Czy Polska może się stać kiedyś drugą Belgią? Jeśli tak, to na pewno nie za sprawą wielkich browarów Może niekoniecznie jest tak, że już pierwszy łyk polskiego piwa jest zarazem łykiem ostatnim, ale nie zmienia to faktu, że jakość złocistego trunku rodem z Polski nie wywołuje uznania naszych piwoszy. Gdy wejdzie się na rozmaite fora poświęcone piwu, widać to wyraźnie. Oto kilka pierwszych z brzegu wypowiedzi: „W koncernach piwowarskich różnorodność zastąpiono nijakością”. „Niektóre knajpy kupują piwo w małych browarach, podłączają pod nalewak Żywca i sprzedają. A ludzie się dziwią, co ten Żywiec taki dobry”. „Duże browary zlikwidowały konkurencję i teraz mogą każdy chłam wpychać”. „Na pytanie, czy Tyskie jest dobre, czy aż tak niedobre, odpowiedź jest tylko jedna. Tyskie jest cały czas wstrętne”. „Łomża? Nie smakowało mi. Blee…”. Można powiedzieć, że o gustach i smakach się nie dyskutuje, ale fakt, że praktycznie nie ma żadnej znanej marki polskiego piwa, której internauci by nie krytykowali, powinien dawać producentom do myślenia. I nie są to wulgarne obelgi, tak typowe dla naszej sieci, lecz często wnikliwe i wyważone opinie, w których przejawia się troska o jakość ulubionego trunku. Widać, że ci ludzie rozmawiają o naprawdę ważnych dla siebie sprawach… A zatem to, czy będziemy pić piwo kiepskie, czy dobre, naprawdę nie jest dla nas bez znaczenia. W końcu był jakiś powód, że powstała u nas partia przyjaciół piwa, a nie np. herbaty, wina czy gorzałki. Chłam w puszce Już pan Zagłoba krytykował „okrutnie liche piwsko” w Końskowoli i choć nie mamy skali porównawczej, bo dziś w Końskowoli browar nie istnieje, jako człek, który swoje wypił, wiedział zapewne, co mówi. Warto więc słuchać opinii miłośników piwa i traktować je serio. Okazuje się bowiem, że w krytycznych uwagach jest sporo racji. W ubiegłym roku Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych skontrolowała 77 partii piwa pochodzących z 27 browarów. Oceniano zgodność produktu z polskimi normami i z deklaracjami producentów. Badano m.in. zapach, smak i parametry fizykochemiczne. I aż w co czwartej kontrolowanej partii stwierdzono nieprawidłowości! Główne grzechy polskiego piwa to zawyżony lub zaniżony poziom zawartości ekstraktu słodowego, za duży bądź za mały procent alkoholu, nieprawidłowa barwa, nadmierna pienistość i za wysoka kwasowość. Wszystko to świadczy o tym, że przy wyrobie piwa nie przestrzegano receptur – świadomie lub w wyniku niedbalstwa – oraz popełniano błędy w trakcie procesu technologicznego, wynikające zapewne z niewielkiej wiedzy o tym, jak należy produkować dobre piwo. Wyrób piwa nie jest zaś prosty. Wbrew pozorom produkcja złotego trunku jest bardziej skomplikowana i pracochłonna niż wina. Łatwiej też o pomyłkę mogącą zrujnować jakość. Tylko na sam zapach piwa składa się aż 20 czynników i niewiele potrzeba, by zamiast świeżego aromatu pojawił się odór stęchlizny czy nieświeżych jaj. Coraz gorsze, coraz mocniejsze Czescy piwowarzy oceniają, że wiele rodzajów polskiego piwa to w istocie zaledwie wyroby piwopodobne. Nasi południowi sąsiedzi może nie do końca są obiektywni, bo, o dziwo, piwo z Polski stanowi coraz większą konkurencję dla czeskich marek i sprzedajemy na tym rynku ponad pół miliona hektolitrów rocznie. Jednak nie dlatego, że nasze piwo mogłoby być lepsze np. od unieśmiertelnionego przez Haszka piwa Smichovskego czy Velkopopowickiego, lecz dlatego, że jest od nich znacznie tańsze. Kryzys spowodował bowiem, że Czesi oszczędzają nawet na wydatkach na swój ulubiony trunek – i zamiast znakomitych, ale drogich własnych piw chętnie kupują nasze. Wydawać by się mogło, że oszczędności z tego tytułu są niewielkie – ale nie wtedy, gdy pije się tyle piwa, ile oni. Na pewno jednak Czesi na piwie się znają, więc nie należy lekceważyć ich ocen. mZresztą z podobną sytuacją mamy do czynienia w Polsce, gdzie także rośnie udział tanich, słabych jakościowo gatunków, które stanowią już prawie 25% całej sprzedaży, a w 2009 r., jak obliczyli specjaliści z Kompanii Piwowarskiej, największej piwnej grupy producenckiej, wynosiły tylko 21%. Słabą jakość nadrabiamy większą mocą. Ponieważ lubimy mocne trunki, browary ochoczo przekraczają dopuszczalne normy zawartości alkoholu etylowego, a piwa z napisem „mocne” są w Polsce nadzwyczaj popularne. W Czechach, gdzie ludziom bardziej chodzi o to, żeby się napić, a nie upić, przeważają piwa poniżej 5%
Tagi:
Andrzej Leszyk