Czy jeden z największych polskich dzienników przejdzie w ręce niemieckiego koncernu? Przez wiele lat “Rzeczpospolita”, starająca się uchodzić za najbardziej rzetelny tytuł w Polsce, radziła sobie w walce z zakusami polityków i właścicieli. W 1991 roku 49% udziałów w dzienniku kupił francuski koncern medialny Roberta Hersanta. Państwowe Przedsiębiorstwo Wydawnicze “Rzeczpospolita”, kontrolowane przez kolejne rządy, posiadało wtedy 51% udziałów. Od 1989 r. do 1996 r. redakcją kierował, desygnowany na to stanowisko przez Solidarność, Dariusz Fikus. Z dziennika, który przed wyborami 4 czerwca 1989 roku był organem władz komunistycznych, przekształcił “Rzeczpospolitą” w gazetę o charakterze centroprawicowym. Gazeta od początku była przedmiotem przetargów i prób uzyskania większej kontroli przez kolejne ekipy rządzące. W 1992 roku premier Jan Olszewski publicznie twierdził, że jest to dziennik wydawany przez rząd i zapowiadał, że Rada Ministrów będzie dążyć do uzyskania “rzeczywistego wpływu” na ten tytuł. Fikus, znany z liberalnych poglądów, zdołał się wówczas obronić. Kiedy do władzy doszli liberałowie, a premierem został Jan Krzysztof Bielecki, podpisano umowę, że “Rzeczpospolita” będzie drukowała stronę rządową. Dojście do władzy koalicji SLD-PSL skłoniło pismo do zmiany frontu i “Rzeczpospolita” wypowiedziała umowę. W 1995 r. rząd Józefa Oleksego podjął kolejną próbę przejęcia kontroli nad gazetą. Minister przekształceń własnościowych, Wiesław Kaczmarek, zaproponował, by PPW zostało jednoosobową spółką skarbu państwa. Dzięki temu rząd mógłby doprowadzić do zmiany redaktora naczelnego albo sprzedać udziały prywatnym inwestorom. Dariusz Fikus i związani z nim politycy ponownie znaleźli wtedy sposób na obronę linii dziennika. Wydawnictwo PPW odsprzedało 2% udziałów francuskiemu koncernowi Roberta Hersanta, który dzięki temu zyskał większość w spółce Presspublica, wydającej “Rzeczpospolitą”. Rząd zwrócił się wówczas do Najwyższej Izby Kontroli o zbadanie, czy transakcja była zgodna z prawem. NIK potwierdził, że było to działanie legalne. Rok później Francuzi odsprzedali swoje udziały norweskiemu koncernowi Orkla Media. W ubiegłym roku kontrolę nad “Rzeczpospolitą” chciał uzyskać minister skarbu, Emil Wąsacz. Politycy AWS mieli do dziennika żal między innymi o to, że ujawnił, iż szef resortu edukacji, Mirosław Handke, unieważnił decyzję władz Uniwersytetu Warszawskiego, odbierającą Andrzejowi Anuszowi tytuł magistra. Zarzucali też redaktorowi naczelnemu, Piotrowi Aleksandrowiczowi, znajomość z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Prasa pisała, że próba przejęcia kontroli nad “Rzeczpospolitą” jest częścią walki o media przed wyborami prezydenckimi w tym roku i parlamentarnymi w przyszłym. Plany ministra Wąsacza redakcja “Rz” określiła, tak jak to robiła wcześniej, jako zamach na niezależność prasy i kolejny raz zdołała się wybronić przed zakusami polityków. Ostatnie wydarzenie: odwołanie Piotra Aleksandrowicza ze stanowiska redaktora naczelnego wpisało się w historię dziennika.Legalnie czy nielegalnie? Piotra Aleksandowicza ze stanowiska redaktora naczelnego odwołał zarząd Presspubliki. Sporne jest zagadnienie, czy gremium to miało do tego prawo. Strona polska, czyli PPW, twierdzi, że zarząd działał niezgodnie z prawem, natomiast Presspublica Holding Norway, który należy do Orkla Media, uważa, że jak najbardziej legalnie. Umowa spółki przewiduje, że redaktora naczelnego powołuje zgromadzenie wspólników większością 80% głosów (faktycznie konieczna jest jednomyślność, bo “Rzeczpospolita” ma dwóch udziałowców). Jeżeli zgromadzenie wspólników nie osiągnie porozumienia, kolegium redakcyjne wskazuje dwóch kandydatów, a zarząd musi podpisać umowę z jednym z nich. Statut nie precyzuje jednak procedury odwołania redaktora naczelnego. Dyrektor PPW i jednocześnie szef rady nadzorczej, Maciej Cegłowski, mówi, że jeżeli dokument nie reguluje kwestii odwołania naczelnego, to może to zrobić tylko ten, kto go powołał: obaj partnerzy. “Umowa jest tak skonstruowana, że przewiduje wszystkie możliwości. Redaktor naczelny miał gwarancję, że gdy napisze niewygodny komentarz, jeden wspólnik nie będzie w stanie go wyrzucić” – tłumaczy Maciej Cegłowski. Przeciwnego zdania jest prezes spółki z ramienia Orkli, Grzegorz Gauden. – W umowie nie ma sprecyzowanego sposobu odwołania redaktora naczelnego i dlatego prawa do tego ma ten, kto go powołał, czyli zarząd – przekonuje. Podobny chwyt zastosował kilka lat wcześniej faktyczny właściciel “Trybuny”, Dariusz Przywieczerski, odwołując ówczesnego redaktora naczelnego tego dziennika, Dariusza Szymczychę. Niejasna jest również sprawa zarządu. Dzień przed odwołaniem Aleksanrdowicza, 26 czerwca, odbyło
Tagi:
Idalia Mirecka