Lekarska „etyka”

Lekarska „etyka”

Lekarz kupił po zaniżonej cenie mieszkanie od pacjenta narkomana Był październik 1999 r. Cztery miesiące po śmierci matki 21-letni Marcin z Warszawy postanowił się leczyć. Dla narkomana uzależnionego od heroiny, jednego z najcięższych narkotyków, była to ostatnia szansa powrotu do normalnego życia. – Stoczyłem się na samo dno – wspomina. Dzisiaj ma 25 lat. Ubrany w dżinsy i koszulkę polo niczym nie przypomina człowieka, który patrzył na świat mętnymi oczami narkomana. Po tamtym okresie pozostały jedynie złe wspomnienia i utracone mieszkanie. Lekarza Adama B., młodego specjalistę od uzależnień, polecił mu kolega. Podobno był dobry i sprawdzony. Marcin nie chciał się zgodzić na pobyt w ośrodku zamkniętym. Prywatne leczenie okazało się jednak bardzo kosztowne. Szybko przerosło finansowe możliwości babci, która po śmierci rodziców zajęła się jego wychowaniem. – Nie zdawałam sobie z tego wszystkiego sprawy – mówi drżącym głosem 89-letnia pani Stanisława. – Ojciec Marcina zmarł, kiedy chłopak miał cztery lata. Wychowywała go matka. O niczym nie wiedziałam. Dla mnie narkomania była czymś zupełnie nieznanym. Co chwila ociera łzy pomiętą chusteczką. Jak mówi, problemy z wnuczkiem zabrały jej dużo zdrowia, ale dały też siłę, aby wyprowadzić Marcina na prostą drogę. – Jedna wizyta kosztowała 150 zł. Lekarz przychodził, podawał kroplówkę. Dwa razy dziennie, co wynosiło w sumie 300 zł. Do tego koszt leków, które nie należą do najtańszych – opowiada Marcin. Nie chce pokazać twarzy, prosi także, aby nie ujawniać jego nazwiska. Twierdzi, że chce o wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Bo do czego wracać? – Szemrane towarzystwo, ucieczki z domu, całe dnie na haju, skrzywdzona rodzina… To babcia powiedziała Adamowi B. o mieszkaniu przy ulicy Żelaznej, które Marcin odziedziczył po matce. – Moja emerytura nie wystarczała. Pieniędzy ciągle brakowało, a ja nie miałam już skąd brać – opowiada z płaczem. Jak twierdzą, Adam B. postawił sprawę jednoznacznie. – Będą pieniądze, będzie leczenie. Sprzedaż mieszkania była aktem desperacji, a on to perfidnie wykorzystał – mówi Marcin. Adam B. stwierdził, że kupi mieszkanie, w zamian zabierze Marcina na kurację, a także będzie go dalej nieodpłatnie leczył. Marcin pokazuje oświadczenie, w którym lekarz zobowiązuje się do nieodpłatnej opieki nad nim w trakcie wyjazdu do Zakopanego oraz bezpłatnych wizyt lekarskich w lecznicy przez 12 miesięcy. Pod koniec listopada 1999 r. sporządzono akt sprzedaży mieszkania. Na konto Stanisławy T. wpłynęło 88.450 zł. – W tym czasie mieszkanie warte było ok. 140 tys. Łatwo obliczyć, ile straciliśmy. To był wielki błąd. Zależało nam jednak na czasie. Nie chciałam, aby Marcin przerywał leczenie. A przecież lekarz obiecywał jeszcze kurację i dalszą bezpłatną opiekę. Zobowiązał się również do nieodpłatnego użyczenia nabytego mieszkania na okres sześciu miesięcy – tłumaczy Stanisława T. W ciągu kilku miesięcy nastąpił splot wydarzeń rodem z serialu kryminalnego. W czasie powrotu z kuracji doszło do wypadku. Prowadzona przez lekarza osobowa toyota została poważnie uszkodzona w wyniku stłuczki. Po przyjeździe do Warszawy Adam B. zażądał od Marcina pokrycia części kosztów naprawy. Chłopak pokazuje pokwitowanie przyjęcia przez lekarza 2 tys. zł. Mimo wcześniejszej umowy Adam B. nakazał również opuścić kupione mieszkanie. – Pozmieniał zamki, w ciągu jednego dnia kazał zabrać wszystkie rzeczy. W nocy szukaliśmy przewoźnika – wspomina pani Stanisława. Wobec tych wszystkich wydarzeń Marcin zaprzestał leczenia, a sprawa trafiła do sądu. Na początku 2000 r. pani Stanisława wniosła skargę do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Wynikało z niej, że na skutek uzależnienia od narkotyków jej wnuk Marcin w sposób niekorzystny ekonomicznie dokonał sprzedaży lekarzowi Adamowi B. mieszkania położonego w centrum Warszawy. Skarga trafiła do Okręgowego Sądu Lekarskiego. – W sensie moralnym ta sprawa od początku była dla mnie ewidentna – mówi dr med. Stefan Jaworski, przewodniczący OSL w Warszawie. – Adam B. w nieuczciwy sposób wykorzystał swoją pozycję. Czym innym jest bowiem nieumyślny błąd lekarza wynikający z przemęczenia, z niedopatrzenia, z braku sprzętu, a czym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 35/2003

Kategorie: Kraj
Tagi: Tomasz Sygut