczeli, bo tak skonstruowany jest świat – mówi dyrektor wykonawczy NAPAC Peter Saunders. Bezpośrednim impulsem do ogłoszenia bezprecedensowego śledztwa jest poruszenie przez część posłów Izby Gmin kwestii dossier skompletowanego w latach 80. przez konserwatywnego ministra Geofreya Dickensa. Miały być w nim dowody na pedofilię na najwyższych szczeblach tutejszego życia publicznego. Jakie konkretnie? Tego nie wiemy. Bo, jak przyznaje MSW, dossier w tajemniczy sposób zniknęło. – Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w kręgach Westminsteru od dawna zamiatano wszystko pod dywan. To była zinstytucjonalizowana hipokryzja – tłumaczy Anne Perkins, publicystka „Guardiana”. – Nasze elity ciągle mają poczucie, że są ponad prawem. Najlepiej pokazuje to sytuacja, o której wszyscy przypomnieli
Tagi:
Adam Dąbrowski