Kto rządzi w SPD

Kto rządzi w SPD

Dlaczego Matthias Platzeck nagle zrezygnował z funkcji przewodniczącego partii? Premier Brandenburgii, Matthias Platzeck, miał być zbawcą SPD, kapitanem, który wyprowadzi partię z burzliwych wód i wskaże kierunek żeglugi. Te wielkie nadzieje jednak się nie spełniły. Po zaledwie 146 dniach sprawowania urzędu przewodniczący SPD ustąpił ze względu na zły stan zdrowia. 52-letni Platzeck nie wytrzymał stresu, trudów sprawowania władzy i ostrej krytyki ze strony nie zawsze życzliwych „towarzyszy”. Na początku 2006 r. doznał nagłego osłabienia słuchu, potem, w lutym – długiego załamania nerwowego i zaburzeń układu krążenia. Oficjalnie mówiło się o grypie, lecz aktywiści SPD nie kryli zaniepokojenia, że choroba lidera partii trwa tak długo. Platzeck pozbierał się jeszcze i nie szczędząc sił, uczestniczył w kampaniach wyborczych w Saksonii-Anhalt i w Nadrenii-Palatynacie. 29 marca nastąpiła kolejna zapaść – wrażliwy polityk na pewien czas utracił słuch. Wciąż nie rezygnował, napisał jeszcze artykuł programowy o nowoczesnym państwie socjalnym dla tygodnika „Der Spiegel”. Ale gdy 10 kwietnia magazyn ukazał się w kioskach, Matthias Platzeck składał dymisję w siedzibie partii – Domu Willy’ego Brandta w Berlinie. „To było dla nas jak grom z jasnego nieba”, przyznał przywódca SPD w Bawarii, Ludwig Stiegler. Komisarycznym przewodniczącym SPD został premier Nadrenii-Palatynatu, Kurt Beck, dobry gospodarz swego landu, ale bez doświadczenia na polu polityki federalnej. To już trzeci przewodniczący SPD w ciągu zaledwie pół roku. Komentatorzy przewidują, że także Beck nie ma wielkich szans na rozwiązanie palących problemów największej partii politycznej Europy. A przecież przywódca z Palatynatu uważany jest za „ostatniego rezerwistę” socjaldemokratów. Poza nim SPD nie ma już ani jednego polityka, który mógłby zostać szefem partii i ewentualnie kandydatem na kanclerza w 2009 r. Przez siedem lat partię trzymał krótko twardy i charyzmatyczny, „medialny kanclerz”, Gerhard Schröder. Nie lubił programowych dyskusji, prowadził politykę określaną w RFN jako „Basta!”. Innymi słowy, uderzał pięścią w stół i mówił: „Tak ma być albo bawcie się beze mnie”. Schröder rozpoczął kurs reform i ograniczania nadmiernie rozbudowanego państwa socjalnego, na które Niemców nie było już stać. Ale polityka zaciskania pasa i ograniczania zasiłków nie pasuje do SPD, „partii sprawiedliwości społecznej”. Socjaldemokraci utracili wielu tradycyjnych wyborców. Schröder zagrał va banque, zdecydował się na przedterminowe wybory i dzięki dynamicznej kampanii zapewnił swej partii dalszy udział w rządach. SPD stała się młodszym partnerem w wielkiej koalicji z chrześcijańskimi demokratami. Gerhard Schröder nie chciał być ministrem w rządzie Angeli Merkel, wycofał się z polityki, związał się z rosyjskim Gazpromem, przez co tylko zaszkodził swej partii. „Odszedł w stylu kamikadze”, napisał magazyn „Stern”. Przewodniczący SPD od 2004 r., nowy wicekanclerz i minister pracy, ostrożny polityczny gracz, Franz Müntefering, przedstawiciel starszej generacji „towarzyszy” nie zdążył dokonać znaczących zmian w socjaldemokracji. W końcu października 2005 r. złożył dymisję jako przywódca partii, kiedy prezydium SPD lekkomyślnie i bez żadnej koncepcji działania odrzuciło jego kandydata na sekretarza generalnego. W najliczniejszej partii Europy zapanował chaos. Prominenci SPD uznali, że właśnie Matthias Platzeck, polityk popularny i sprężyście zarządzający Brandenburgią, okaże się „rycerzem bez skazy”, który ocali partię, bezradną po odejściu Schrödera, nieustannie tracącą w sondażach. 15 listopada 2005 r. premier Brandenburgii otrzymał w wyborach na przewodniczącego SPD fantastyczne 99,4% głosów. Jego jedyny rywal, Kurt Beck, zrezygnował z kandydowania, podkreślając, że najpierw musi wypełnić swą misję w Nadrenii-Palatynacie. Niektórzy przewidywali już, że Platzeck zostanie nawet kanclerzem federalnym i „Kennedym Niemiec”. Ale wielu komentatorów zwracało uwagę, iż premier Brandenburgii nie poradzi sobie w trudnym labiryncie polityki federalnej. Nowy szef SPD, mający opinię sympatycznego, koleżeńskiego mediatora, zrezygnował z działań w stylu „Basta!”. Zezwalał na partyjne dyskusje, usiłował prowadzić programową debatę. Ale wielu partyjnych weteranów uznało, że taki przewodniczący jest za miękki. Kiedy Platzeck uznał, iż w czasie kryzysu demograficznego partia powinna postawić na politykę prorodzinną, reakcją była krytyka i drwiny. „To przecież nie jest zadanie socjaldemokracji”, mówili oponenci. Nowy przewodniczący pochodził ze Wschodnich Niemiec i nie mógł liczyć na poparcie partyjnych tuzów ze starej Republiki Federalnej. Ponadto pozostał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2006, 2006

Kategorie: Świat