Siadanie do pisania felietonu zawsze ma swoje dobre i złe strony. Ale podczas wakacyjnych wojaży są to inne dobre i złe strony. Oczywiście zrozumiałe jest pytanie, co ma piernik do wiatraka albo kupa wilka do mejli Dworczyka. Zacznę od kupy wilka. Wśród kilku niezwykłej urody okolic w Polsce udało mi się w tym roku odwiedzić Puszczę Borecką, jedno z tych nielicznych i niezwykłych miejsc w naszym kraju, które są absolutnym skarbem przyrodniczym w skali europejskiej. Czy tak jest traktowana? Ze smutkiem wymieszanym z wściekłością opatuloną bezradnością trzeba sobie jasno powiedzieć, że oczywiście nie. Znikoma jej część objęta jest rzeczywistą ochroną (rezerwaty), reszta iluzorycznymi formami zabezpieczenia, które pozostają tylko zapisami bez realnych konsekwencji. Ten felieton nie jest jednak poświęcony temu, jak nie potrafimy jako wspólnota państwowa zadbać o niezwykłe, często w sporej części naturalne lasy, których już nigdzie indziej na naszym kontynencie nie ma. Winnych jest wiele instytucji, osób, praw, chociaż i tu niekwestionowanym liderem są Lasy Państwowe, z ich krótkowzroczną polityką doraźnych, szybkich zysków z wyrębu. Kiedy wędrowałem przez tak niezwykły las, to trafiając na kolejne autostrady demolki wytyczone przez wjeżdżające tam harwestery, czułem, jakby po sercu przejeżdżał mi sztylet. Harwestery, czyli oddziały drwali i pilarzy zaklęte w jedną potężną, spalinową maszynę, są golemem współczesnych lasów. Jak to szło? „Z jednego drzewa można zrobić milion zapałek, ale jedna zapałka może spalić milion drzew…”. Jeden harwester nie tylko ogałaca, odziera z gałęzi i ścina drzewa, ale też niszczy wszystko wokół siebie i pod sobą. Harwester jest bezkarnym, mechanicznym zbrodniarzem na usługach instytucji, która powinna dbać o lasy, nasze wspólne dobro. Jak opowiadał stary drwal Andrzejowi Sulejowi, przyrodnikowi i obrońcy Puszczy Boreckiej, w której żyje całe swoje życie, kiedyś, gdy drwalowi zwalającemu olbrzymi świerk w środku lasu zdarzyło się uszkodzić jakieś małe drzewko, zwierzchnicy potrafili pozbawić go premii czy trzynastki. Jeden harwester niszczy tysiące takich drzewek i krzewów, demoluje poszycie. A jego dyspozytor i operator dostają premie. Dobrą robotę wykonują w lesie bobry. Prowadzą gospodarkę wodną tak, jak nie potrafi prowadzić – albo częściej nie chce – człowiek ze swoimi instytucjami. Bobry, budując tamy, spiętrzając wodę, zalewając połacie lasu, ratują całe ich obszary przed wyschnięciem. Zatrzymują i gromadzą wodę. Inaczej niż człowiek harwesterowy. Bobry w wodzie są całkowicie bezpieczne, nie mają tam naturalnych wrogów, swoje potrzeby załatwiają wyłącznie w wodzie (w hodowli trzeba je wpuszczać każdego dnia choćby do miski – inaczej nie są w stanie się wypróżnić). Bobry są mistrzami inżynierii leśno-wodnej. Nienawidzą ich leśnicy, drogowcy, rolnicy. Wilki nie nienawidzą bobrów, przepadają wręcz za nimi, czyli, uściślając, za ich mięsem. W ostatnich latach bobry stanowią znaczący procent diety polskich wilków. Na lądzie, na który w trakcie swoich prac muszą wychodzić, są wobec wilków bezbronne. Na drodze przez środek Puszczy Boreckiej znaleźliśmy odchody wilka. Bardzo sierściaste. Pogrzebawszy patykiem, odsłoniliśmy pod warstwą zszarzałej sierści taką barwną, brązowo-rudą, po prostu bobrzą. Pod spodem resztki kostek i – co bezspornie dowodziło, że posiłkiem wilka był bóbr – niestrawione drobiny łusek z bobrzego ogona. Wilk i bóbr pospołu nie cieszą się sympatią leśników i myśliwych. Ale ich życie, cele, śmierci są dla nas jawne. Bobry budują i „naprawiają, chronią” las. Unikają wilków, ale niekiedy padają ich ofiarą. Wilki w lesie robią swoją robotę, nie potrzebują pomocy myśliwych. Co ma do tego Michał Dworczyk? Bezpośrednio nic albo na razie nic. Dworczyk, co wiemy z jego ujawnianych mejli, jest kimś w rodzaju urzędowego harwestera, niszczy, nie bacząc na koszt zniszczeń, nasze wspólne dobro. Jest bardzo sprawny, pozbawiony skrupułów, robi swoje. Jest jak zaprogramowany operator harwestera, tnie tkankę reguł państwa i jego instytucji w interesie swojej formacji politycznej. Mam zresztą podejrzenie, że to akurat przypadek, iż robi to dla PiS; równie sprawnie dogadywałby się z inną ekipą partyjną. Kiedy patrzę na bobry, wilki i Dworczyka, to wiem, że bobry i wilki, chociaż unikają naszego wzroku, nie mają nic do ukrycia. Istotą działalności takich polityków jak Michał Dworczyk, Mateusz Morawiecki, Julia