Lahestan otwiera bramy

Lahestan otwiera bramy

Na irańskich cmentarzach spoczywają tysiące Polaków, którzy w 1942 r. wydostali się z Armią Andersa ze Związku Radzieckiego Korespondencja z Iranu Plaża w Bandar-e Anzali nie wygląda zachęcająco. Pusto, gdzieniegdzie walają się śmieci, na piasku piknikuje kilka rodzin, a w szarych wodach Morza Kaspijskiego brodzi paru mężczyzn. Oprócz zadbanej promenady reszta miasta robi równie nieciekawe wrażenie. Z oblepionych reklamami budynków odpada tynk i złuszcza się farba, na ulicach ścisk i gwar. Do tego miasta 72 lata temu przybywali Polacy ewakuowani ze Związku Radzieckiego. Bandar-e Anzali, noszące wówczas nazwę Pahlavi, było pierwszym punktem, do którego trafiała większość żołnierzy Andersa oraz towarzyszący im cywile. Patrząc na zaniedbane ulice i brudną plażę, trudno sobie wyobrazić, że dla polskich wygnańców to był raj, tak różny od stepów Kazachstanu. We wspomnieniach pojawiają się złoty piasek, gościnność mieszkańców, obfitość wszelkich dóbr i ładne miasto. Przeżycia tułaczki po łagrach i kołchozach oraz trzydniowa podróż przez Morze Kaspijskie przepełnionym statkiem sprawiały, że szare Pahlavi jawiło się jako ideał normalności, na widok którego ludzie doznali wstrząsu. Między marcem a wrześniem 1942 r. do Iranu trafiło łącznie ok. 116 tys. Polaków, w tym 25 tys. cywilów, z których ponad połowę, bo aż 13 tys., stanowiły dzieci. Przybyli ciężko chorzy, zagłodzeni i osłabieni. Po odzyskaniu wolności tysiące z nich zmarło i na zawsze pozostało na gościnnej ziemi irańskiej. Do dziś o polskich tułaczach przypominają cmentarze – największe znajdują się w Bandar-e Anzali i Teheranie. Z wypożyczonym zniczem Dla wielu ofiar stalinizmu Pahlavi okazało się kresem drogi. Ludzie masowo umierali na tyfus i inne choroby związane z gwałtowną poprawą odżywiania się czy po prostu z wycieńczenia. Z miejscowego cmentarza ormiańskiego wydzielona została kwatera na cmentarz polski. Pochowano tu ponad 600 osób. Białą bramę z napisem „Cmentarz Polski” widać z daleka, ale jest ona zamknięta na cztery spusty, a wchodzi się przez cmentarz ormiański. Również zamknięty, jednak na dźwięk dzwonka pojawia się odźwierny, który usłyszawszy magiczne słowo Lahestan – czyli Polska – wpuszcza mnie do środka i wypożycza znicz i zapałki. Właśnie tak, wypożycza, a nie daje czy sprzedaje, gdyż na polski cmentarz podąża wraz ze mną żona odźwiernego, która gasi i zabiera ze sobą znicz, gdy tylko oddalam się od grobów Polaków. Kika rzędów skromnych, płaskich mogił w cieniu sosen, obok kwitnące maki. Żołnierze, dojrzali ludzie, sporo dzieci, nieznani, a pomiędzy grobami obelisk z napisem: „Tu spoczywa 639 Polaków, żołnierzy Armii Polskiej na Wschodzie generała Władysława Andersa i osób cywilnych, byłych jeńców i więźniów sowieckich łagrów, zmarłych w 1942 r. w drodze do Ojczyzny”. Przez Elbrus do Teheranu Po kwarantannie w Pahlavi większość wygnańców pojechała malowniczymi górskimi drogami w paśmie Elbrusu do Teheranu. Dotarłszy tam, nadal masowo wymierali, zagłodzeni i wynędzniali, niezregenerowani krótkim pobytem w nadmorskiej miejscowości. Polska ambasada, chcąc zapewnić im godne miejsce spoczynku, odkupiła połowę terenu cmentarza w peryferyjnej wówczas dzielnicy Dulab. Dziś moloch wchłonął ją, tak że znajduje się ona – jak na teherańskie warunki – całkiem blisko centrum 10-milionowego miasta. Nekropolia katolicka w Teheranie ma bogatą historię. W 1855 r. zmarł europejski lekarz szacha i został pochowany tuż obok cmentarza ormiańskiego. Jako że katolików w minionych dziesięcioleciach trafiło do Teheranu całkiem sporo, nekropolia z czasem się rozrosła. Spoczywają na niej katolicy różnych narodowości: Włosi, Czesi, Niemcy, Amerykanie, Anglicy, Argentyńczycy, Ormianie, Asyryjczycy, Chaldejczycy, Austriacy, Belgowie, Hiszpanie, Estończycy, Francuzi, Grecy, Holendrzy, Węgrzy… A także 1937 Polaków przybyłych z Armią Andersa. Dziś obok siebie znajduje się kilka chrześcijańskich nekropolii, oprócz łacińskiej jest chaldejska i ormiańska oraz rosyjska, a teren cmentarzy został wpisany na listę dóbr kultury i dziedzictwa narodowego Iranu. Chyba sporo Polaków odwiedza cmentarz, gdyż właściciel hotelu, w którym nocuję, od razu wie, dokąd pokierować taksówkarza. Cmentarzem opiekuje się sympatyczny odźwierny, który na słowo Lahestan od razu prowadzi mnie do właściwej kwatery i wyposaża na drogę w opis cmentarzy polskich w Iranie autorstwa Andrzeja Przewoźnika, a przed wyjściem częstuje herbatą i tłumaczy mojemu taksówkarzowi, skąd w Iranie wzięli się polscy wygnańcy. „Pamięci wygnańców polskich,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 42/2014

Kategorie: Obserwacje