Kult, czyli fenomen

Kult, czyli fenomen

Trzynasta płyta Kultu to powrót Kazika Staszewskiego do korzeni muzycznych i tekstowych Filar polskiego rocka, ponad dwie dekady świetnego grania, kilka pokoleń fanów, wypełnione po brzegi sale koncertowe, kilkanaście ponadczasowych przebojów i 12 płyt na koncie. Właśnie ukazała się 13. Kazik Staszewski nie chce się wypowiadać na jej temat. Ale już wiadomo, że nie będzie pechowa. Bo Kult wraca do korzeni: muzycznych i tekstowych. Kilkanaście lat temu, gdy polski punk rock wchodził w schyłkową fazę, a nowa fala trzymała się mocno, po raz pierwszy zobaczyłem Kult, który znałem tylko z płyt, na żywo. To była wiosna albo jesień, Sala Kongresowa wypełniona po brzegi ludźmi, którzy nie mogli się nadziwić, że koncert rockowy odbywa się w tak absurdalnym miejscu. Na scenie, o ile dobrze pamiętam, gwiazdorska obsada: Kobranocka, Róże Europy, Sztywny Pal Azji – pierwsza liga polskiego rocka – a wreszcie Kult. Zrozumiałem, że obcuję z fenomenem. Czy jesz, aby jeść? To było coś więcej niż głos pokolenia, to była czysta energia. „Konsument, gdy wie, że to jest w modzie / Rozmawia o wojnie na Wschodzie / Mówi to, co słyszał w radio i z gazety / Czy konsument to ty? / Tak im zależy, byś ty był konsument / Nie myślał, działał jak instrument / Bo konsument mówi, że je, aby jeść / Więc pomyśl – czy jesz, aby jeść?”, wraz z Kazikiem, liderem i autorem wszystkich tekstów Kultu, słowa te śpiewała cała sala. Jak hymn. Piosenki Kultu, dziś rzeczywiście kultowe – „Krew Boga”, „Arahja”, „Jeźdźcy”, „Niejeden” czy „Wódka” – to były prawdziwe przeboje drugiej połowy lat 80., których żaden szanujący się wielbiciel młodej muzyki nie mógł nie znać. Tego się słuchało. W radiowej Trójce czy Rozgłośni Harcerskiej, na koncertach, prywatkach, nawet podczas randek. Nie było w tym prymitywnego punkowego buntu, była świetna muzyka, metafora i krytyczny ton. A wszystko zaczęło się pod koniec lat 70., kiedy nastoletni Kazik, zafascynowany punk rockiem, a szczególnie sławną płytą Sex Pistols „Never Mind the Bollocks…”, kupioną na giełdzie w warszawskim klubie Hybrydy albo na Wolumenie, zaczął śpiewać w zespole o nazwie Poland. To były czasy, kiedy pierwsze iskierki nowej muzyki przenikały do Polski: pojawiały się agrafki, kolczyki, dziwne fryzury, z piwnic i garaży dochodziły hałasy, krzyki, „brudne” dźwięki. Poland dał kilka koncertów dla mikroskopijnej publiczności. Zimą 1982 r. narodził się Kult. Elektryczne nożyce z gór – Dla mnie era punk rocka skończyła się w roku 1980, bo szybko wszedłem w historię nowofalową – mówił Kazik w rozmowie ze mną w 2001 r. („Trybuna”, 20-21.10.2001 r.). – Zawsze podkreślam, że gdyby nie punk rock, to bym się nigdy nie zabrał za granie, bo bym się wstydził, że nie umiem śpiewać i grać, a punk rock przyniósł ideę: zrób to sam. Ale zaraz potem pojawiła się inna idea: zrób to prawidłowo. Ale zanim Kult rozpoczął swą trwającą już 23 lata przygodę, trzeba było znaleźć dla zespołu nazwę… Z pomocą przyszedł Grzegorz Brzozowicz, dziś znany dziennikarz muzyczny, który na początku lat 80., jako student Politechniki Warszawskiej, zakochany w jugosłowiańskiej nowej fali, postanowił (biorąc za przykład nieistniejący w rzeczywistości zespół Vis Idoli z Belgradu) stworzyć podobną grupę-widmo, którą nazwał… Kult. Happening polegał na tym, że nieistniejący zespół zaczęto promować w niezależnym pisemku „Organ”, powstał tekst nieistniejącej piosenki, którą umieszczono na specjalnej liście przebojów, na murach pojawiły się zrobione kredą napisy „Kult”. A potem Brzozowicz w warszawskim klubie Hybrydy, mekce polskiego punk rocka, stworzył cotygodniowy cykl koncertów prezentujących nową muzykę. Na jednym z nich, 7 lipca 1982 r., wystąpił zespół Kazika – już pod nazwą Kult, którą „sprzedał” Brzozowicz. Widmo nabrało realnych kształtów. Od samego początku najmocniejszą stroną zespołu były teksty. Kazik stworzył własny, niepowtarzalny styl: połączenie krytyki społecznej, migawek z codzienności, ulotnych wrażeń, słów bez znaczenia, poezji, publicystyki, powtórzeń, autocytatów i agramatycznych zwrotów. Nie było w tym wyraźnych konturów, autor przyjął taktykę wolnych skojarzeń, które miały naprowadzić słuchacza na właściwy sens. Czasem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 49/2005

Kategorie: Kultura