Kulawa demokracja

Kulawa demokracja

JERUSALEM - JUNE 30: (----EDITORIAL USE ONLY – MANDATORY CREDIT - "ISRAELI GOVERNMENT PRESS OFFICE (GPO) / HANDOUT" - NO MARKETING NO ADVERTISING CAMPAIGNS - DISTRIBUTED AS A SERVICE TO CLIENTS----) Naftali Bennett (L) and his coalision partner Yair Lapid (R) have a meeting after signing ceremony where Bennett hands his title to Lapid after the dissolution of the parliament in West Jerusalem on June 30, 2022. Israeli Goverment Press Office / Anadolu Agency (Photo by Israeli Goverment Press Office / ANADOLU AGENCY / Anadolu Agency via AFP)

Izrael zmierza do piątych wyborów w ciągu trzech lat Bardzo trudno znaleźć kogoś, kto w czerwcu zeszłego roku wróżył sukces zawiązywanej wówczas rządowej koalicji Jaira Lapida i Naftalego Bennetta. Po raz pierwszy w historii Izraela kraj miał poprowadzić rząd złożony z ugrupowań reprezentujących przeciwne prądy ideologiczne. Wszystko po to, by wysadzić z siodła Beniamina Netanjahu, który nieprzerwanie przez 12 lat zajmował stanowisko szefa rządu. Na Bibim ciążą bowiem poważne zarzuty korupcyjne i oskarżenia o nadużycie władzy. Jego proces wciąż trwa i trudno przewidzieć, jak się zakończy. Na niekorzyść byłego premiera zeznaje wielu świadków. Głośnym echem odbiły się zeznania Hadas Klein, byłej asystentki Arnona Milchana, izraelskiego przedsiębiorcy i założyciela amerykańskiej wytwórni filmowej Regency Enterprises, która zasłynęła produkcją takich hitów kinowych jak „Urodzeni mordercy” Olivera Stone’a czy „Zjawa” z Leonardem DiCaprio. Jak wyjawiła Klein, jednym z jej zadań było kupowanie drogich prezentów dla Bibiego i jego żony Sary, w tym wartych tysiące dolarów pudełek cygar czy butelek różowego szampana Dom Perignon. Na dowód przedstawiła faktury na zakup tych artykułów, podkreślając, że Milchan dla siebie nie kupował tak luksusowych dóbr w hurtowych ilościach. Zeznania świadków nie wystarczyły jednak wymiarowi sprawiedliwości, by wydać wyrok na Netanjahu, mimo że będący w opozycji Bibi nie może teraz grać na zwłokę czy naciskać na sędziów i prokuratorów. W końcu Lapid i Bennett zapowiadali, że utworzą rząd, by temu zapobiec, a w konsekwencji pozbawić Netanjahu władzy, skazać go i pozbyć się na zawsze z krajowej polityki. Mimo oskarżeń Bibi nadal jest najpopularniejszym politykiem w kraju, a jego partia Likud ma największą liczbę mandatów w Knesecie. Pięta achillesowa To właśnie fakt, że obecny rząd zbudowany został z małych w porównaniu z Likudem ugrupowań, był jego piętą achillesową. Na czele koalicji stanęły centroprawicowa partia Jesz Atid (Jest Przyszłość) Lapida i nacjonalistyczna Jamina (W Prawo) Naftalego Bennetta, który w ubiegłym roku objął stanowisko premiera, mimo że jego partia cieszyła się mniejszą popularnością. Obok nich w koalicji znalazły się centroprawicowa Kachol-Lawan (Niebiesko-Biali) byłego szefa sztabu generalnego Beniego Ganca i prawicowa Nowa Nadzieja Gideona Saara. Nie zabrakło także Jisrael Beitenu (Nasz Dom Izrael), nacjonalistycznej i antyklerykalnej partii Awigdora Liebermana, której elektorat w ogromnej części stanowią Żydzi z krajów byłego Związku Radzieckiego. Z przeciwnego bieguna polityki do koalicji weszły lewicowe Merec i Partia Pracy, dawniej będąca niemal synonimem Izraela, to z niej i jej poprzedniczek wywodzili się bowiem politycy rządzący krajem od powstania państwa aż do końca lat 70. Wisienką na tym torcie okazała się islamistyczna partia Raam (Zjednoczona Lista Arabska) Mansura Abbasa, reprezentująca głównie interesy społeczności arabskiej, w tym zamieszkujących pustynię Negew Beduinów, przekonujących często, że są dyskryminowani w Izraelu. Po raz pierwszy w historii kraju do rządu weszło samodzielne ugrupowanie arabskie i jeśli z czegoś rząd Bennetta-Lapida ma zostać zapamiętany, to właśnie z odważnego  kroku w kierunku włączenia Arabów do politycznego mainstreamu. Włączenie partii arabskiej do koalicji obarczone było jednak ryzykiem. Niemal od razu nacjonalistyczna opozycja złożona z Likudu i partii reprezentujących interesy ultraortodoksyjnych Żydów nazwały Raam i resztę rządu tomchei teror, czyli sympatykami terroryzmu, sugerując tym samym, że arabskie ugrupowania wspierają regularnie ostrzeliwujący Izrael palestyński Hamas. W zmianie tej opinii nie pomógł z pewnością kryzys, który był wynikiem zamieszek i starć w Jerozolimie między Palestyńczykami a izraelską policją w czasie ramadanu. Zdaniem Palestyńczyków powodem niepokojów miała być próba naruszenia przez Izrael status quo Wzgórza Świątynnego, na którym znajdują się święte miejsca islamu – meczet Al-Aksa i Kopuła na Skale, będąca jednym z symboli Jerozolimy. Mało spektakularne sukcesy Punktem zapalnym zamieszek było ogłoszenie przez żydowskich ekstremistów, że dokonają oni rytualnego ofiarowania kozy przed świętem Pesach właśnie na terenie Wzgórza Świątynnego, gdzie w starożytności znajdowały się dwie świątynie ludu Izraela. Choć 14 kwietnia aresztowano sześciu mężczyzn, którzy mieli taki zamiar, grupa Palestyńczyków postanowiła zabarykadować się w meczecie, skąd rzucano w policję kamieniami i petardami. W pierwszym dniu starć policjanci, którzy odpowiedzieli gumowymi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 30/2022

Kategorie: Zagranica