Mieszkańcy Stalowej Woli nie chcą kolejnej świątyni. Władze kościelne próbują wymusić jej budowę metodą faktów dokonanych W sprawie krzyża wszyscy zostali postawieni przed faktem dokonanym. 27 lutego w piątkowej Drodze Krzyżowej przez miasto szło kilka tysięcy ludzi. Miała to być procesja w obronie miejsc pracy, modlitwa za zwalnianych i zagrożonych zwolnieniem mieszkańców Stalowej Woli. Przy stacji IX na osiedlu Młodynie przy ul. Okulickiego odczytane zostały słowa, że „kościoły są miejscem podnoszenia się z ciężkich upadków duchowych, moralnych i religijnych”. Bp Edward Frankowski poświęcił działkę i świeżo wstawiony krzyż. Widniała na nim tabliczka z wyrytą informacją: „Plac poświęcony pod budowę kościoła pod wezwaniem błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki”. – To było zaskoczenie, nikt się tego nie spodziewał – opowiadają mieszkańcy. – Tablica, krzyż, zabetonowane, wmurowane. Nawet dołu nie było, wszystko stało się w ciągu pół godziny. Pod osłoną wiary i świętości Na tabliczce przy krzyżu ktoś nakleił klepsydrę z napisem: „Z głębokim żalem żegnamy świętej pamięci lasek. Pogrążeni w ogromnym żalu mieszkańcy lasku i okolic…”. Na klatkach schodowych rozwieszone zostały protesty, które podpisało jakieś stowarzyszenie. Pojawiają się anonimowe ulotki, ale strach otwarcie występować przeciwko Kościołowi. Zbierano także podpisy, że ludzie nie będą dawać pieniędzy na nowy kościół. Z bloków przy lasku prawie wszyscy się podpisali. – Ludzie spontanicznie zbierali podpisy przeciwko budowie kościoła – wyjaśnia jeden z mieszkańców. – Mówiłem o tym na sesji. Gdy w prasie ukazało się moje zdjęcie i informacja, że protestuję przeciw budowie kościoła, zaraz zaczęli mnie nachodzić dewoci. Przyszedł do mnie jeden i zaczął krzyczeć, że tutaj kościół powinien być, bo ludzie się starzeją. Wkopali krzyż w ziemię i teraz nikt nie może nic ruszyć, bo to świętość. I tak wiara staje się formą zastraszania. Rozmawiamy naprzeciw lasku, który znajduje się w środku osiedla. To jedyny teren rekreacyjny na tym obszarze, kawałek żywej przyrody. – Mieszkam tu od 20 lat – mówi mężczyzna. – Sadziliśmy te drzewa, opiekowaliśmy się nimi. Jest trochę dębiny, porządnych odmian. Niech będzie alejka, dwie-trzy ławki. Tylko żeby gmina ten nieużytek przekwalifikowała na park, ogrodziła, dała oświetlenie. Szkoda tego terenu pod budowę, dla mnie dużo znaczy ten kawałek zieleni. Zresztą dla wszystkich mieszkańców. Można by było plac zabaw dla dzieci zrobić. A jak wejdą spychacze, to nic się już nie poradzi. Nikt przecież nie będzie się szarpał z budowlańcami. Ludzie uważają, że teren jest za mały, żeby budować tu świątynię z plebanią. – Straszą nas jeszcze, że zabiorą też część boiska – żalą się. – A tutaj są miejsca lęgowe drozdów, dzięciołów. I co? Wyciąć, zabudować to wszystko? Nie pozwolimy. Mamy gdzie się pomodlić, do starego kościoła nie jest tak daleko. Mieszkańcy przeciwni budowie kościoła rozmawiają chętnie, ale nie chcą podawać nazwisk, bo i tak mieli już sporo problemów. Zapewniają, że nie występują przeciwko wierze, wręcz przeciwnie, są ludźmi wierzącymi, chodzą do kościoła. Po co jednak kolejna świątynia, skoro w pobliżu są trzy, a miejsc, gdzie można wyjść na spacer, coraz mniej? Nawet ci, którzy do kościoła chodzą regularnie, są przeciwni budowie nowego. – Protestujemy także ze względów finansowych, bo taki kolos trzeba będzie potem utrzymać – mówią mieszkańcy. – To ma być duży kościół, dla 5 tys. parafian. W dobie kryzysu nikogo na to nie stać. Stalowa Wola to miasto biedne. Ludzie wyjeżdżają za pracą do dużych aglomeracji lub za granicę. Los huty wisi na włosku, pozostałe zakłady nie mają produkcji. Okoliczne też upadają, jak Siarkopol. Mielec ledwie ciągnie. Biskup jak partyzant Teraz pod krzyżem proboszcz pobliskiej parafii pw. Opatrzności Bożej ks. Jerzy Warchoł organizuje majowe. – Przychodzą ludzie z innego osiedla, bo ksiądz wysyła tu dewotki, by śpiewały – twierdzą mieszkańcy. – Od nas nikt pod krzyż nie chodzi. Ludzie są przeciwni budowie, ale jak przyjdzie co do czego, nie wiadomo, czy nie schowają głowy w piasek. Coraz częściej słyszy się, że jeszcze nikt z Kościołem nie wygrał, i każdy powoli rezygnuje. Zresztą wśród mieszkańców są i tacy, którym budowa kościoła nie przeszkadza, niektórzy wręcz cieszą się z tego. –
Tagi:
Andrzej Arczewski