Kuźnia następców sióstr Williams

Kuźnia następców sióstr Williams

Polski tenisista trenuje Amerykanów na Florydzie Mikołaj Borkowski to numer jeden olsztyńskiego tenisa. W 2004 r. został mistrzem województwa seniorów i od tamtej pory nie przegrał w regionie żadnego meczu, choć ostatnio w Olsztynie bywa rzadko. Już jako student amerykańskiej uczelni zdobył w 2010 r. brązowy medal mistrzostw Polski w deblu, za co dostał 250 zł nagrody. Student z Montany O szansie studiowania w Stanach Zjednoczonych dowiedział się pół roku przed maturą. Dzięki pośrednikowi z Poznania, który policzył sobie za tę usługę 4 tys. zł, podpisał kontrakt z University of Montana w Missouli, mieście przy granicy z Kanadą. Olsztynianin znalazł się w niewielkiej grupie studentów trenujących tenis i startujących w lidze uczelnianej.– Rozgrywki tenisowe odbywają się w kilku ligach, zwanych divisions, które są podzielone na strefy, czyli konferencje. Nasza grupa startowała w najwyższej dywizji, składającej się z blisko 300 uczelni. Jeśli przyjąć, że każda uczelnia wystawiała po 10 zawodników, to tylko w jednej dywizji grało jakieś 3 tys. tenisistów – opowiada Mikołaj Borkowski podczas pobytu u rodziców w Olsztynie.Uniwersytet Montany kształci ok. 15 tys. studentów na różnych kierunkach, m.in. na podobnym do naszego wychowania fizycznego – i ten właśnie wybrał Mikołaj. Zawodnicy startujący w ligach uczelnianych nie mogą zawierać kontraktów zawodowych, zwykle więc nie wychodzą poza status amatorów. Jednak Mikołaj docenia te studia także pod kątem osobistego rozwoju sportowego, bo nauczył się grać bardziej ofensywnie i w różnych warunkach klimatycznych. A że nadal chciał się mierzyć na kortach z najlepszymi, po uzyskaniu dyplomu przedłużył wizę studencką i wystartował w eliminacjach do kilku turniejów na Florydzie.– Był grudzień 2010 r., w Polsce panowały mrozy, a tam temperatura przekraczała 25 stopni, więc postanowiłem się rozejrzeć za jakimś zajęciem – wspomina. – Rozesłałem mejle i dostałem propozycję z akademii tenisowej, którą na Florydzie założył legendarny tenisista australijski Harry Hopman (przed wojną grał w mikście m.in. z Jadwigą Jędrzejowską – przyp. aut.). Akademia młodych talentów Saddlebrook Tennis Academy w Wesley Chapel na przedmieściach Tampy to całoroczny ośrodek, w którym trenuje i jednocześnie uczy się w szkole 75 gimnazjalistów i licealistów. Do tego z akademii w czasie wakacji mogą korzystać dorośli, a mają gdzie grać, bo jest tam blisko 50 kortów. Wszystko za godziwą opłatą, na którą stać co bogatszych Amerykanów i obcokrajowców z całego świata. Borkowski pracuje tam sześć godzin dziennie (trzy godziny przed południem i trzy po południu), co jest sporą dawką przy florydzkim upale. Każdy zawodnik akademii ma trzy i pół godziny tenisa dziennie, w tym dwie godziny grania na punkty. Roczny pobyt kosztuje ponad 50 tys. dol. Natomiast dzienna stawka dla osoby dorosłej wynosi 195 dol. przy dwóch dniach pobytu, ale tylko 155 przy co najmniej pięciu. W cenę, oprócz nauki tenisa z najlepszymi instruktorami, wliczone są nocleg, obiad z degustacją wina, świeże owoce, spa i fittnes.Mikołaj jest jednym z trenerów, którzy pracują z grupą nastawioną na granie międzynarodowych turniejów juniorskich ITF (International Tennis Federation). Dzięki pracy w tej grupie ma stały kontakt z zawodnikami i dość często włącza się w trening lub grę na punkty. Jego wynagrodzenie wynosi 7,5 dol. za godzinę.W akademii pracuje ok. 20 trenerów, dwóch z nich zajmuje się zawodowcami, którzy też tam się pojawiają. Z bardziej znanych był np. John Isner (obecnie 11. miejsce na liście ATP), z którym olsztynianin miał nawet okazję zagrać jako sparingpartner. Mikołaj pełni też funkcję opiekuna uczniów w bursie szkolnej, więc na życie mu nie brakuje. Nawet Krauzenie pomógł Czy nie byłoby lepiej, gdyby tak przygotowany instruktor zajmował się młodzieżą w naszym kraju? Mikołaj Borkowski takiej możliwości nie wyklucza, ale ma dopiero 24 lata i nadal ambicje sportowe. Jednak aby zdobywać punkty w rankingach, musi startować w turniejach międzynarodowych, których w Polsce jest jak na lekarstwo. W 2007 r. zakończył krótki żywot warszawski turniej kobiecy J&S Cup z udziałem światowych gwiazd, sponsorowany przez ukraiński koncern J&S Energy (na spółkę nałożono wtedy prawie pół miliarda złotych kary za zbyt małe zapasy paliwa). Tego samego roku upadł turniej najwyższej rangi ATP World Tour, jakim był Orange Prokom Open w Sopocie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 31/2012

Kategorie: Sport