Łata na pleckach

Bytomscy lekarze zoperowali poważną wadę u 7-miesięcznego płodu. To przełom w polskiej medycynie prenatalnej Na początku stycznia podczas badania USG lekarz zauważył, że dziecko ma oznaki wodogłowia, a kolejne badanie w klinice wykazało, że nasz syn ma skomplikowaną wadę rozwojową – przepuklinę oponowo-rdzeniową. Zabrzmiało to jak wyrok – opowiada Katarzyna B. z Opola, matka, która podjęła dramatyczną i odważną walkę o życie i zdrowie swojego nienarodzonego dziecka. Państwo B. byli załamani. To ich drugie dziecko. Siedmioletni Damian jest zupełnie zdrowy. Nie wiedzieli, jak poradzić sobie z problemem, tym bardziej że lekarze podawali sprzeczne informacje. Operować czy nie? – Ordynator opolskiego szpitala skierował nas do Łodzi przekonany, że tam wykonuje się odpowiednie operacje. Spędziłam tam kilka dni na szczegółowych badaniach i zalecono mi czekanie oraz pojawianie się na kontroli co trzy tygodnie. Powiedziano, że najlepiej urodzić dziecko w Centrum Zdrowia Matki Polki, gdzie zaraz po urodzeniu będzie operowane. Odradzano wszelką ingerencję podczas ciąży. Jednak pod koniec rozmowy profesor poradził, żebym się skontaktowała z dr. Grettką z Bytomia, bo słyszał, że on zajmuje się takimi wadami. Mąż pani Katarzyny obdzwonił bytomskie szpitale, bo nie wiedział, gdzie pracuje wspomniany dr Grettka. Odnalazł go w bytomskiej Klinice Położnictwa i Ginekologii Śląskiej Akademii Medycznej. – Do tej pory zdobywaliśmy wiedzę o chorobie naszego dziecka po kawałku. Dowiedziałam się, że grozi mu wodogłowie, że nie będzie mogło chodzić, samodzielnie oddawać moczu, że grozi mu porażenie mózgowe, a w przyszłości problemy seksualne. W Bytomiu po raz pierwszy usłyszałam całą prawdę i zaoferowano mi możliwość operacji jeszcze podczas ciąży. Lekarze szczegółowo poinformowali, co będą robić, że może dojść do krwotoku albo porodu. Dr Krzysztof Grettka, który był na praktyce w USA, opowiedział mi o tamtejszej klinice w Nashville, gdzie zoperowano już blisko 300 płodów, a dzieci dzięki temu chodzą i normalnie żyją. Zobaczyłam w tej operacji niepowtarzalną szansę dla mojego dziecka. Wiedziałam, że zabieg jest eksperymentem, ale nie chcę mieć nigdy wyrzutów, że zmarnowałam szansę przez tchórzostwo. Tak naprawdę zwyczajnie bałam się tylko, że nie wybudzę się z narkozy. Godzina stresu Operację prowadziło pięciu lekarzy. Bali się, aby nie doszło do przedwczesnego porodu. – To był 28. tydzień ciąży – mówi prof. Anita Olejek, szefowa kliniki. – Operacja była dwuetapowa. Najpierw ginekolodzy musieli otworzyć macicę, w czym pomógł nam stapler – urządzenie do bezkrwawego przecinania tkanki, a potem chirurg dziecięcy zszył otwór w pleckach dziecka. Dwa najtrudniejsze momenty to przygotowanie anestezjologiczne i właściwe badanie USG. – Przygotowując mamę do operacji, musiałam jednocześnie myśleć o dziecku – mówi anestezjolog Anna Cichoń-Mikołajczyk. – Najważniejsze było podanie takiej dawki środka usypiającego i jednocześnie leków zapobiegających skurczom macicy, aby nie doszło do porodu. Leki przeciwbólowe otrzymał też płód. Było to zalecenie komisji bioetyki, aby wykluczyć możliwość odczuwania bólu przez nienarodzone dziecko. Zadaniem dr. Grettki było odnalezienie właściwego miejsca na cięcie. Udało się idealnie – nacięcie macicy odsłoniło dokładnie punkt, gdzie dziecko miało niezrośnięte powłoki skórne. Dziura w plecach Kamila miała sześć centymetrów długości. – W Centrum Zdrowia Dziecka i Matki Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach operujemy rocznie ok. 30 noworodków z tego typu schorzeniem, co wiąże się z zagrożeniem ich życia i trwałym kalectwem – mówi prof. Janusz Bohosiewicz, kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Dziecięcej, który operował płód. – Od półtora roku jesteśmy przygotowani do zabiegów na płodzie, ale jeszcze nie trafiła do nas ciężarna z właściwym rozpoznaniem. Cieszę się, że wreszcie ktoś postawił odpowiednią diagnozę w odpowiednim czasie, abyśmy mogli dać dziecku szansę złagodzenia objawów choroby. Zabieg, który wykonałem, polegał na zszyciu powłok skórnych. Gdy są otwarte, nerwy i rdzeń kręgowy są narażone na szkodliwe działanie płynu owodniowego, dlatego następują nieodwracalne zmiany. Przyznam, że skórę zszywało mi się o wiele łatwiej niż u noworodka. Istnieje też duża szansa, że dziecko nie będzie miało żadnych blizn, gdyż badania wykazują, że rany pooperacyjne na płodzie goją się zupełnie inaczej i nie zostają po nich ślady. NFZ tego nie przewiduje Pionierską operację w bytomskiej klinice przeprowadzono niemal charytatywnie. Żaden lekarz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2005, 2005

Kategorie: Zdrowie