Korepetycje z przymusu

Szkoła poranna to obowiązek na niby. Prawdziwa nauka zaczyna się dopiero po południu Warszawskie Liceum im. Hoffmanowej należy do najlepszych. W tym roku o jedno miejsce walczyło w nim siedem osób. – Poziom był niższy niż w poprzednich latach – komentuje dyrektorka, Zofia Pietrych. – Uczniowie byli gorzej przygotowani. Rodzice tych, którzy zdawali, a się nie dostali, zastanawiają się, czy pieniądze wydane na korepetycje są wyrzucone. Rodzice przyszłorocznych kandydatów umacniają się w przekonaniu – bez korepetycji nie da rady. Egzaminy do liceum, za parę tygodni egzaminy na studia – teraz i rodzice, i uczniowie dowiadują się, czy pieniądze zainwestowane w korepetycje, otworzyły drzwi do wymarzonej szkoły. – W Polsce powstał drugi etap edukacyjny – ocenia Witold Gromadzki, dyr. Liceum Fundacji Ekos ze Swarzędza, częsty uczestnik dyskusji o polskim systemie oświaty. – Ten obieg nabiera cech instytucji. Przynajmniej tak jest w środowisku poznańskim. To zjawisko rozwinęło się ostatnio, gwałtownie, jeszcze trzy lata temu zasięg korepetycji nie był tak powszechny. Teraz powstał przemysł, w którym ludzie doskonale zarabiają i nie płacą podatków. – Korepetycje to dziś alternatywny system oświaty. O tę nienormalną sytuację obwiniam szkołę, która ustawicznie straszy i uczniów, i rodziców. Obrzydliwą manierą nauczycieli jest wmawianie, że uczeń nigdy nie będzie w porządku wobec szkoły. I że nie zda, bo nie umie – twierdzi psycholog, Andrzej Samson, znany z wielu antyszkolnych wystąpień. Nauczyciele, dyrektorzy, wykładowcy, uczestniczący i nie uczestniczący w państwie korepetycji twierdzą, że ono istnieje, bo pomimo reformy oświaty pogłębiła się niewiara w wydolność systemu państwowego. Poza tym, mówiąc najogólniej, coraz więcej osób jest zaangażowanych finansowo w ten system. Coraz też powszechniej jest on akceptowany jako coś nieuchronnego w marnej polskiej edukacji. Elita to matematycy oferujący indywidualną pracę. Tuż za nimi są poloniści, im też powodzi się coraz lepiej od czasu, gdy egzaminy, szczególnie do liceów, przestały być tradycyjnym wypracowaniem. Interpretacje wierszy i obrazów – tego można się nauczyć tylko na dodatkowych lekcjach. Historia, chemia, fizyka – to klasa średnia korepetytorów. Pozostali się nie liczą. Osobną kategorią są języki obce. Uczący ich nauczyciele to elita elit. – Wystarczy spojrzeć na program liceum, potem na to, co trzeba zrobić na maturze, żeby natychmiast posłać dziecko na dodatkowe lekcje – mówi anglistka z wrocławskiego liceum. – W klasie, w której uczę, przewidziano trzy godziny angielskiego tygodniowo, dwie francuskiego. Gdy są rekolekcje, wycieczki, matury, ferie – lekcje się nie odbywają. Uczeń ma minimalny kontakt z językiem, a na egzaminie maturalnym dostanie test, który byłby trudny dla obcokrajowca. No to gdzie się ma do niego przygotować? Przecież nie w szkole. – Zeszłoroczny test maturalny był tak trudny, że nawet najlepsi angliści nie byli w stanie napisać go bezbłędnie – twierdzi nauczyciel jednej z poznańskich szkół. – Wywołało to taką panikę, że w tym roku już od września miałem zajęte wszystkie popołudnia. Szukanie winnych Zdaniem Izabeli Buraczewskiej, uczącej biologii i chemii w słupskim gimnazjum nr 4, narastającej fali korepetycji winna jest między innymi reforma oświaty: – Nie ma dobrze opracowanych programów, pomimo reformy uczeń ciągle styka się z natłokiem wiadomości. Więc jeśli chce wygrać wyścig na studia czy do liceum, decyduje się na korepetycje. Moje przedmioty należą do najtrudniejszych, na każdej lekcji przekazuję dużą porcję wiadomości. Ktoś mniej zdolny nie nadąża. Tę opinię potwierdzają inni pedagodzy, szczególnie w gimnazjach. Nauczyciele przypominają także, że od lat zamierają zajęcia fakultatywne i koła zainteresowań. Nie ma kto za nie płacić, więc nikt nie chce ich organizować. MEN odpiera zarzuty, że to nie ministerialni urzędnicy zlikwidowali zajęcia pozalekcyjne. Po prostu za ich finansowanie odpowiadają teraz gminy. Dostają na to pieniądze z MEN. To, że wydają je na przykład na remont drogi, to już zupełnie inna sprawą. Przyczyną korepetycji jak chaos panujący w systemie oświaty. Potwierdza to Dorota Gawron, dyrektorka liceum w Sosnowcu: – W ósmej klasie rodzice zaczynają orientować się, że ich dzieci mają braki w nauce. Następna fala niedouczonych nadchodzi w klasie maturalnej. Wtedy nawet ci, którzy mają oceny celujące, a wybierają się na prawo czy medycynę, pędzą na korepetycje. Zdaniem Doroty Gawron, program w liceum ma luźny związek z wymaganiami wyższych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2000, 2000

Kategorie: Społeczeństwo