Wiele wskazuje na to, że niebawem, po 25 latach, zostanie zakończona budowa ambasady RP w Berlinie. W każdym razie, jak widać na zdjęciu, mury już stoją. Tym samym zamknięty zostanie jeden z najbardziej wstydliwych rozdziałów w historii polskiego MSZ. Zacznijmy od początku. W roku 1964 Niemiecka Republika Demokratyczna podarowała Polsce działkę o powierzchni 4,2 tys. m kw., położoną w najbardziej reprezentacyjnej części Berlina, przy Unter den Linden 70-72, 400 m od Bramy Brandenburskiej. Zbudowany na niej został biurowiec klasy Lipsk, w którym znalazła siedzibę ambasada PRL. 30 lat później zaczęto w MSZ zastanawiać się, co zrobić z mocno przestarzałym biurowcem – czy go remontować, czy zburzyć i w tym miejscu zbudować nową siedzibę. Wybrano wariant drugi. Pierwszy konkurs na projekt nowej ambasady rozpisano w roku 1997, w czasach koalicji AWS-UW, przewidując 800 m kw. powierzchni biurowej. Gdy MSZ zaakceptowało projekt przygotowany przez pracownię architektów BBK, wymyślono, że budynek ma pomieścić również Instytut Kultury, a na parterze będą organizowane wystawy itp. Projekt więc przerabiano i powierzchnia ambasady rozrosła się do 1,4 tys. m kw. Te zmiany akceptował dyrektor generalny MSZ i to on w roku 2000 zadecydował o budowie nowej siedziby. Polscy dyplomaci wynieśli się więc z Unter den Linden, opuszczony budynek zaczął niszczeć i straszyć. Po zamachu z 11 września 2001 r. na World Trade Center zmieniły się normy bezpieczeństwa zagranicznych przedstawicielstw państw NATO, a projekt ambasady nowych norm nie spełniał. MSZ zostało więc z górą niepotrzebnych planów, za które z powodu wcześniejszych przeróbek musiało zapłacić, bagatela, 18,6 mln zł. Na całą budowę miało zaś 40 mln zł. Dlatego po długich wahaniach i nieudanych próbach kolejnej przeróbki pierwszego projektu powrócono do wariantu modernizacji starego budynku. Ale gdy okazało się, że remont i modernizacja starej siedziby będą niewiele tańsze od budowy nowej, sprawa znów ugrzęzła. Za Anny Fotygi nie drgnęła, a po Fotydze MSZ objął Radosław Sikorski. „Jestem przekonany, że w odróżnieniu od poprzedników nie będę potrzebował kolejnych 10 lat na zbudowanie ambasady w Berlinie”, grzmiał 7 maja 2008 r. w sejmowym wystąpieniu. Szef jego gabinetu politycznego, Piotr Paszkowski, zapewniał zaś, że do końca 2009 r. powstanie projekt nowej ambasady i że otwarta zostanie ona w roku 2012. I co? Jesienią 2012 r. MSZ ogłosiło, że… rozstrzygnęło konkurs na projekt ambasady w Berlinie i wygrała go pracownia JEMS. Z pompą prezentowano makietę, tak jakby był to już prawdziwy gmach. Następnie powołano pełnomocnika ds. budowy ambasady. Ale przyszedł nowy szef MSZ, Grzegorz Schetyna, i go odwołał. A potem przyszło PiS. Minister Waszczykowski najpierw odrzucił projekt ambasady przygotowany przez Sikorskiego. Potem skierował do prokuratury zarzuty o niegospodarność, przy okazji nazywając hańbą sprawę pustej działki straszącej w centrum Berlina. Jeszcze później ministerstwo ogłosiło, że będzie budowało ambasadę w modelu partnerstwa publiczno-prywatnego. Ale partnera nie znaleziono. W tej sytuacji 20 września 2017 r. premier Morawiecki zadecydował, że ambasadę zbudujemy sami. W roku 2020 budowa jeszcze się nie zaczęła. Zaczęły się przetargi. Potem wreszcie coś się ruszyło. I po 25 latach może się doczekamy ambasady. Czy tak musiało być? Cofnijmy się w czasie. Wiosną 1997 r., kiedy ministerstwem kierował Dariusz Rosati, bardzo zaawansowany był inny plan. Zaangażowany był w niego Deutsche Bank i jego odnoga zajmująca się nieruchomościami. Podpisano nawet list intencyjny. Plan przewidywał, że na polskiej działce za pieniądze DB powstaną do roku 2000 dwa budynki. Pierwszy będzie pełnił funkcję polskiej ambasady, drugi przez 30 lat wynajmować będzie Deutsche Bank. Potem budynek zostałby zwrócony Polakom. DB miał już na niego najemcę – Komisję Europejską, która chciała otworzyć przedstawicielstwo w stolicy Niemiec. Te plany nie zostały zrealizowane. W Polsce głośno przeciw nim protestowano, podnosząc argument, że budowanie ambasady przez obcą firmę jest bardzo niebezpieczne. Kampania na „nie” organizowana przez jeden z tygodników oraz grupę posłów PSL okazała się skuteczna. Z kronikarskiego obowiązku warto nadmienić, że z tego wariantu skorzystali Węgrzy. Za pieniądze Deutsche Banku na ich działce postawione zostały ambasada i budynek komercyjny, który wynajmuje… Komisja Europejska. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint