Gdy myślę o tak masowo stosowanych aresztach tymczasowych, to myślę też, że przyjdzie czas, gdy trzeba będzie ponieść odpowiedzialność za to, co kiedyś się robiło Z Barbarą Piwnik rozmawia Robert Walenciak Nie lubią sędziowie ministra Rostowskiego… – Dlatego że zamroził płace sędziów? Bardziej z innego powodu – jak o tym mówił. Bo minister Rostowski powiedział tak: w roku ubiegłym były zamrożone płace urzędników i z tego tylko sędziowie dostali podwyżkę. W następnym roku zamrożone będą płace urzędników, w tym sędziów. Nie wytrzymałam! Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Kancelarii Premiera z pytaniem, czy ministrowie nie wiedzą, że sędzia to nie urzędnik. Uczy ich pani. – Wie pan, obywatel wcale nie musi mieć w jednym palcu przepisów konstytucji, rozumieć zasady trójpodziału władzy ani nad tym wszystkim się zastanawiać. Gdy więc ważny minister mówi mu, że sędzia to coś takiego jak urzędnik, przyjmuje to do wiadomości. A jeżeli następnie premier mówi w telewizji, że sędziowie mają szybciej wydawać wyroki, że te wyroki mają być takie, a nie inne itd., to w pewnym momencie obywatel zaczyna rozumieć z tego tyle, że premier czy minister może wydać w sądzie polecenie. Trzecia władza to brzmi dumnie Tak jak swemu urzędnikowi? – Tak jest. Urzędnik, taka jego rola, ma być powolny władzy, oczywiście w granicach prawa. A teraz, gdy władza wykonawcza tupie w środkach masowego przekazu i mówi, co ma zrobić sąd i że temu sądowi też pensję zamrozimy, do Polaków idzie czytelny komunikat – że jesteśmy zepchnięci do szeregu. Że nam też można wydawać polecenia, coś kazać, czegoś zabraniać. Sędzia to nie jest urzędnik. – Sędzia to nie jest urzędnik! Który ma się podporządkować, któremu kierownik, dyrektor wydaje polecenia. My też jesteśmy władzą. Trzecią. Trzeba więc pilnować, byśmy tak byli przedstawiani. A nie jako ci, którzy domagają się większych pieniędzy i mniejszej pracy. – Widzi pan, co robię, gdy nie ma mnie na sali rozpraw? Analizuję akta sprawy. Czytelnik tego nie widzi, rozmawiamy w pomieszczeniu, którego niemal połowę zajmuje wielkie biurko, całkowicie zajęte stertą akt. – Piszę uzasadnienie wyroku. Dla sędziego to zrozumiałe – jeżeli nie wyjdzie na salę, siedzi przyłożony aktami i pracuje. Ale takiego przekazu społecznego nie ma. Żałuję tego. Bo gdy mówię o szacunku dla władzy sądowniczej, dla jej niezależności, to nie dla własnej satysfakcji. A dla czyjej? – Proszę pana, sam pan pisał o śledztwach trałowych, o aresztach wydobywczych, o tych wszystkich metodach, śledztwach trwających sześć-siedem lat. Na takiej zasadzie, że może coś się wyłowi. W zderzeniu z takim państwem, z takimi organami ścigania obywatel nie ma szans. I dla obywatela ostatnią deską ratunku jest sąd. Dlatego sędzia musi mieć poczucie, że jest władzą, że ma autorytet, że nie można go poniżyć słabym wynagrodzeniem. A można poniżyć? – Mnie nikt nie jest w stanie obrazić, tak jak ja postrzegam zawód sędziego. Nie jest w stanie obrazić mnie minister finansów, gdy mówi, że tej pani wystarczy, że za te pieniądze się utrzyma. Bo mnie kiedyś nauczono wykonywać ten zawód w poczuciu, że jest to jeden z ważniejszych segmentów państwa. I że jesteśmy odpowiedzialni przed obywatelem. Nikt mnie z tego nie zwolni. Zajrzą kiedyś do archiwów A innych? – Gdy myślę o tak masowo stosowanych aresztach tymczasowych, myślę też, że przyjdzie czas, gdy trzeba będzie ponieść odpowiedzialność za to, co kiedyś się robiło. Że tak łatwo w Polsce posadzić kogoś w areszcie i trzymać go latami? – Oczywiście, że tak. Jaka jest w tym rola sędziów przedłużających areszt, mimo że śledztwo nie przynosi rezultatów? A sędziów drugiej instancji? Przecież od decyzji o zastosowaniu tymczasowego aresztowania, które stosuje sąd rejonowy, składane są zażalenia do sądów odwoławczych. Kiedyś będzie można sięgać do tych akt, zobaczyć, jak sędziowie oceniali wnioski prokuratorów, czy były te dowody, na które się powoływano. Znam sprawę, gdzie sąd się powoływał na zeznania świadka, który nigdy nie był przesłuchiwany. A zeznania miały obciążać. Słyszę, jak prokuratura w Białymstoku prowadziła postępowanie karne przeciwko paniom sędziom z Suwałk – jedna popełniła samobójstwo, a druga posiedziała sobie za kratkami. Później została uniewinniona. Wróciła do zawodu i zażądała odszkodowania. Za dużo chce – zaczęto komentować. A ja pytam: jaka jest cena zniszczenia życia paru pokoleń? Przecież w tych Suwałkach
Tagi:
Robert Walenciak