Krzysztof Teodor Toeplitz

W tym miejscu, na ostatniej stronie, od ponad sześciu lat (z czasową przerwą) ukazywały się felietony KTT, najpierw w cyklu „Kuchnia Polska”, potem jako „Odloty”. W pierwszych numerach „Przeglądu” Krzysztof Teodor Toeplitz dzielił tę ulubioną przez felietonistów stronę z Aleksandrem Małachowskim. Kiedy zmniejszyliśmy format, ustąpił pola starszemu koledze po piórze, by w 2004 r. na niej go zastąpić. Ostatni felieton KTT ukazał się trzy tygodnie temu. Niech fragmenty Jego tekstów pokazują, jak wiele miał do powiedzenia. Projektowany system edukacyjny nie tylko wyklucza z wszelkich możliwości awansu oświatowego 20% społeczeństwa, ale sprawia, że ci, którzy przychodzą do szkoły średniej czy nawet na wyższą uczelnię, w sporym stopniu nie nadają się do dalszego kształcenia z powodu elementarnych braków podstawowych, z nieznajomością ortografii włącznie, i niewiele można z nich „wyprofilować”. (Książeczka, „P” nr 16/2000) Prawem nadawców komercyjnych jest emitowanie tego, co przynosi im pieniądze, wszystko inne zależy od ich dobrej woli lub jej braku. Ale telewizja publiczna i publiczne radio pozostały – po klęsce czytelnictwa – jedynymi instrumentami kultury, które mają jeszcze szansę dotrzeć tam, gdzie nie dociera już nic. Stąd w interesie społecznym nie leży równość tych podmiotów. Uprzywilejowanie nadawców publicznych nie tylko nie jest niczym zdrożnym, ale jest wręcz obowiązkiem państwa. Rzecz inna, czy nasi nadawcy publiczni przy obecnej swojej działalności na to zasługują. (Nowy minister, „P” nr 29/2002) System ekonomiki kultury jest niedrożny. Nie zatyka się na etapie produkcji dóbr kulturalnych, o czym mówi się najwięcej, ale na etapie ich sprzedaży. Dlatego polityka kulturalna państwa powinna być nastawiona nie tyle – choć brzmi to jak herezja – na pomoc artystom, ile na pomoc konsumentom. Dopracowanie się, z pomocą państwa, taniej książki, płyty, biletu, zaopatrzenie bibliotek, aby stać je było na zakupy nowości, a może wręcz wykoncypowanie systemu podatkowego, w którym wydatki na cele kulturalne byłyby podstawą do ulg podatkowych, jest to jedyna droga, aby pomagając odbiorcom, realnie pomóc twórcom, producentom, wydawcom, wystawcom i muzealnikom. (Trzy pióra, „P” nr 39/2002) Właściwym zadaniem inteligencji nie jest – i nigdy nie było – kibicowanie konstruktorom jedynie słusznych rozwiązań ustrojowych, lecz przeciwnie, stawianie przed nimi znaków zapytania i zmuszanie do namysłu. Nie jest „radość z odzyskanego śmietnika”, lecz zastanowienie, jak i dlaczego na powstający obecnie śmietnik historii spada tak wiele warstw społecznych i jednostek ludzkich, razem z ich aspiracjami i nadziejami. Dlaczego zatkał się kanał awansu społecznego dla ludzi biednych. Dlaczego na pośmiewisko wystawione zostały ambicje naukowe, kulturalne i twórcze, zdegradowane przez pogoń za łatwymi pieniędzmi. Dlaczego potencjalne dźwignie edukacji społecznej, jak telewizje na przykład, wydały kulturę „Big Brothera” i czy nie stawia to pod znakiem zapytania odpowiedzialności społecznej prywatnego biznesu. Nie ma żadnej gwarancji, że ukończenie budowy obecnego modelu gospodarki rynkowej zlikwiduje te zjawiska, które dziś widać gołym okiem i na które zwracają uwagę ludzie kultury. Raczej można przypuszczać, że krzywy fundament, który obecnie obserwujemy, da w rezultacie krzywą budowlę. (Jak inteligent z inteligentem, „P” nr 46/2002) W Polsce narasta wreszcie potwierdzana przez naukowe badania świadomość, jaki właściwie ustrój budujemy. Pokazują to między innymi obliczenia zgromadzone przez OPZZ. Wynika z nich na przykład, że roczny czas pracy pracowników najemnych w Polsce wynosi 1984 godziny i jest o prawie 600 godzin dłuższy niż w Niemczech i we Francji, a także o mniej więcej 150 godzin dłuższy niż w Japonii. Pracujemy więc długo, ale w tym czasie pracy nasza wydajność wynosiła w roku 2003 połowę (50,2%) średniej wydajności w Unii Europejskiej, podczas gdy we Francji wynosi ona 115,1%, a w Czechach 60,8%. Tyle że pracujący Polak zarabia średnio 558 euro, Francuz zaś 2061, Niemiec 2804, natomiast Brytyjczyk aż 3276. Te dane pokazują więc dość oczywistą sytuację wyjściową, w której odbija się zarówno nasze zacofanie techniczne i organizacyjne, jak i ogólne ubóstwo kraju w porównaniu z rozwiniętymi państwami Zachodu, co będziemy musieli nadrabiać przez dziesięciolecia. (Mądrzejemy, „P” nr 22/2005) Kaczyńscy są niewątpliwie zwolennikami spiskowej teorii dziejów. Wierzę, że naprawdę interesuje ich przebudowa Polski na wymarzoną przez nich katolicko-autorytarną modłę, budowa państwa policyjno-społecznego, gdzie społeczeństwu wiodłoby

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2010, 2010

Kategorie: Felietony