Wypadków w szkołach jest niemal tyle co na drogach, ale o nich się nie mówi 3 września w szkole podstawowej w Kostomłotach w województwie dolnośląskim na lekcji wychowania fizycznego uczeń spadł z drabinki i stracił przytomność. Chłopca pierwsi reanimowali nauczyciele, następnie lekarz z pielęgniarką, którzy dotarli do szkoły z pobliskiego ośrodka zdrowia. Ponieważ żadna karetka nie mogła dojechać na czas, do akcji ratowniczej ruszyli strażacy. Gdy mimo ich wysiłków chłopiec nie odzyskiwał przytomności, próbowano wezwać Lotnicze Pogotowie Ratunkowe z Wrocławia, lecz ono zostało wysłane do innego zgłoszenia. Ostatecznie śmigłowiec LPR ściągnięto z Opola. Życia dziecka nie udało się uratować. Prokuratura okręgowa ustaliła, że dziecko nie mówiło wcześniej nauczycielom, iż coś niepokojącego dzieje się z jego zdrowiem. Także kontrola dolnośląskiego kuratorium w szkole nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Cisza nad wypadkami W roku szkolnym 2019/2020 doszło do 22,5 tys. wypadków w szkołach i placówkach oświatowych; wypadków drogowych w 2020 r. było niewiele więcej – 23,5 tys., lecz w publicznej dyspucie bardziej nagłośnione są te drugie. Bezpieczeństwu dzieci i młodzieży w szkołach poświęca się jakby mniej uwagi. Sytuacja medycyny szkolnej pogorszyła się po reorganizacji opieki zdrowotnej w 1999 r. Gdy wprowadzono instytucję lekarza rodzinnego, z placówek oświatowych zaczęli znikać dentyści, a pielęgniarki zaczęły przychodzić na godziny. Sprawie przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli, a 12 września 2019 r. weszła w życie ustawa o opiece zdrowotnej nad uczniami. W raporcie NIK z 21 czerwca 2018 r. czytam, że choć liczba wypadków w szkołach z roku na rok maleje (w roku szkolnym 2014/2015 było ich ok. 71 tys., a w roku 2016/2017 ok. 60 tys.), to nadal zdarzają się one zbyt często. Kontrolerzy ocenili, że duża liczba takich zdarzeń, szczególnie w szkołach podstawowych, wymaga stałej obecności w tych placówkach pielęgniarki, tak aby możliwe było szybkie udzielenie pomocy medycznej. Zmiany wymaga też czas pracy pielęgniarek w szkole, który obecnie zależy od liczby uczniów, a nie od planu lekcji. Zauważono, że gabinety pomocy przedlekarskiej ma zdecydowanie więcej szkół w miastach, na wsi są one tylko w jednej trzeciej placówek. Uczniom często udzielano świadczeń zdrowotnych w miejscach do tego nieprzystosowanych. W raporcie zwrócono poza tym uwagę na brak opieki stomatologicznej: „W szkołach znajduje się ok. 600 gabinetów stomatologicznych. W naszym kraju ponad 50% dzieci w wieku trzech lat ma zęby z próchnicą. Odsetek uczniów szkół podstawowych w wieku 12 lat z co najmniej jednym zębem stałym usuniętym z powodu próchnicy sięga blisko 2%, a u młodzieży w wieku 18 lat – blisko 9%”. Dentysta mało dostępny W 2017 r. na poprawę medycyny szkolnej zagwarantowano specjalne środki w budżecie państwa. Z tych funduszy zakupiono 16 dentobusów, po jednym na każde województwo. – Stomatolog przyjmie ucznia w gabinecie urządzonym w szkole albo w pobliskiej przychodni, z którą szkoła podejmie współpracę. W tym drugim przypadku uczeń będzie przyjęty poza kolejnością. Uzupełniającym sposobem zapewnienia świadczeń stomatologicznych są dentobusy – zapewniała wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko na konferencji prasowej 29 sierpnia 2019 r., promując wspomnianą ustawę. Katarzyna Kubicka-Żach z biura komunikacji Ministerstwa Zdrowia w odpowiedzi na moje pytania pisze, że według danych NFZ w 2019 r. ze świadczeń w dentobusach skorzystało 81,7 tys. uczniów, w 2020 r. – 38,7 tys., a w okresie od stycznia do lipca 2021 r. – 30 tys. Tylko dolnośląski oddział NFZ nie ma umowy na udzielanie w nich świadczeń. Jednak gdy sprawdzam rzecz w szkołach, już tak optymistycznie nie jest. – Dentobus? Pierwsze słyszę – dziwi się pani w szkolnym sekretariacie. Jeden z pomorskich dyrektorów zna je tylko z zapowiedzi. – Pewnie kiedyś do nas jakiś dotrze – dodaje. Dyrektorka podstawówki z Warmińsko-Mazurskiego nie słyszała, żeby w zaprzyjaźnionych szkołach był dentobus. Zresztą nie jest pewna, czy rodzice jej uczniów wysłaliby tam dzieci na leczenie, skoro nawet fluoryzację zębów zastopowali. – Teraz zgodnie z ustawą na wszystkie działania medyczne trzeba mieć zgodę rodziców – tłumaczy. – To nie lata 70. czy 80., obecnie każdy ma swojego stomatologa, każdy jest gdzieś zapisany. Świadomość w tej kwestii ogromnie wzrosła. Na pięć szkół z różnych województw tylko w jednej był dentobus, i to dawno. Według wspomnianej ustawy opiekę zdrowotną nad uczniami monitoruje wojewoda.