Konserwatorze Brabander, daj pożyć zabytkom

Konserwatorze Brabander, daj pożyć zabytkom

Za zgodą stołecznego konserwatora zabytków mamy już pokraczny biurowiec obok Starówki, rzeź drzew, projekt molocha na warszawskiej skarpie oraz wyburzenie stuletniej willi koparką Przedwojenne budynki stanowią zaledwie 11% obecnej zabudowy Warszawy. Część z nich znajduje się w dzielnicach, które przed 1939 r. nie były jeszcze w obrębie stolicy. Zdrowy rozsądek podpowiada, że miasto tak ubogie w zabytki powinno szczególnie dbać o obiekty historyczne. Nic bardziej mylnego. Coraz częściej, przy biernej postawie konserwatora zabytków, są one wyburzane. Wizytówka firmy Taki los spotkał wzniesioną pod koniec XIX w. willę Granzowa (tzw. Grancówkę) w Rembertowie, która do wybuchu II wojny światowej pełniła funkcję budynku administracyjnego zakładów ceramicznych Kazimierza Granzowa. Budynek był prawdziwą wizytówką firmy – wyglądem nawiązywał do renesansowych willi włoskich. Wykorzystano w nim różne gatunki cegły, a fasadę wyłożono żółtą cegłą oblicową z wzorami geometrycznymi. Obiekt wyróżniał się także charakterystyczną wieżą w jednym z narożników. W 1939 r. Niemcy zbombardowali zakłady, ale budynek szczęśliwie przetrwał wojenną zawieruchę. Po wyzwoleniu urządzono w nim najpierw gminną podstawówkę, a później przedszkole. Jego ostatnim użytkownikiem był szkolny ośrodek socjoterapii. Z biegiem lat willa systematycznie niszczała. Już w 1978 r. koszt jej renowacji wyceniano na ok. 3 mln zł. Kilka lat później zaczęły pękać ściany. Mimo to pod koniec lat 80. w Grancówce swój ośrodek chciał umieścić Monar, ale protesty okolicznych mieszkańców zablokowały realizację pomysłu. Obiekt do rejestru zabytków wpisano w 1989 r., ale nie uratowało go to przed dewastacją. Już w XXI w. pod ciężarem śniegu zawaliły się dach Grancówki, wieżyczka oraz fragmenty ścian na piętrze. Od 2009 r. przechodniów straszyły więc gołe ściany i rumowisko. Szanse na przywrócenie willi dawnego blasku pojawiły się w 2013 r., kiedy budynek z otaczającym go terenem przy zbiegu ulic Chełmżyńskiej i Strażackiej kupiła firma Millbery (należąca do konsorcjum zajmującego się skupem i sprzedażą złomu) z myślą o zaadaptowaniu jej na centrum zdrowia i urody. Ponieważ budynek z otoczeniem podlegają ścisłej ochronie ze względu na wpis w rejestrze zabytków, zgodę na odbudowę musiał wyrazić zarówno stołeczny konserwator zabytków, jak i Urząd Dzielnicy Rembertów. Oba organy udzieliły jej w styczniu 2014 r. Pojawił się jednak warunek: ocalałe ściany mają zostać zachowane, a brakujące odbudowane. Pracownicy Millbery, którzy w kwietniu przystąpili do robót budowlanych, szybko stwierdzili jednak, że nie jest to możliwe. Tłumaczyli, że mury willi w każdej chwili mogą się zawalić. Dlatego władze spółki zaproponowały konserwatorowi i urzędowi dzielnicy, że najpierw willę rozbiorą cegła po cegle, by z zachowanych materiałów odtworzyć ją na nowo. Przedstawiciele Millbery zapewniali, że użyją z powrotem ok. 45 tys. starych cegieł. Pomysł zaakceptowano. Piotr Brabander, stołeczny konserwator zabytków, tłumaczył później, że do wyrażenia zgody skłoniła go ekspertyza stanu budynku wykonana przez rzeczoznawcę ministra kultury, dr. inż. Stanisława Karczmarczyka. Zgodnie z nią, ściany obiektu straciły wartość konstrukcyjną, ponieważ podczas budowy cegły łączono zaprawą glinianą, która po stu latach przestała je spajać. – Integralność murów była żadna – podkreślał. Demolka Willa miała więc zostać rozebrana ręcznie kawałek po kawałku. Stało się inaczej. We wrześniu 2014 r. na plac budowy wjechała koparka, która po prostu powaliła zabytkowe mury. Widok rumowiska przeraził warszawiaków. Jeden z nich, Konrad Ramonesiński, przedostał się nawet na teren willi, by sfotografować zniszczenia. Na zdjęciach widać, że fragmenty zabytkowej elewacji, które miały być odpowiednio zabezpieczone, porozrzucane są po całym placu. Wkrótce alarm podniosły lokalne media. – Niektóre elementy, np. filary, fragmenty ceglanych łuków i nadproża, nadal są całe. W gruzowisku walają się płytki okładzinowe, wiele jest potłuczonych. To samo dotyczy profilowanych cegieł. Dlaczego rozbiórka nie była prowadzona ręcznie, z zachowaniem ostrożności? Etapami, a nie w całości, i to koparką? Dlaczego nie zabezpieczono elementów dekoracyjnych? – pytał na łamach „Gazety Stołecznej” Michał Krasucki, prezes warszawskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Inwestor przekonywał jednak, że nic złego się nie dzieje, a rozbiórka odbywa się zgodnie z prawem. – Budowa jest objęta szczególnym nadzorem pracowników z odpowiednimi uprawnieniami konserwatorskimi i odzysk zabytkowej elewacji oraz cegieł przebiega w ściśle

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2015, 2015

Kategorie: Kraj