Wystarczy powiedzieć parę miłych bzdetów o Lechu Kaczyńskim, by zaistnieć na łamach „Gazety Polskiej”. Zna tę metodę Vytautas Landsbergis, były prezydent Litwy. Od 20 lat ćwiczy ją ten chytrusek na polskich mediach. Zmienia tylko nazwiska polskich polityków, którzy przez moment są tymi „dobrymi”. Całkiem co innego mówi, a zwłaszcza robi, u siebie. Zaciekły wróg uznania prawa polskiej mniejszości do naszej pisowni nazw i nazwisk. I zwolennik takiego manipulowania przepisami, by Polacy z Wilna i okolic nie mogli odzyskać własnych majątków. Landsbergis tyle lat zwodził Polaków, że nawet najmniej rozgarnięty człowiek powinien to dostrzec. A skoro nie ma na jego gierki żadnej reakcji, to napuszcza nas na siebie jak dzieci. Bezczelny polityk potrafił powiedzieć Marcie Kochanowskiej, „żeby uważała na siebie, bo są wypadki samochodowe”. Zrobiła się z tego afera na spotkaniu rodzin ofiar z Tuskiem. Niestety, dla „Gazety Polskiej” Landsbergis jest dobry tylko dlatego, że przywala polskiemu rządowi. Ale nawet gdyby głupota potrafiła fruwać, to i tak z Landsbergisa nie da się zrobić polityka o czystych intencjach. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Przebłyski