Policja uważa, że dyrektorka szkoły przyjmowała łapówki w wysokości od 10% do 50% nauczycielskich zarobków Barbara R. dyrektorką Szkoły Policealnej Nr 2 Pracowników Medycznych i Społecznych była przez wiele lat. Od początku rządziła w niej twardą ręką. Wszelkie przejawy buntu dusiła w zarodku. Jej udzielne księstwo trwało sobie spokojnie, gdyż będąc członkiem białostockiej PO, miała znajomości w zarządzie województwa podlaskiego. Szkoła podlegała zaś bezpośrednio urzędowi marszałkowskiemu opanowanemu w latach 2006-2014 przez koalicję PO-PSL Trzeba było nie skarżyć W czerwcu 2014 r. kilku nauczycieli przekazało na ręce ówczesnego wicemarszałka Jacka Piorunka pismo o nieprawidłowościach w zarządzaniu szkołą przez Barbarę R. Podpisało się pod nim ośmioro pracowników: kierowniczki szkolenia praktycznego Małgorzata Jarczewska i Daria Ostrowska, główna księgowa Alicja Litwin, kadrowa Edyta Borowska, kierownik gospodarczy Piotr Citko, specjalista ds. wynagrodzeń Halina Naglacka, specjalista ds. księgowych Ewa Falkowska i sekretarz szkoły Elżbieta Rażew. Nieprawidłowości miały polegać m.in. na przyjmowaniu korzyści majątkowych, wykorzystywaniu stanowiska dyrektora do celów prywatnych, mobbingu, nepotyzmie oraz łamaniu praw pracowniczych. O sprawie powiadomiono też CBA i prokuraturę. Interwencja w urzędzie nic nie dała. Wręcz przeciwnie – po spotkaniu z wicemarszałkiem Piorunkiem główna księgowa i kadrowa dostały wypowiedzenia. Jedną z przyczyn było „pomawianie osoby dyrektora o popełnienie czynów, które nie miały w rzeczywistości miejsca, i wystąpienie do organu prowadzącego szkołę ze skargą zawierającą nieprawdziwe zarzuty w celu zdyskredytowania dyrektora szkoły”. 2 lipca 2014 r. buntownicy ponownie spotkali się z wicemarszałkiem Piorunkiem, tym razem w obecności marszałka Jarosława Dworzańskiego. – Dworzański stwierdził wówczas, że dyrektorka pozostanie na stanowisku i dziwił się, po co podpisywaliśmy ten list. „Dziewczyny, trzeba było nie podpisywać skargi, bo przecież teraz nie znajdziecie pracy w całym województwie”, powiedział – wspomina Małgorzata Jarczewska. Jakby na potwierdzenie tych słów w połowie lipca na urlop został wysłany kierownik gospodarczy, a po 31 lipca 2014 r. nie została mu przedłużona umowa o pracę. Kajdanki na Dzień Nauczyciela Jednak Wydział do spraw Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku, który przejął sprawę od CBA, robił swoje. Przesłuchiwał byłych i obecnych pracowników szkoły, gromadził dowody. 14 października 2014 r. podczas akademii z okazji Dnia Nauczyciela do szkoły wkroczyła policja w asyście prokuratora. Barbarze R. przedstawiono osiem zarzutów korupcyjnych, w tym m.in. przyjmowanie łapówek za przedłużanie umów o pracę, i wyprowadzono ją w kajdankach. Do wniosku prokuratury o areszt Sąd Rejonowy w Białymstoku się nie przychylił i zastosował wobec dyrektorki jedynie dozór policyjny oraz zakaz zbliżania się do szkoły i świadków. Bez pracy jednak nie została. Jeszcze wcześniej znalazła etat w jednym z białostockich domów opieki społecznej. Dyrektorka już poprzednio była obiektem zainteresowania prokuratury. W 2004 r. jedna z pracownic poinformowała zarząd województwa o „problemie” w szkole. Chodziło o wziątki od podwładnych za przychylność przy przedłużaniu umów. Złożyła też do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, ale sprawa została umorzona. W 2010 r. inna nauczycielka zawiadomiła prokuraturę o przyjęciu korzyści majątkowej przez dyrektorkę w zamian za jej zatrudnienie, ale i ta sprawa została umorzona. O tym doniesieniu wiedziano również w urzędzie marszałkowskim w Białymstoku, jednak nic z tego nie wynikło. „Barbara R. wykorzystując swoje stanowisko służbowe i przysługujące jej w związku z tym uprawnienia – czytamy na stronie podlaskiej policji – najprawdopodobniej przyjmowała łapówki w wysokości od 10% do nawet połowy wartości nauczycielskiej gratyfikacji m.in. za przyznawanie comiesięcznych premii kadrze pedagogicznej oraz awanse i nagrody finansowe, a także za przedłużanie umów o pracę i zatrudnianie nowych pracowników. Większość z tych korzyści miała dostawać w formie gotówki, jednak nie gardziła też biżuterią. Łącznie dyrektor mogła w ten sposób zarobić nie mniej niż kilkadziesiąt tysięcy złotych”. Według śledczych, kobieta łamała prawo przez prawie 10 lat, a po przesłuchaniu pół setki osób prokurator postawił jej aż 444 zarzuty dotyczące przyjmowania łapówek. Ta liczba może jeszcze się zwiększyć, bo sprawa jest rozwojowa. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Marek Kowszyłów