Jak można się dowiedzieć z sierpniowego raportu Stowarzyszenia SOISH, omówionego przez OKO.press, Kościołowi katolickiemu niemal udało się od roku 1992 nabyć Polskę gratis, bezterminowo. W tym czasie KK na „tzw. Ziemiach Zachodnich nieodpłatnie otrzymał od państwa – reprezentowanego przez wojewodów – 76 244 ha ziemi rolnej. To niemal tyle samo, ile zwróciła niesławna Komisja Majątkowa dla Kościoła katolickiego (1989-2011). Otrzymaną na własność ziemią jednostki Kościoła mogą swobodnie operować, niektóre z nich ziemię sprzedają i występują o kolejne działki. Zwłaszcza że Kościołów i związków wyznaniowych nie obowiązują ograniczenia w obrocie ziemi opisane w ustawie z 2016 r.”. Raport autorstwa Tomasza Reslera i Agnieszki Filak pokazuje podstawy prawne procederu i niechlubną rolę Trybunału Konstytucyjnego, który uprzywilejowaną pozycję KK utwierdził i zakonserwował w wyroku z 2011 r. Kościół pozyskaną ziemię mógł bez ograniczeń sprzedawać i po zbyciu ponownie ubiegać się o nieodpłatne, bezterminowe przekazanie kolejnych setek hektarów. Z tych możliwości ochoczo korzystał, przejmując gigantyczne areały. Cała ta łamigłówkowa procedura prawna, której zgodność z konstytucją zatwierdził Trybunał Konstytucyjny pod prezesurą Andrzeja Rzeplińskiego (nagrodzonego w 2015 r. medalem Pro Ecclesia et Pontifice, nadanym przez papieża Franciszka za zasługi dla Kościoła katolickiego i systemu prawnego w Polsce), odbywała się niezależnie od działań uwłaszczeniowych prowadzonych w ramach tzw. Komisji Majątkowej, która przekazywała przez ponad dwie dekady inny majątek KK, a zlikwidowana w 2011 r. uniknęła jakiegokolwiek rozliczenia i odpowiedzialności prawnej. W ręce KK przeszły wielomiliardowe dobra. Bardzo często oddawano instytucji kościelnej nieruchomości, które nigdy wcześniej nie były w żaden sposób w jej posiadaniu czy władaniu. Kiedy patrzymy na obecną rolę KK w Polsce, często ideologiczny aspekt jego obecności aż nazbyt skutecznie przysłania nam potężny wymiar jego działań – niewyobrażalną i nieporównywalną z żadną inną instytucją skalę gromadzenia i przejmowania majątku państwa. Nie wspominaliśmy jeszcze o dotacjach unijnych, a to właśnie KK jest ich największym instytucjonalnym beneficjentem, co absolutnie nie wpływa na dominujący przekaz ambonalny o „złej Unii”. Może trzeba sobie jasno powiedzieć, że musi nadejść czas absolutnego spublicznienia (dawnego terminu nacjonalizacja nie używam celowo) tego majątku, nie ma powszechnej zgody na wyprzedaż Polski Kościołowi. Kościołowi być może należy zostawić kościoły – co wcale nie jest takie oczywiste, kiedy się patrzy na rozwiązania francuskie, gdzie KK „zarządza” budynkami kościelnymi, ale nie jest ich właścicielem. Nie ma żadnej racji, żeby po stuleciach dziesięciny i feudalizmu, których KK był niechlubnym włodarzem, pozostawał on najpotężniejszym posiadaczem ziemskim. Trzeba się zdecydować – uprawa roli albo polskich duszyczek. Proces spublicznienia musi być nieodwracalny, skuteczny i sprawny. 30 lat pasienia się na majątku publicznym musi zostać przerwane jak najszybciej, a jego skutki odwrócone. Jeśli mówimy o zjawisku kastowości i wyjęciu spod prawa instytucji czy środowisk, to akurat hierarchiczna społeczność kleru w Polsce nie może być nawet porównywana z jakimkolwiek innym światem. Mówimy zatem o wstrząsającej koincydencji braku odpowiedzialności za ciężkie przestępstwa wobec dzieci, wyjęcia poza system wszelkich rozliczeń i kontroli finansów, lawinowego wzrostu wpływów ideologicznych w formie obecności tzw. lekcji religii w systemie edukacji, ukapelanowienia całych, w tym siłowych, instytucji państwa i gratyfikowania jednej instytucji w skali niespotykanej w innych krajach europejskich. Walka toczy się zatem nie tyle o dusze, ile o dudki, jak powiedzieliby górale, gdyby w tej sprawie potrafili. „Złoto i dolary, oto wielka tajemnica wiary”. Ten sojusz rządzących z Kościołem oparty jest na horrendalnym uwłaszczeniu się KK w ostatnich trzech dekadach. Polska nie ma żadnego interesu w robieniu takiego interesu (a nawet jakiegokolwiek) z KK. Polska ma interes, żeby z tego złego interesu się wyplątać i wyjść na swoje, czyli nasze, a nie „ich”. W tej kwestii możemy liczyć tylko na nową lewicę. I na szczęście na rosnącą w olbrzymim tempie, najszybszym w Europie, laicyzację młodego pokolenia. Spublicznienie majątku KK nie rozwiąże wszystkich polskich problemów, ale przynajmniej zbliżymy się do pożegnania z patologią nagradzania kasty za sianie nienawiści i bogacenia się kosztem żywych i martwych. Bez amen. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint