Kto w Polsce jest populistą?

Kto w Polsce jest populistą?

Prof. Ewa Nalewajko, Instytut Studiów Politycznych PAN Pod pojęciem populizmu może się kryć wiele zjawisk i procesów, np. typ mobilizacji politycznej czy sposób rządzenia. Dlatego uznając kogoś za populistę, warto doprecyzować, co ma się na myśli. Populizm może się odnosić do oddolnych ruchów protestu, ale i do elit. Rozróżnia się też często populizm społeczny i tożsamościowy. Ten pierwszy, związany z coraz częstszym w Europie rozczarowaniem demokracją przedstawicielską, wyraża się w nawoływaniu do odrzucenia elit i wzmocnienia suwerena. Drugi wzywa do budowania zjednoczonej i wykluczającej wspólnoty, najczęściej o charakterze narodowym. W praktyce oba te populizmy się łączą w rozmaitych proporcjach. Należy poza tym odróżnić populizm skierowany na odrzucenie istniejącego systemu politycznego od populizmu odnowy, usiłującego wprzęgać postulaty ruchów populistycznych w bieżące programy i procesy decydowania. Wykorzystując te pobieżne charakterystyki, proponuję następujący opis najsilniejszych dziś formacji: partie niepopulistyczne to liberalna Nowoczesna i anarchizujący Kukiz‘15; partie odgórnego, społecznego populizmu odnowy to PO i PSL; partia oddolnego, społecznego populizmu antysystemowego to Razem; partia odgórnego, tożsamościowego populizmu antysystemowego to PiS. Waldemar Witkowski, przewodniczący Unii Pracy W każdym ugrupowaniu są osoby mające populistyczne postulaty, np. żądające reparacji wojennych. Natomiast typowo populistycznych ruchów w głównym nurcie polskiej polityki obecnie nie ma, a programy partii są w większości dosyć umiarkowane. Prof. Tadeusz Klementewicz, politolog, UW Największymi populistami są nadwiślańscy liberałowie oraz ich tuba – ekonomiści bankowi. Stali się oni telemarketerami Ducha Świętego Rynku, na którym rzekomo konkurują równi, wolni i racjonalni obywatele. Tymczasem każdy obywatel to zarazem robotnik bądź kapitalista, rolnik lub bezrobotny. Nie przeszkadza to liberałom w głoszeniu nowiny, że błogosławieni są ci, którzy tworzą miejsca pracy (na Malcie czy w Nowej Kaledonii?), a każda reforma zwiększająca elastyczność stosunków pracy czy ograniczająca wydatki na usługi publiczne zapowiada powszechne korzyści (wzrost PKB, niższe ceny itd.). W tym języku odmawiają pacierze do Opatrzności, która codziennie ich oświeca migocącym szyfrem kursów giełdowych. Zapewne nie jest to cynizm, lecz rentowna wiara. Stali się głosem społeczeństwa obywatelskiego. Tutaj zarówno dyrektor firmy, jak i sprzątaczka powinni protestować przeciwko ograniczaniu demokracji. Zamiast obywateli mamy inwestorów, głosy wyborców zastąpili wierzyciele, debatę przesądza nie opinia publiczna, lecz troska o stopę procentową. Słowem, decyduje nie lojalność wobec członków własnej wspólnoty życia i pracy, lecz „zaufanie rynków”. Tomek Przestrzelski, czytelnik PRZEGLĄDU Jest takie coś jak media głównego nurtu. To one kształtują całe to szambo zwane społeczną (nie)świadomością. Ona jest przyczyną, a populizm – skutkiem. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 40/2017

Kategorie: Pytanie Tygodnia