Nie zrezygnowałem z tatara. Ale mięso musi być polskie – mówi weterynarz w powiecie puławskim Z samego rana zadzwonił telefon: – Panie doktorze, coś z moją krową niedobrze. Chyba oślepła. – A jakie są objawy? – Włazi na ścianę obory, przewraca się… Przyjedzie pan? Lekarz weterynarii, Janusz Łój, wziął torbę z medykamentami i pojechał do sąsiedniej wsi. Razem z jego zmiennikiem, doktorem Tomaszem Dobrowolskim, siedzę w lecznicy dla zwierząt w Łabuniach, niedaleko Zamościa. – Już dziesiąty rok prowadzimy z Januszem tę lecznicę. Znamy teren jak własną kieszeń. Kolejny telefon wywołał temat, który tego dnia zdominował wszystkie pozostałe. – Z Macówki mówię – męski głos brzmiał donośnie w słuchawce. – Mam bardzo dziwnego indora, panie doktorze. Okazały, a jeść przestał. Tyle się teraz mówi o tej chorobie wściekłych krów, może i mój indor zapadł. Obejrzy pan? Bo nie wiem, czy będzie go można zjeść na święta? Wrócił doktor Łój i relacjonuje: – Kondycja u krowy słabiutka, ruchy nerwowe i nieskoordynowane, lizawość, skręt szyi… – Czytałam, że takie objawy mają krowy chore na gąbczaste zwyrodnienie – wtrącam gwałtownie. – Pani redaktor! To ketoza – śmieją się obydwaj. – Choroba związana z zaburzeniem przemiany materii. Objawy może troszkę zbliżone do BSE, ale doświadczony lekarz weterynarii nie ma z tym większego problemu. W przeciwieństwie do tego, co się ostatnio mówi i pisze o niewiedzy lekarzy weterynarii w tzw. terenie, my jesteśmy dobrze zapoznani z publikacjami na temat BSE, uczestniczyliśmy też w odpowiednich seminariach. Niech nam pani wierzy – zamojska krasula jest zdrowa jak rydz. – I je pan wołowinę? – Oczywiście. A najbardziej lubię tatara – mówi doktor Janusz Łój. Wszystko pod kontrolą Nasze kulinarne rozmowy przerywa przybycie doktor Izabelli Swobody, zastępcy powiatowego lekarza weterynarii z Zamościa. – Kontrola – oznajmia. – Chcę obejrzeć salę zabiegową, miejsce przechowywania szczepionek, proszę książki leczenia zwierząt, rejestr psów podlegających obserwacji w kierunku wścieklizny, proszę… W jednym z punktów wypełnianego przez doktor Swobodę protokołu polecono “wstawić odpowiednie”. “Stwierdzono – nie stwierdzono – upadki lub uboje po uprzednim stwierdzeniu objawów nerwowych, sugerujących konieczność pobrania materiału do badań na BSE”. – W 1986 roku po raz pierwszy dotarły do nas sygnały z zachodu Europy o chorobie szalonych krów – mówi Izabella Swoboda. – Od 30 lat pracuję w zawodzie, a od 25 jestem zakaźnikiem i obecnie kieruję tym pionem w Powiatowym Inspektoracie Weteryna- rii w Zamościu. W styczniowym numerze z 1998 roku “Życia weterynaryjnego” ukazała się obszerna publikacja profesora Frymusa z Warszawy, przedstawiająca obraz kliniczny zwierząt chorych na BSE. Zobowiązaliśmy wszystkich naszych lekarzy terenowych do zapoznania się z doniesieniami naukowymi, dotyczącymi tej choroby. Nie znam przypadku, aby ktoś z nas nie znał tej jednostki chorobowej. Twierdzenie więc, że polscy lekarze weterynarii nic na temat tej choroby nie wiedzą, jest nieprawdą. Od kilku lat prowadzone są badania przesiewowe w zakresie gąbczastego zwyrodnienia. Polega to na pobieraniu mózgów od bydła nie wykazującego żadnych objawów chorobowych i przesyłaniu ich do Instytutu Weterynarii w Puławach. Ilość tych próbek jest sterowana przez Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Lublinie. Lekarze weterynarii wolno praktykujący mają obowiązek zgłoszenia do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii wszystkich przypadków chorób centralnego układu nerwowego bydła. Zwierzęta są poddawane 14-dniowej obserwacji. W tym okresie zwierzę musi albo wyzdrowieć, albo paść. Jeśli padnie – jego mózg zostanie obowiązkowo przesłany do badania do Puław. Do tej pory w powiecie zamojskim, obejmującym 15 gmin, nie było takiego przypadku. – W związku ze wzrastającym zagrożeniem z zachodniej Europy – mówi Izabella Swoboda – rozpoczęliśmy działania profilaktyczne. Sprawdzamy stan zdrowotny bydła sprowadzonego z Zachodu. Każda sztuka bydła jest badana przed ubojem. Gdyby któreś wykazywało tzw. objawy nerwowe, nie byłoby dopuszczone do uboju, lecz poddane 14-dniowej obserwacji. Ale również nie mieliśmy takich przypadków. Co z mączką Naszą rozmowę przerywa wejście rolnika. – Ja w celu informacji – mówi. – W telewizji usłyszałem, że w paszach dla zwierząt jest mączka, która powoduje chorobę wściekłych krów. Prawda
Tagi:
Izabella Wlazłowska