Robią parówki na naszych oczach, czyli anty-PiS szykuje się do wojny z Kaczyńskim Po wyborach europejskich polska polityka przez kilka tygodni była w szoku. Przede wszystkim Platforma Obywatelska i grupa publicystów, która ją wspierała. Bo okazało się, że projekt Koalicji Europejskiej, czyli zjednoczenia wszystkich sił anty-PiS (poza Wiosną Roberta Biedronia) nie wypalił. Koalicja przegrała z PiS wynikiem 38:45. Zaczęto więc szukać przyczyn porażki, winnych, w końcu pomysłu na dalszą walkę. Ale ten szok mija. Partie szykują się do jesiennej rozgrywki. Co ciekawe, najwięksi optymiści sprzed wyborów europejskich, ci, którzy wieszczyli triumf Koalicji Europejskiej, dziś tak samo autorytarnie twierdzą, że PiS ma już wygraną w kieszeni, że wszystkie karty są już rozdane. Nie zgadzam się z tą opinią. Nic nie jest rozdane. Specyfika polskich wyborów polega na tym, że mamy dużą grupę wyborców niezdeklarowanych, którzy decyzję podejmują w ostatniej chwili, przeważnie pod wpływem impulsu. Jaki to będzie impuls – nikt dziś tego nie wie. Innymi słowy – ponieważ wiele jeszcze może się zdarzyć, a siły PiS i anty-PiS są zbliżone, wynik wyborczy może być różny. Zależeć on będzie i od przypadku, i od tego, jak partie przygotują się do jesiennej batalii. I jak ją rozegrają. W najbliższych dniach te przygotowania zostaną sfinalizowane. Ba, piszę ten tekst w piątek, ukaże się on w poniedziałek, a w weekend partie będą decydować, w jakich koalicjach pójdą do wyborów. Wielkie znaczenie będzie miała tu decyzja PSL. Nie przesądzając – myślę, że i tak nie będzie ona ostateczna. Że sprawy jeszcze przez jakiś czas będą się domykać. Nauka z eurowyborów Dlaczego tak? A dlatego, że politycy opozycji, po pierwsze, muszą wiedzieć, dlaczego przegrali z PiS, a po drugie, muszą tak ułożyć koalicje i listy wyborcze, żeby zadowolić swój aparat. Bo to partyjne aparaty mają w tej chwili najwięcej do powiedzenia i ich interes jest najszerzej uwzględniany. Reszta, czyli plan kampanii, jej hasła, program itd., przyjdzie później. Ale zacznijmy od sprawy numer 1. Otóż coraz mocniej przebija się teza, że Koalicja Europejska przegrała dlatego, że była za szeroka. Że wepchnięcie do jednego worka antyklerykałów i konserwatystów nie mogło się udać. Że tak można połączyć partyjne aparaty, ale nie wyborców. Poza tym szeroka koalicja nie dość, że zniechęca wyborców, to jeszcze prowadzi na manowce polityków. Wiele mówiąca była tu reakcja liderów Platformy na wydarzenia związane z Kościołem. Najpierw, 4 czerwca, mieliśmy mocne, antyklerykalne wystąpienie Leszka Jażdżewskiego podczas platformerskiej imprezy zorganizowanej na Uniwersytecie Warszawskim. Liderzy PO najpierw nic o tym nie mówili, a potem jeden po drugim zaczęli się dystansować od tego wystąpienia. Ale za chwilę mieliśmy film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, więc PO zrobiła kolejny zwrot i jej politycy zaczęli machać dziecięcymi bucikami. Nawet w Sejmie, gdzie duchownych nie ma. Ten brak powagi w obliczu poważnego tematu, miotanie się od ściany do ściany, nie mogły dla PO dobrze się skończyć. Dla tych, którzy chcą hamować klerykalizację Polski, Platforma jest niewiarygodna. Z kolei wyborcy konserwatywni, z mniejszych miejscowości, podejrzewają, że PO podejmie walkę z Kościołem. Tę sytuację podsumował trafnie Jarosław Flis, mówiąc, że im szersza koalicja, tym większe ryzyko utraty głosów na skrzydłach, co niweluje zyski ze zjednoczenia. W ostatnich tygodniach zaczęła więc zwyciężać koncepcja dwóch list antypisowskiej opozycji. Pytanie tylko, jak te listy miałyby wyglądać. A konkretnie – kto miałby iść do wyborów samodzielnie – PSL czy lewica? PSL narzuca ton Jeśli chodzi o koncepcję dwóch list opozycji, to najmocniejszy sygnał przyszedł ze strony PSL. Ludowcy jako pierwsi ogłosili, że Koalicja Europejska przestała istnieć, i powołali do życia Koalicję Polską, do której zaczęli zapraszać i polityków, i osobistości o przekonaniach centrowych i prawicowych. I tak w ich gronie znaleźli się Władysław Teofil Bartoszewski i niedawny poseł PO Marek Biernacki. – Skorzystałem z propozycji, by budować Koalicję Polską i skończyć plemienną wojnę. Wyrzucono mnie z PO, a przez ten czas partia zdążyła porozumieć się z Barbarą Nowacką i rozmawia z Wiosną. Trudno sobie wyobrazić mnie w tym towarzystwie. Ja jestem wierny swoim poglądom. Wyobrażam sobie koalicję PO-PSL do Sejmu – to słowa Biernackiego w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. A, dodajmy, wyrzucono go, gdy zagłosował za odrzuceniem projektu