Przy wtórze doniesień o epidemii, w koncernach farmaceutycznych, aptekach, agencjach reklamowych i mediach toczy się gra o dziesiątki miliardów złotych. Politycy grają o rząd dusz Na stoisku z płytami DVD w hipermarkecie Real można jeszcze znaleźć film Richarda Pearce’a „Ptasia grypa w Ameryce”. Opowiada o pandemii wirusa H5N1, który – jak grypa hiszpanka powodująca w latach 1918-1920 od 20 do 50 mln ofiar – dziesiątkował Amerykanów. Wirus ptasiej grypy pustoszył głównie kieszenie kinomanów i fermy drobiu na Dalekim Wschodzie. Znacznie więcej kieszeni dzięki niemu się napełniło. Grypa w telewizji Kolejne groźby światowej pandemii grypy już dawno stały się okazją do zarabiania dużych pieniędzy. Pierwsze w kolejce po profity są media. W marcu 2006 r. jeden łabędź padły w Toruniu na ptasią grypę postawił na baczność służby sanitarne i medyczne całego kraju. W telewizyjnych wiadomościach oglądaliśmy rozkładanie mat nasączonych płynem dezynfekującym i premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który uspokajał, że sytuacja jest pod kontrolą. Przez media, tak jak dziś, przetoczyła się fala publikacji o tym, że w Polsce brakuje zapasów skutecznego w walce z tą chorobą leku Tamiflu, produkowanego przez firmę Roche. Mało kto zwracał uwagę na wypowiedzi fachowców, którzy tłumaczyli, że ptasia grypa znana jest w Europie od ponad stu lat i przez cały wiek XX nikomu do głowy nie przyszło straszyć nią ludzi. Medycyna zna poważniejsze choroby, jak choćby malarię, które nas dziesiątkują, lecz pewnie z tego powodu stacje telewizyjne nie ekscytują się nimi tak bardzo jak kolejnymi odmianami grypy. Bez wątpienia przyczyną kampanii przeciw grypie ptasiej, a ostatnio świńskiej, jest ich nośność. Wizja milionów ofiar i światowego chaosu wywołanego pandemią pobudza wyobraźnię. W latach 80. i 90. ubiegłego stulecia podobną rolę odgrywało AIDS. Pod koniec 2002 r. pałeczkę przejął wykryty w Chinach SARS – zespół ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej. Ogółem stwierdzono na świecie 6234 przypadki SARS. Śmierć zabrała 435 osób, co w skali globu, podobnie jak w przypadku ptasiej grypy, było niewiele znaczącym epizodem. Lecz na początku 2003 r. telewizje bombardowały nas obrazami mieszkańców Chin, Kanady, Singapuru i Hongkongu, którzy nie wychodzili z domów bez maseczek na twarzy. Niestety, ku zmartwieniu mediów z Azji nie nadciągnęła zapowiadana przez nie apokalipsa. Spore szanse na światową karierę miała przez chwilę australijska końska grypa, która zmusiła władze tego kraju do odwołania największych imprez hippicznych. Temat zdechł, gdy okazało się, że morderczy dla rumaków wirus nie przenosi się na jeźdźców. Było kwestią czasu, kiedy pojawi się nowy wirus, a media zaczną z jego pomocą znowu walczyć o zainteresowanie widzów czytelników. Grypa na pierwszej stronie „Tyle się pisze w dziennikach o grypie, że najłatwiej złożyć tajemnicze zgony na jej nieodpowiedzialne, a szerokie barki”, pisał 75 lat temu Jalu Kurek w powieści „Grypa szaleje w Naprawie”. Dziś grypa szaleje w najlepsze w warszawskich dziennikach i tygodnikach, a część dziennikarzy zachowuje się tak, jakby nie mogli się doczekać kolejnych ofiar wirusa A/H1N1 – i ochoczo przypisuje mu niepotwierdzone nawet przyczyny zgonów. Wiadomo – nic tak nie ożywia wieczornych wiadomości czy pierwszych stron gazet jak kolejna ofiara śmiertelna. Kilka dni temu media jak jeden mąż krzyczały tytułami: „Czwarta ofiara świńskiej grypy w Polsce” – mimo że przedstawiciele służb sanitarnych cały czas stanowczo twierdzą, iż wirus tej grypy nie był główną przyczyną zgonu 54-letniej kobiety, zmarłej w Gdańsku. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. „Jest czwarta ofiara świńskiej grypy w Polsce – czytaj” – ekscytował się portal Gazeta.pl. Natomiast brukowce miały prawdziwe używanie, gdy umarła pierwsza ofiara nowego wirusa, 38-letni mężczyzna. „Stało się to, czego wszyscy się obawiali. Świńska grypa, która zabija tysiące ludzi na całym świecie, zaczęła zabijać w Polsce”, mógł obwieścić „Super Express”. Niemal słychać było to westchnienie ulgi, że wreszcie… Tabloidy – naturalnie w trosce o pełne informowanie czytelników – podały oczywiście imię i nazwisko zmarłego oraz opublikowały jego zdjęcie, rzekomo na łożu śmierci. Szczegółowo zrelacjonowano także cierpienie wdowy, napawając się zwłaszcza faktem, iż mężczyzna zmarł