Świadek koronny to zawsze przestępca, który myśli o własnej skórze. Dlatego jego zeznania trzeba oceniać szczególnie wnikliwie – To „Patyk” strzelił. Gdy próbował ukraść daewoo espero, doszło do szamotaniny z właścicielem samochodu – oświadczył Robert P., nowy świadek koronny. Te słowa wywróciły do góry nogami śledztwo w sprawie zamordowania gen. Papały. Wcześniej, prawie trzy lata temu, gdy stołeczna prokuratura postanowiła oskarżyć dwóch gangsterów, Andrzeja Banasiaka-Zielińskiego, „Słowika”, i Ryszarda Boguckiego, o współudział w zamordowaniu gen. Papały w 1998 r., najważniejszym świadkiem oskarżenia był inny świadek koronny – Igor M., „Patyk”. Oświadczył on podczas przesłuchania, że na miejscu zbrodni widział mężczyznę, którym, jak się później okazało, był właśnie Bogucki. Boguckiego rozpoznała także wdowa po generale. W wyniku słów „Patyka”, uzupełnionych przez inne zeznania, powstała wersja zmowy „Słowika” i Boguckiego, którzy mieli zorganizować zamordowanie Papały na zlecenie polonijnego przedsiębiorcy Edwarda Mazura. Był to jeden z 11 rozpatrywanych scenariuszy zamordowania gen. Papały, ale zdaniem warszawskich prokuratorów pracujących przy tej sprawie, najważniejszy, bo oparty na zeznaniach skruszonego członka bandy złodziei samochodów, który już od dłuższego czasu współpracował z organami ścigania. Igor M. nazywał się kiedyś Ławrynowicz, ale gdy został świadkiem koronnym, zmienił nazwisko i został objęty ochroną. W kwietniu tego roku „wersja warszawska” legła w gruzach. Świadek koronny „Patyk” został zatrzymany pod zarzutem… zamordowania gen. Papały. Oprócz niego ujęto trzech innych mężczyzn podejrzanych o udział w tej zbrodni, a piątego doprowadzono z aresztu, gdzie siedział w innej sprawie. Zatrzymań dokonano w wyniku zeznań nowego świadka koronnego, Roberta P., członka tego samego gangu samochodowego, do którego należał „Patyk”. Robert P. w połowie 2011 r. zeznał, że to właśnie „Patyk” strzelił. Oznajmił to funkcjonariuszom łódzkiej grupy śledczej, która równolegle, od 2009 r., zajmowała się zabójstwem gen. Papały. Robert P. otrzymał status świadka koronnego, ale prokuratorzy nie od razu zamknęli „Patyka”. Jak mówią, przez kilka miesięcy weryfikowali zeznania Roberta P. Wreszcie parę tygodni temu doszło do zatrzymania pięciu podejrzanych. Nie bardzo wiadomo, dlaczego Robert P. tak długo zwlekał z wyjawieniem rewelacji na temat zamordowania generała – choć miał powody, by obciążyć „Patyka”, bo gdy ten 11 lat temu poszedł na współpracę i zaczął sypać towarzyszy, również Robert P. trafił na kilka lat do celi. W każdym razie od tej chwili najważniejsza jest „wersja łódzka”, a sprawa przeciw „Słowikowi” i Boguckiemu (i tak siedzą, pierwszy za rozboje, drugi za udział w zabiciu „Pershinga”) została odroczona. W wyniku zatem zeznań jednej osoby deklarującej chęć współpracy z prokuraturą potężna machina organów ścigania – kilkuset fachowców, którzy do tej pory przesłuchali ponad 400 świadków – dokonała raptownego zwrotu. Na tym właśnie polega specyfika funkcjonowania instytucji świadka koronnego w Polsce. Jeśli więc – załóżmy – w dającej się przewidzieć przyszłości zgłosi się kolejny członek gangu samochodowego, który za cenę uzyskania statusu świadka koronnego oświadczy, że widział, jak Robert P. strzelał do gen. Papały, to jego słowa staną się najważniejszym dowodem, a do aresztu pójdzie Robert P. Wystarczy jedno zeznanie Przypadków, gdy o aresztowaniu i skazaniu decydowały przede wszystkim słowa jednego świadka koronnego, jest bardzo wiele. Np. zeznania Jarosława Sokołowskiego, „Masy”, doprowadziły do skazania pięciu członków zarządu mafii pruszkowskiej. Zeznania Włodzimierza Celejewskiego, „Prezesa” (potem stracił status świadka koronnego, bo przyłączył się do grupy porywającej ludzi dla okupu), pozwoliły zlikwidować śląski gang „Krakowiaka”. Informacje uzyskane od Rafała Ch., „Czarnego”, doprowadziły do rozbicia szczecińskiego gangu „Oczki”. Scenariusz zwykle jest podobny – najpierw następuje zatrzymanie podejrzanych, potem próby weryfikowania zeznań świadków koronnych, porównywanie ich z innymi dowodami. Nie zawsze udaje się je znaleźć, co niekoniecznie świadczy o niskiej wiarygodności świadków koronnych, raczej o skutecznej taktyce obronnej zorganizowanych grup przestępczych. Bywa i tak, że dowodem potwierdzającym zeznania koronnych jest tylko to – czy aż to – że po zatrzymaniu wskazanych przez nich osób wyraźnie zmniejszyła się liczba najgroźniejszych przestępstw popełnianych w danym regionie. Obrońcy – zatrzymanych i praw człowieka – podnoszą niekiedy, że areszt na podstawie zeznań
Tagi:
Andrzej Leszyk