Leczenie reklamą

Leczenie reklamą

2 mld złotych rocznie wydają koncerny na reklamę leków Prawie 40% Polaków ocenia, że raz w miesiącu kupuje leki, co dziesiąty odwiedza aptekę raz w tygodniu. W 2000 r. wydaliśmy na leki 10,4 mld zł, dwa lata później – już 11,7 mld. Z szacunkowych danych wynika, że w zeszłym roku przekroczono 12 mld. Jest więc o co walczyć. Szczególnie że specjaliści od marketingu twierdzą: Polak zapłaci więcej za lek, jeśli przekonał się o jego skuteczności lub przynajmniej w nią wierzy. Poza tym wiadomo, że nie jesteśmy zbyt wierni, łatwo skusić nas nowością. I dlatego koncernom farmaceutycznym opłaca się coraz więcej wydawać na reklamy – także nieuczciwe i obiecujące cudowne ozdrowienie. W ciągu ostatnich pięciu lat wydatki firm farmaceutycznych na reklamę wzrosły w Polsce pięciokrotnie. Dziś tylko wartość reklamy leków wydawanych w Polsce bez recepty (tzw. leków OTC) wynosi ponad 500 mln zł rocznie. Do tego doliczyć trzeba reklamę leków „receptowych” w prasie fachowej i niewyceniony w dziale reklama wielki segment obejmujący edukację, akcje społeczne, finansowanie krajowych kongresów medycznych i udziału lekarzy w zagranicznych seminariach, infolinie, strony internetowe, dopieszczanie dziennikarzy i ciężką pracę repów, czyli przedstawicieli medycznych odwiedzających lekarzy. Ocenia się, że tak szeroko pojęty rynek reklamy leków w Polsce to zawrotna kwota około 2 mld zł rocznie. Pieniądze te warte są polskiego pacjenta. Jesteśmy w czołówce spożycia leków – ok. 40 opakowań rocznie, podczas gdy Niemiec kupuje 20, Anglik – 15, a Japończyk – 10. W badaniach opinii publicznej deklarujemy, że leki są na końcu listy wydatków, na których możemy oszczędzać. Warto kusić Polaka, by kupował leki. Nawet jeśli jest to zachęta niemoralna. Radość z grypy Producenci są dziś najbardziej zainteresowani właśnie lekami OTC. Ich udział to jedna czwarta rynku, a koncerny walczą, by kolejne preparaty były dostępne dla każdego, kto chce je kupić. Ocenia się, że sumy przeznaczone na reklamę to ok. 17,5% wydatków firmy. Tyle samo wpisuje się w rubrykę „wynalazki”. – Tylko wielka sprzedaż umożliwia badania – tłumaczą przedstawiciele największych koncernów i podają przykład tzw. leków sierocych, czyli stosowanych w bardzo rzadkich chorobach. Ich wynalezienie i produkcja kosztują miliardy dolarów. Szeroko pojęta promocja to, zdaniem prof. Wiesława Gumułki z Zakładu Farmakodynamiki AM, nawet 65% ceny leku. Czy nie lepiej byłoby przeznaczyć te astronomiczne kwoty na postęp medycyny? Prof. Gumułka ma wątpliwości. Nowy lek powstaje co 10-15 lat. A są dziedziny, w których stoimy w miejscu. Zatem pieniędzy na reklamę nie da się po prostu wrzucić do szufladki „wynalazki” i spowodować, że pojawią się cuda w terapii. Można za to wymagać, by reklamy były uczciwsze. Szczególnie teraz, bo festiwal reklam nasila się w zależności od pogody lub mody. Tegoroczna zima jest znakomita dla koncernów. Szaleją przeziębienia i grypa. Szaleją też twórcy reklam. – Bzdura i niedorzeczność – tak niektóre reklamy komentuje dr Józef Meszaros z Katedry Farmakologii AM w Warszawie. Na liście krytykowanych przez dr. Meszarosa reklam są wszelkie preparaty witaminowe, szczególnie te określane jako „wycelowane w określone grupy”. – Witaminy dla biznesmenów i dla górników niczym się nie różnią, poza tym, że nigdzie nie udowodniono, że każdy powinien je zażywać – komentuje dr Meszaros. – Szkoda tylko, że ludzie wydają tyle pieniędzy na witaminy. Dla ich organizmu byłoby lepiej, gdyby te fundusze wydali na tygodniowy urlop. W magazynie „The Lancet” opublikowano dwa lata temu wyniki badań sugerujące, że część preparatów stosowanych do uzupełnienia diety, a więc i witaminy, jest całkowicie nieszkodliwa, ale i nieskuteczna. – Reklamowane leki w większości nie spełniają wymogów medycyny opartej na faktach, które obowiązują lekarza – to opinia prof. Zbigniewa Hermana, konsultanta ds. farmakologii klinicznej w woj. śląskim. – Nabywca musi pamiętać, że nie ma leku bez skutków ubocznych. – Nieuzasadnione nadzieje daje także reklama rutinoscorbinu i scorbolamidu, a także uderzeniowych dawek witaminy C. Wszystkie te preparaty prezentowane są jako likwidujące przeziębienie, tymczasem łagodzą tylko objawy. Nie ma żadnych badań klinicznych potwierdzających reklamowaną skuteczność – podkreśla dr Józef Meszaros. Podobnie negatywnie ocenia telewizyjne obrazki, na których panie po pięćdziesiątce odzyskują wigor

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2004, 2004

Kategorie: Kraj