– Tych kilkanaście osób myśli chyba, że powinni mieć dozgonny status powodzian – zżyma się wójt Lubszyna przewidzianych do eksmisji Słychać w Lubszy, że w trzecią rocznicę powodzi wójt będzie wyrzucał ludzi na bruk. Tych, co zostali bez dachu nad głową i ciągle muszą mieszkać w kontenerach, które podarował gminie szwedzki rząd. W lipcu 1997 roku sam premier ze Skandynawii przeleciał helikopterem nad Lubszą, Błotami i Dobrzyniem, a jak zobaczył spustoszenie po wielkiej wodzie, to wylądował i w obecności polskiego premiera, Cimoszewicza, oznajmił, że wraca do Sztokholmu i od razu każe pakować kontenerowe izby na prom. A teraz wójt, Wojciech Jagiełłowicz, szykuje eksmisję ludzi zajmujących szwedzkie domki. No to ludzie podnoszą głos i pytają pryncypialnie: jakim prawem gmina chce rozporządzać majątkiem, który należy się im, powodzianom?! Kłótnie o cegły Wójt mówi, że choć mijają już trzy lata, to w sprawie powodzi ciągle różne rewelacje słychać, a on nie ma już siły tłumaczyć, że w Lubszy problemem nie są kontenery, tylko opłaty za ich użytkowanie. Konkretnie: za wodę i usuwanie nieczystości. Woda płynie rurami z Brzegu, tam też trzeba wozić do oczyszczalni ścieki. Rachunki za te usługi gmina musi regulować co miesiąc, a tymczasem niektórzy mieszkańcy szwedzkich domków nie płacą gminie należności prawie od czasu powodzi. Więc á propos tego, co gdzie słychać, wójt powtarza opinie ludzi, którzy na wiejskich zebraniach gardłują, że nie będą dłużej utrzymywać ze swoich podatków nierobów. – To jest właściwie problem psychologiczny – zżyma się Jagiełłowicz. – W całej gminie zalanych było ponad tysiąc domostw i większość jest już ponownie zamieszkana, a tych kilkanaście osób myśli chyba, że powinni mieć dozgonny status powodzian. Czy mnie będzie przyjemnie dokonywać eksmisji? Od paru dni wydzwaniają do urzędu dziennikarze i pytają, kiedy nastąpi wysiedlenie. Już ja wiem, co tu się będzie działo, jeśli zostanę zmuszony do przeprowadzenia tej operacji. Lubsza była gminą najbardziej na Opolszczyźnie zniszczoną przez powódź. Wiele domów zamieniło się w ruinę, błoto wypełniało tu całe wsie, a stęchlizna unosiła się w powietrzu jeszcze długo po kataklizmie. Lubsza była też gminą, która zewsząd otrzymywała największą pomoc, więc teraz niektóre domy wyglądają nieporównanie lepiej niż przed powodzią, a zamiast zużytych sprzętów pojawiły się nowoczesne telewizory i lodówki. Z tego powodu między sąsiadami dochodziło do częstych niesnasek, co sprawiało, że Lubsza była również gminą, która po powodzi najczęściej gościła w mediach. Ludzie kłócili się nieraz o kilka cegieł, a worek cementu mógł poróżnić najlepszych kolegów. Szwedzi przywieźli do gminy 31 kontenerów. W każdym znajdują się bliźniacze segmenty, złożone z kuchni, łazienki i dwóch pokoików, wyposażone w lodówkę oraz mikrofalówkę. Mieszkanie w kontenerze ma powierzchnię od 30 do 36 metrów kwadratowych, a jego głównym mankamentem jest elektryczne ogrzewanie, które w zimie sporo kosztuje. Nawet 300 złotych miesięcznie, jeśli ktoś grzeje i jednocześnie wietrzy pomieszczenia. Mieszkańcy “szwedzkiego osiedla” nie zalegają z opłatami za energię, ponieważ każdy ma swój licznik, a zakład energetyczny nie straszy eksmisją, tylko odcina dopływ prądu. W innej części Lubszy tymczasowych 18 domków postawiła firma z Gdyni. Lokatorzy tych kontenerów żyją taniej, bo ścieki są przerabiane na miejscu przez polową oczyszczalnię. Zwracają więc gminie tylko koszty dostarczania wody i wywozu śmieci. Jedni i drudzy zobowiązani są do opłacania czynszu: złotówkę za metr kwadratowy, czyli połowę stawki, jaka obowiązuje w lokalach komunalnych. – Pal licho czynsz – mówi wójt. – Pewnie bym im odpuścił zaległości, żeby tylko zechcieli oddać pieniądze, które wykładam z gminnej kasy za to, że oni mogą zjeść zupę, wziąć prysznic i produkować ścieki. Namiot pod oknami wójta Największy dłużnik jest winien gminie 3500 zł, najmniejszy tylko 360 zł. Średnia wynosi około dwóch tysięcy i będzie rosła, jeśli nie nastąpią eksmisje, ponieważ lokatorzy uchylający się notorycznie od płacenia nie chcą nawiązać z gminą żadnego dialogu. W październiku ubiegłego roku było ich 29. Wysłane wtedy przez wójta pisma zbyli milczeniem. Gdy na początku marca Jagiełłowicz w kolejnych wezwaniach postraszył komornikiem, 19 poprosiło o rozłożenie zaległości na raty. Wójt postawił twardy warunek: zgoda, ale bieżące należności mają być regulowane
Tagi:
Jan Płaskoń