Archeolodzy potwierdzają – meksykańscy Indianie składali okrutne ofiary z ludzi Uważali ludzką krew za pokarm bogów, „cenniejszy od wody”. Dla azteckich wojowników „kwietna śmierć” na kamieniu ofiarnym była największym zaszczytem. Aztekowie wyruszali do boju, aby zdobyć tysiące jeńców. Pojmanych mordowali, żeby złożyć bóstwom krwawą ofiarę. Nieszczęśnikom wyrywano serca na szczytach świątyń piramid, innych palono lub grzebano żywcem, kamienowano, obdzierano ze skóry, topiono, przebijano strzałami. Jatki odbywały się także w mniejszych świątyniach, a nawet wprost na ulicach. Wojownicy przebiegali przez metropolię Azteków, Tenochtitlan, niosąc tykwy pełne krwi lub świeżo zdarte skóry swoich jeńców. W kuchniach gotowało się mięso ofiar, a oskrobane i wysuszone ludzkie kości udowe wisiały na domowych podwórzach. Słynny francuski antropolog Claude Levi-Strauss napisał, że Aztekowie „cierpieli na maniakalną obsesję krwi i tortur”. Później jednak naukowcy zaczęli powątpiewać w tak makabryczną wizję państwa i społeczeństwa wojowniczych Indian ze środkowego Meksyku. Relacje o ofiarach z ludzi pochodzą przede wszystkim od hiszpańskich konkwistadorów, którzy w latach 1519-1521 bezlitośnie zniszczyli imperium Azteków i zamierzali przedstawić ich jako okrutnych pogan, zasługujących na unicestwienie. Także indiańskie kodeksy obrazkowe, powstałe w XVI w. i ukazujące makabryczne rytuały, zostały sporządzone na zlecenie i zgodnie z życzeniami europejskich zdobywców, ich treść należy więc traktować ostrożnie. Niektórzy badacze doszli do wniosku, że trzeba bronić dobrego imienia Azteków. Wysunięto teorię, że tak naprawdę ofiary z ludzi meksykańscy Indianie składali bardzo rzadko, a przerażające sceny z kodeksów czy płaskorzeźb świątynnych to ilustracje mitów i legend, a nie rzeczywistych wydarzeń. Być może, ofiarowany bogom nie umierał, lecz przechodził tylko rytuał powtórnych narodzin. Można przypuszczać, że krew czy ludzkie serca były dla Azteków jedynie symbolem ich ulubionych napojów z ziaren kakao… Archeolodzy znajdują jednak ostatnio coraz więcej dowodów, że opowieści o makabrycznych obrzędach przynajmniej częściowo są prawdziwe. W lipcu w ruinach Wielkiej Świątyni (Templo Mayor) w meksykańskiej stolicy odkryto szczątki dziecka złożonego w ofierze prawdopodobnie około 1450 r. podczas ceremonii położenia kamienia węgielnego pod kolejny poziom sanktuarium. Dziecko zostało pogrzebane w piasku pod kamiennymi schodami. Przy zwłokach złożono gwizdki, naszyjniki, bransolety z muszli i miedziane dzwonki. Archeolog Ximena Chavez twierdzi, że to zdumiewające odkrycie. Malca zabito bowiem na cześć Huitzilopochtli, okrutnego boga wojny. Z relacji Hiszpanów wynikało tymczasem, że Huitzilopochtli dostawał krew i serca tylko dorosłych wojowników, schwytanych w bitwach z wojskami sąsiednich ludów. Chłopców uśmiercano zaś podczas suszy jako „kwitnące kwiaty kukurydzy”, aby przebłagać Tlaloca, boga deszczu. „To pierwsze dziecko złożone w ofierze Huitzilopochtli. Europejscy kronikarze nic o takich praktykach nie wiedzieli, być może opisywali tylko takie wydarzenia, których byli świadkami”, próbuje wyjaśnić tę zagadkę Ximena Chavez, pracująca w Narodowym Instytucie Archeologii i Antropologii Meksyku. Wcześniej archeolog Juan Alberto Roman Berrelleza opublikował wyniki badań szczątków 42 dzieci, przeważnie sześcioletnich chłopców, znalezionych w ruinach Templo Mayor, najważniejszego sanktuarium Azteków. Okazało się, że większość cierpiała na poważne i bolesne dolegliwości, takie jak rozległa próchnica czy infekcje kości. Być może, celowo wybierano chore ofiary, tak aby płakały z bólu podczas obrzędu, co kapłani uważali za dobry omen. Dzieci zgładzono, podcinając im gardła. W grudniu 2004 r. podczas wykopalisk w Ecatepec bezpośrednio na północ od miasta Meksyk archeolog Nadia Velez Saldana odkryła ślady ofiar złożonych bogowi śmierci – częściowo spalone szkielety czworga dzieci oraz całkowicie zwęglone szczątki czwórki innych. Dzieci mogły zostać spalone żywcem. Niekiedy Aztekowie dokonywali budzących grozę rytuałów – wrzucali mocno związanych nieszczęśników do ognia, wyciągali ich hakami, gdy na skórze pojawiły się pęcherze, i dopiero tak poparzonym wyrywali serca. Mnożą się świadectwa, że ciała ofiar były spożywane. Kodeks Magliabecchiego, sporządzony między rokiem 1600 a1650, pokazuje części ludzkich ciał gotujące się w wielkich kotłach, otoczonych przez biesiadników, którym przygląda się bóg śmierci. „Znaleźliśmy właśnie takie kotły. Obok nich leżały kompletne szkielety, ale także porąbane ludzkie kości”, opowiada archeolog Luis Manuel Gamboa. Badacz Leonardo Lopez
Tagi:
Krzysztof Kęciek