Kryzys budowlany dopiero się zaczyna
Wygodnie było mówić, że ta „wstrętna Blida” uchwaliła eksmisje na bruk, a jednocześnie korzystać z tego rozwiązania. Rozmowa z Barbarą Blidą, posłanką SLD Czy w przyszłym rządzie będzie pani odpowiadać za sprawy budownictwa? – Budownictwem zajmowałam się i będę zajmować się zawsze, jednak już nie w rządzie. Kierowanie tym resortem było wielką przygodą – ale wystarczy, zwłaszcza że ranga budownictwa w strukturach rządowych wyraźnie się obniżyła. Likwidacja Ministerstwa Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa była błędem. W krajach dynamicznie rozwijających się Ministerstwo Budownictwa miało z reguły bardzo silną pozycję – choćby Niemcy. Dzięki temu można było zadbać o ład budowlany i przestrzenny, czego w Polsce nie mamy. A przecież powinniśmy traktować budownictwo jak gałąź przemysłu, mogącą dać bardzo wiele miejsc pracy. – W jakiej kondycji jest dziś nasze budownictwo mieszkaniowe? – Od dwóch lat obserwuję duży spadek ilości pozwoleń na budowę. Cykl budowlany trwa też około dwóch lat, więc w najbliższym czasie liczba oddawanych mieszkań zacznie się zmniejszać. W ostatnich latach budowano w Polsce 60-70 tys. mieszkań rocznie i wydawano ok. 100 tys. pozwoleń. Teraz pozwoleń wydaje się niemal o połowę mniej, co źle wróży i ludziom poszukującym mieszkania, i pracującym w budownictwie. – Kiedy pani kierowała ministerstwem, chyba nie było znacznie lepiej? – Mieszkań oddanych też mieliśmy 60-70 tys. rocznie, ale ok. 200 tys. „w budowie”, co oznacza, że część z nich była już gotowa, lecz formalnie jeszcze nieoddana do użytku (ówczesne przepisy podatkowe nie zachęcały do szybkiego finalizowania budowy). To prawda, nie nastąpiło jakieś raptowne przyśpieszenie, ale dlatego że wcześniej, w latach 1989-93, nie zrobiono dla budownictwa prawie nic. Zlikwidowano natomiast od 1 stycznia 1990 r. preferencyjne kredyty, oprocentowane na 4% z umorzeniem 25-procentowym, za które w Polsce budowano mieszkania spółdzielcze. Wprowadzono wolny rynek kredytowy i bardzo wielu z tych, którzy spłacali kredyty mieszkaniowe, padło pod ciosami ponad 120-procentowej inflacji. Kiedy objęłam Ministerstwo Budownictwa, doprowadziłam do uchwalenia dziewięciu zasadniczych ustaw, które przystosowały budownictwo mieszkaniowe do warunków gospodarki rynkowej. Właśnie w tym czasie wprowadzono rozwiązania z powodzeniem funkcjonujące do dziś: towarzystwa budownictwa społecznego, Krajowy Fundusz Mieszkaniowy i kasy mieszkaniowe. Ja nie przespałam tych czterech lat, lecz wzięłam się ostro do roboty i wykonałam maksimum tego, co można było zrobić. Miałam mały powód do satysfakcji, kiedy posłowie obecnej Komisji Budownictwa, niezależnie od przynależności partyjnej, zgodnie uznali, że jedyną kadencją, która nie została zmarnowana dla spraw budownictwa, była kadencja poprzedniego parlamentu, gdy minister dobrze współpracował z komisją i przychodził na niemal każde posiedzenie. – Ale gdy pani była ministrem, przyjęto także ustawę dopuszczającą eksmisje na bruk. – Ta ustawa bardziej broniła lokatorów, niż obecna, mająca w nazwie słowa „o ochronie lokatorów”. Ona wyważała interesy najemców i właścicieli. Dopuszczalność eksmisji na bruk została wprowadzona, gdy ok. 30% najemców w Polsce nie płaciło czynszu i o dziwo, wśród tych, co nie płacili, najwięcej było ludzi żyjących w dostatku, niepłacących przez brak jakichkolwiek sankcji. W ustawie zapisano, że sąd po zbadaniu sytuacji rodziny „może orzec eksmisję”. Ustawa przecież nie nakazywała jej orzekania. Podczas dyskusji nad projektem za takim rozwiązaniem jednoznacznie opowiadali się prawnicy, uważając, że sprawę należy zostawić do decyzji sądu i nie naruszać jego suwerenności. Niestety, sądy w wielu przypadkach okazały się bardzo bezduszne i bez wnikania w sytuację rodzin, często zaocznie, dokonywały eksmisji na bruk. Coraz częściej takie eksmisje orzekano wobec rodzin z dziećmi. Od 1998 r. posłowie SLD występowali z projektami nowelizacji ustawy, ale przez trzy lata systematycznie je odrzucano i dopiero pod koniec kadencji, w obliczu wyborów, uchwalono ustawę ograniczającą eksmisje, autorstwa rządowego, dokładnie kopiującą nasze propozycje. Gdyby zrobiono to wcześniej, nie kierując się zasadą, że to, co zgłasza lewica, trzeba z założenia odrzucić, uniknięto by wielu tragedii. Kryło się w tym dużo cynizmu, bo wygodnie mówić, że „wstrętna Blida” uchwaliła eksmisje na bruk, a jednocześnie korzystać z tego rozwiązania. – Wprowadzane przez panią towarzystwa budownictwa społecznego miały stać się szansą zdobycia mieszkań dla ludzi mniej zamożnych. Bardzo wysokie czynsze sprawiły,