To nie o przyszłość Putina chodzi, ale o groźbę dekompozycji układu sprawującego władzę Władimir Putin jest zakładnikiem układu władzy, do którego należy i który współtworzy. Z jego centralnym założeniem: gwarantem stabilnego i pomyślnego rozwoju przeszło 140-milionowego kraju rozpościerającego się od Smoleńska do Władywostoku jest Władimir Putin. Podobne poglądy są nam, obywatelom Polski, dobrze znane, bo w ostatnich dwóch latach niemal codziennie słyszeliśmy od przywódcy rządzącej partii, że tylko jej władza oznacza sukces kraju, władza innych zaś – obojętnie z jakiego obozu – narodową katastrofę. Przy tym, jak „Jednej Rosji” nie można sobie wyobrazić bez Putina, tak partii wymienionego polskiego polityka nie można sobie wyobrazić bez niego. Jarosław Kaczyński, przeciwstawiając III RP IV RP, zakwestionował obowiązującą konstytucję i napisał nową, która wyznaczała ramy ustrojowe przyszłego porządku. Uchwalenie tej konstytucji miało być początkiem IV RP. Nie wnikając w treść tego projektu, przyznaję, że prezes Prawa i Sprawiedliwości postąpił logicznie. Aby budować nową Polskę, należy zburzyć fundament prawny starej. Tak zrobili komuniści po wojnie, tak samo postąpili rzecznicy ustrojowej przemiany po 1989 r. Nie słyszałem, by któryś z rosyjskich polityków pokusił się o numerowanie Rosji. Nie wiem, czy dzisiejsza Rosja to III, czy IV Rosja. Wiem jednak, że obecna Rosja bierze początek nie w dniu pojawienia się Władimira Putina w kremlowskim gabinecie, lecz jesienią 1993 r., gdy Borys Jelcyn wygrał konfrontację z opozycją, która miała większość w parlamencie i przypieczętował sukces wprowadzeniem konstytucji obowiązującej do dziś. To ona wyznacza przestrzeń, w której może się swobodnie poruszać Władimir Putin i która krępuje ręce jego krytykom. Tej przestrzeni prawnej obecny prezydent nie zakwestionował. Władimir Putin jest jednością tezy i antytezy. Namaszczony przez Borysa Jelcyna jego następcą, a równocześnie uwielbiany przez obywateli nienawidzących Borysa Jelcyna. Kontynuator, utrwalacz i udoskonalacz systemu politycznego stworzonego przez Borysa Jelcyna, a równocześnie polityk postrzegany powszechnie w Rosji jako zaprzeczenie Borysa Jelcyna. „Demokracja w Rosji ma kiepskie notowania. Rosjanom przemiany demokratyczne kojarzą się zazwyczaj tylko ze stratą oszczędności i bogaceniem się oligarchów”, napisał w komentarzu opublikowanym 5 grudnia w „Dzienniku” Wiktor Jerofiejew, pisarz, publicysta i apologeta obecnej władzy. Podobny jest ton wielu polskich komentarzy – Rosjanie źle kojarzą demokrację. Dla nas podobna myśl brzmi swojsko. Tzw. III RP była rzeczywistością, w której skrajnie niesprawiedliwej polityce torującej drogę do fortuny nielicznym i degradacji majątkowej, zawodowej, społecznej milionów towarzyszył demokratyczny porządek. On nie ograniczał nierówności, a w odbiorze pokaźnej rzeszy obywateli był utożsamiany z sojusznikiem znienawidzonych beneficjentów nowego porządku, których Jarosław Kaczyński nazwał układem. Jeszcze w 1999 r. w Manifeście Programowym Sojusz Lewicy Demokratycznej ostrzegał, że przegrani na przemianie ustrojowej „demokrację widzą nie jako system aktywności obywatelskiej, a rządy elit podporządkowujących sobie gospodarkę. Taki stan rzeczy to jedna z największych gróźb dla przyszłości Polski”. Co potwierdziło zwycięstwo wyborcze PiS sześć lat później. W sporządzonych jesienią 2005 r. przez Centrum Badania Opinii Społecznej nad stosunkiem obywateli RP do demokracji 52% ankietowanych uznała, że rządy niedemokratyczne mogą być bardziej pożądane niż demokratyczne. „Wyraźna jest tendencja do wzrostu akceptacji rządów autorytarnych” – stwierdzono w komentarzu CBOS. Piszę o Polsce, by pokazać, że ucieczka od wolności, chęć oddania władzy w silne ręce, nie jest jedynie rosyjską specjalnością. Ci polscy znawcy Rosji, którzy z takim poczuciem wyższości opowiadają o rosyjskiej tęsknocie do założenia sobie kajdan, o rosyjskiej duszy – duszy niewolnika, powinni częściej spoglądać w polskie lustro. Słowo demokracja przez lata wymawiano w Rosji jako „diermokracja” czyli gównokracja. Demokrację kojarzono z katastrofą Rosji w latach 90., w okresie wielkiej smuty Jelcyna. Jednak istnieje ogromna różnica między Polską i Rosją lat 90. Polska w latach 90. miała kształt demokratyczny, Rosja zaś – skłaniający się ku autorytaryzmowi. W Polsce lat 90. dochodziło kilkakrotnie do demokratycznej zmiany władzy, w Rosji – od 1993 r. do tej pory to nie nastąpiło. Rosjanie kojarząc demokrację z porządkami w Rosji w latach 90., ulegli złudzeniu, że Rosja była krajem demokratycznym. To fałszywa świadomość. To mit, który podtrzymuje Wiktor Jerofiejew. Ten mit jest niezwykle wygodny dla władzy – dzięki niemu Władimir Putin
Tagi:
Krzysztof Pilawski