Kto się boi Belki?

Kto się boi Belki?

Nic nie jest dane raz na zawsze. W ostatnim piętnastoleciu przekonali się o tym „Solidarność” i Lech Wałęsa, potem AWS i Unia Wolności, a ostatnio SLD. Aż dziw, że tak wielu mądrych ludzi – tak się przecież wydawało ich wyborcom – natychmiast po zdobyciu władzy zapomniało o żelaznych regułach polityki. Najszybciej zaś o tym, że żadna grupa społeczna czy zawodowa, żaden region, a tym bardziej nikt personalnie nie może być pewien swojej pozycji. Że immanentną cechą naszego świata jest nieustanna i często bezwzględna gra interesów. Że trwa nieprzerwany szturm na pozycje władzy. W dużej skali ścierają się ideologie, doktryny i programy, a w mniejszej walczy się o stanowiska, pieniądze i przywileje. Częścią tego niekończącego się teatrum są politycy. Częścią ważną, ale znowu nie aż tak bardzo, jak to próbują wmówić społeczeństwu. Sami zresztą padają ofiarą tej taktyki. Ciągle pokutuje u nas, podtrzymywany przez kolejnych premierów, mit o omnipotencji rządu. Mit ma się dobrze, mimo że realne możliwości władzy wykonawczej są coraz bardziej ograniczone. Wielu ludzi ciągle myśli, że skoro rząd wszystko może, to niech robi to, co obiecał, albo to, czego żądają różne grupy społeczne. Debata nad rządem Belki pokazuje, że opozycja nie wyciągnęła z tej sytuacji żadnych wniosków. Rokita i bracia Kaczyńscy dalej żyją w przekonaniu o potędze rządu. I ciągle wierzą, że jak oni będą premierami, to rząd pokaże, co naprawdę potrafi. Pamiętam, że już byli ważnymi ministrami, a było, jak było. To, co się dzieje wokół powołania rządu Belki, trudno zresztą nazwać debatą. Toż to kliniczny przykład bezwzględnej gry o swoje. Jan Rokita, autor najgłupszego od lat hasła „Nicea albo śmierć”, nie daje o sobie zapomnieć. Teraz apeluje do Polaków, by wywarli presję na rozwiązanie parlamentu. Skoro tak mówi prawnik, człowiek uważający się za państwowca i demokratę, to czego oczekiwać od innych. Dzisiejszy język Rokity to język Leppera sprzed lat. Społeczeństwo, które codziennie dostaje świeżutkie komunikaty z frontu walki barbarzyńców ze złodziejami (a może odwrotnie), wyraźnie ma dość i jednych, i drugich. Poparcie dla żadnej z partii nie może przekroczyć 30%, a premier Belka od razu dostał 60%. Opozycja ma z tą kandydaturą duży problem. Bo to i kompetencja, i doświadczenie, i język zrozumiały. Do tego całkiem dobry skład rządu i konkretny program. Polakom to się coraz bardziej podoba. Potrafią przecież liczyć i wiedzą, że po przyśpieszonych wyborach w ławach sejmowych może zasiąść wielu z dzisiejszych posłów. Tyle że jeszcze bardziej podzielonych i skłóconych. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 22/2004

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański