Kraj jak z anegdoty

Kraj jak z anegdoty

Tu nikt nie ukryje swoich słów, czynów ani nawet bielizny, czyli – witajcie na Wyspach Owczych! Farerski sprawdzian U podnóży zielonego wzgórza, łączącego osady Midvágur i Sandavágur, stoi samotnie czerwonoceglany budynek szkoły podstawowej. Gdy opadnie mgła, widać bliskość oceanu. W listopadzie, gdy dochodzi ósma, na dworze jest jeszcze ciemno. Jak zwykle o tej porze, na betonowym placu przy szkolnym budynku panuje zgiełk. Syczą otwierające się drzwi żółtego autobusu, który właśnie przywiózł dzieci z dwu okolicznych osad. Warczą silniki skuterów, którymi dumnie podjeżdżają starsi uczniowie. Jaspur, Bjarni i Miriam, przyjaciele z dziewiątej A pędzą, by zdążyć na pierwszy dzwonek. Już za kilka chwil cała trójka będzie doskonalić się w geometrii. – Dziś mamy gości z Polski – wita nas Oddmar, nauczyciel matematyki i języka duńskiego. Poznaliśmy go w Sandavágur podczas uroczystości z okazji zakończenia sezonu piłkarskiego. – Margit, pokaż, proszę, na mapie, gdzie leży Polska. Czternastolatka wstaje i bez wysiłku znajduje kraj, do którego raz w roku podróżują jej rodzice. Przylatują nad Wisłę leczyć zęby. Polska dla Farerów jest przede wszystkim krajem tanich dentystów. – Ale nie tylko – wtrąca Jón, blondwłosy chłopiec, którego sportowe sympatie zdradza piłkarska koszulka Liverpoolu. – Z Polski pochodzi przecież Jerzy Dudek. Nigdy nie zapomnę, jak wytańczył Puchar Europy dla mojego ulubionego klubu. – A słyszałeś o innych słynnych Polakach? – pytam Jóna. Nie słyszał. Jego koledzy, starsze rodzeństwo i najpewniej rodzice, oni wszyscy także nie wiedzą nic o Wałęsie, Miłoszu, Sendlerowej, Rodowicz, Wodeckim i producentach suchej krakowskiej. Karol Wojtyła to postać kompletnie nieznana, a Jan Paweł II był dla nich wyłącznie obywatelem Rzymu. Uczniowie Oddmara nie wymienią nazwisk słynnych Polaków, choć w tak młodym wieku biegle mówią w trzech językach (farerski, duński, angielski), uczą się kolejnego (hiszpański lub francuski), chętnie porozmawiają o kierunkach rozwoju gospodarki („Trzymajmy się ryb, w rybach nasza przyszłość. W przetwórni pracują zresztą moja mama i co trzecia ciotka”), mają też własne poglądy polityczne („Dania jest fajna. Gdybym miał skończone osiemnaście lat, zagłosowałbym na Sambandsflokkurin”*; albo: „W moim domu spluwamy na Koronę Duńską. Dlatego sympatyzuję z Tjódveldi”**). – To z czym wam się kojarzy Polska? – pytam. – Z niczym. – Z Rosją. – Z biedą. – U nas sprząta pani z Polski, Grażyna. Smaży pyszne placki z ziemniaków i jest bardzo miła. – Z budowlańcami w Tórshavn. Boję się ich. – Z piłką nożną. Macie bardzo silną reprezentację. – Z piłką ręczną. Ale się cieszyłam, gdy pokonaliście Duńczykow. – Z trenerem Piotrem Krakowskim. Czy każdy Polak po czterdziestce nosi wąsy? Oddmar wyciąga spod biurka sfatygowany album geograficzny. Na okładce wyłuszczone złotawe litery w języku farerskim: „Europejskie stolice”. Między fotografiami Pragi, Bonn i Berlina odkrywamy Warszawę lat sześćdziesiątych. Z dawną Rotundą, która pogrzebała w 1979 roku czterdzieści dziewięć osób. Z niewymyślonym jeszcze Rondem Dmowskiego, za to z tramwajami skręcającymi w lewo, z Alej Jerozolimskich w Marszałkowską. – Ten atlas służy uczniom od początku istnienia szkoły, od 1961 roku. Wyspy Owcze zmieniły się nie do poznania przez te cztery dekady. A Warszawa? – puszcza do nas oko. – Co się u was zmieniło najbardziej? – nie chcę odejść od tematu. Oddmar zastanawia się przez moment i odpowiada. – Oddalamy się od siebie. Do końca lekcji pozostało jeszcze dwadzieścia minut. W ruch poszły linijki, cyrkle i ołówki. Levi, klasowy prymus i samochwała, ziewa z aktorskim zacięciem, jakby chciał powiedzieć, że obliczenie wysokości trójkąta różnobocznego to dla niego pestka. Egzamin roczny zda zapewne na najwyższą notę – trzynastkę. Dziesiątkę przyjąłby z lekkim rozczarowaniem. Jak każdy młody Farer, przez pierwsze siedem klas otrzymywał tylko oceny opisowe. Lubi się uczyć, więc nie grożą mu 03 lub 00. Poli nie radzi sobie z zadaniem. Nie waha się jednak zapytać o rozwiązanie wyrozumiałego belfra, który krąży między ławkami niczym Zsuzsa Polgár podczas symultany. – Dbam, by relacja nauczyciela z uczniem była relacją partnerską. Nauczyciel ma być starszym kumplem, do którego zawsze

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2011, 2011

Kategorie: Książki