Kryzys zapełnia kostnice

Kryzys zapełnia kostnice

Amerykanom coraz częściej brakuje pieniędzy na pogrzeby swoich bliskich Kryzys z całą mocą uderzył w społeczeństwo USA. Ekonomiści wieszczą poprawę, lecz obywatele na razie jej nie odczuwają. Skutki ekonomicznej mizerii są dotkliwe. Ludzi coraz częściej nie stać nawet na urządzanie pogrzebów zmarłym bliskim. W chłodniach niektórych kostnic piętrzą się ciała, zaczyna brakować miejsc. W kostnicy Biura Koronera Los Angeles County (hrabstwa LA) liczba ciał, po które nikt się nie zgłosił, poddanych kremacji na koszt podatnika, wzrosła w ciągu ostatniego roku fiskalnego o 36% (z 525 do 712). Krematorium hrabstwa nie ma wystarczających mocy, jego pracownicy odmówili przyjmowania nowych zwłok. Biuro musiało wynająć za 135 tys. dol. dwa prywatne krematoria, aby rozwiązać problem. (W USA koroner bada przypadki morderstw oraz wszelkiego rodzaju podejrzanych zgonów). Detektyw biura koronera, porucznik David Smith, pełniący obowiązki już wiele lat, nie pamięta takiej sytuacji. W Kalifornii zdarzały się czasy ekonomicznych kłopotów, ale nigdy tak wielu ludzi nie rezygnowało z pogrzebu bliskich. „Ten wzrost jest naprawdę dramatyczny. Rodziny zmarłych mówią nam otwarcie, że nie mają pieniędzy na urządzenie pochówku”, opowiadał detektyw Smith na łamach dziennika „Los Angeles Times”. Za samo odebranie zwłok z kostnicy biura trzeba zapłacić 200 dol. Ciała, po które nikt się nie zgłosił, zazwyczaj po miesiącu poddawane są kremacji. Bliscy mogą zabrać prochy po wniesieniu opłaty w wysokości 352 dol. Koszty spopielenia zwłok w krematorium sięgają tysiąca dolarów. Za pogrzeb w prostym grobie trzeba zapłacić przeciętnie 7323 dol. (według informacji Narodowego Stowarzyszenia Dyrektorów Domów Pogrzebowych 40 lat temu skromny pogrzeb kosztował 4207 dol.). Takie koszty budzą przerażenie ludzi, którzy i tak borykają się z palącymi problemami finansowymi, niekiedy bezrobotnych lub takich, którym zlicytowano domy. Śmierć bliskiego staje się ogromnym obciążeniem nie tylko emocjonalnym. „Kiedy przychodzimy do domu, w którym zginął – np. w wypadku drogowym – jedyny żywiciel rodziny, widzimy żonę i dzieci… Szczególnie młode rodziny tracą w takiej sytuacji grunt pod nogami”, opowiada David Smith. Wśród tych, który zostaną zkremowani i pochowani na koszt publiczny w zbiorowym grobie, znajdzie się Christopher Agosta z West Hollywood, który przybył do Kalifornii z Massachussets przed 17 laty i zerwał kontakt z rodziną. Agosta zachorował na AIDS, miał długi, nie mógł zapłacić czynszu, śmiertelnie bał się bezdomności. Kiedy ludzie szeryfa przyszli, aby wyrzucić go z mieszkania, strzelił sobie w głowę. Miał 43 lata. Siostra tragicznie zmarłego, mieszkająca w Massachussets Tarnya Baker, chciałaby odebrać prochy brata, jednak ma dwoje dzieci, jej mała rodzinna firma przeżywa trudności i zwalnia pracowników. Pani Baker nie stać na lot do Kalifornii i wniesienie opłaty za wydanie urny z prochami. Ci Amerykanie, którzy jednak urządzają pogrzeby bliskim, starają się oszczędzać. Zamawiają tańsze trumny, rezygnują z kwiatów, wybierają krótsze ceremonie. Coraz więcej rodzin decyduje się na znacznie tańszą kremację zamiast pogrzebu ziemnego. W Los Angeles liczba kremacji wzrosła w ciągu ostatniego półrocza o 16%. Stephanie Jones-Kastelic, współwłaścicielka domu pogrzebowego Friedrich-Jones w Naperville (Illinois) opowiada: „W ubiegłych latach przychodzili do mnie zamożni seniorzy, 70-latkowie i starsi, aby uzgodnić i opłacić z góry swe ceremonie pogrzebowe. Chcieli w ten sposób oszczędzić kosztów rodzinie. Teraz takich par zgłasza się coraz mniej. Każdy potrzebuje pieniędzy na życie”. To tylko jeden z wielu przejawów kryzysu w Stanach Zjednoczonych. Obywatele obawiają się, że liczba zwłok w kostnicach biur koronera wkrótce wzrośnie. Władze niektórych stanów planują bowiem przedterminowe zwolnienia skazańców z zakładów karnych, aby w ten sposób zaoszczędzić. Policjanci i pracownicy służby więziennej gromko protestują. Stróże prawa ostrzegają przed gwałtownym wzrostem przestępczości. Personel zakładów karnych obawia się masowych zwolnień. W Kalifornii gubernator Arnold Schwarzenegger, Republikanie oraz Demokraci uzgodnili wreszcie program walki z gigantycznym deficytem budżetowym, sięgającym 27 mld dol. Jak zwykle zrezygnowano z podwyższenia podatków. Zamiast tego zdecydowano się na drastyczne cięcia w wydatkach na oświatę, ochronę zdrowia, w ubezpieczeniach dla ponad

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 31/2009

Kategorie: Świat