Nauczyciele stali się przedmiotem w walce między zwolennikami i przeciwnikami reformy Dr hab. Piotr Mikiewicz – profesor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, kierownik Zakładu Socjologii Edukacji i Polityki Oświatowej. Stan wyjątkowy – tak mógłbym określić sytuację naszej oświaty. – ? Władza, a konkretnie MEN, wprowadza reformę, mimo że liczne środowiska oświatowe protestują, negują ją albo w całości, albo częściowo. Tak naprawdę trudno byłoby wyliczyć tych – poza namaszczonymi przez ministerstwo – którzy nie mają zastrzeżeń. Trwają protesty, rośnie napięcie, czas płynie, a MEN robi swoje. – Proponuję, abyśmy na wstępie ustalili: nie chcę się wdawać w dyskusję polityczną na temat motywów wprowadzania reformy, opowiadać po jednej lub drugiej stronie. Ten spór nierzadko przypomina mi łupankę – także w mediach – szukanie, gdzie uderzyć, żeby wygrać swoje w tej rywalizacji politycznej. Dla mnie, socjologa edukacji, liczą się w tym momencie: obserwowanie zmiany, nauczyciele w tym procesie i oczywiście uczniowie. Dobrze, w takim razie jak oceniłby pan przebieg tej zmiany? – To temat na całą rozprawę. Teraz ja coś zaproponuję. Trzy główne elementy zamiany to: cel, ludzie i procedury. Zacznijmy od nauczycieli. – Przede wszystkim przestrzegam przed generalizowaniem. Nauczycieli jest ok. 500 tys. To wielobarwna, bardzo zróżnicowana grupa zawodowa – pod względem poglądów politycznych, zasobności i możliwości rozwoju zawodowego. Na dodatek funkcjonująca w bardzo różnorodnych środowiskach, inaczej przecież pracuje się w szkole podstawowej w podkarpackiej wsi, a inaczej we wrocławskim lub warszawskim liceum. W debacie o nauczycielach zawsze trzeba brać pod uwagę ten kontekst, te uwarunkowania, nie można ferować wyroków: nauczyciele są źli albo dobrzy. Ale u podstaw reformy legło przekonanie, że system edukacji nie spełnia oczekiwań, a więc nie spełnia ich szkoła, ergo – nauczyciele. – Do tego dochodzą mity społeczne, w których nauczyciele funkcjonują: mało pracują, bo zaledwie 18 godzin, mają wakacje. W badaniach naukowych też często mamy do czynienia z podejściem o charakterze demaskatorskim, np. w jaki sposób nauczyciele naznaczają uczniów poprzez stereotyp. A na drugim biegunie – gloryfikuje się ich, pokazuje chwalebne przykłady, konkursy na nauczyciela roku. Jak wspomniałem, nie można całej szkoły, ogółu nauczycieli krytykować z góry na dół albo tylko ich chwalić. W zmianie ważniejsze od oceniania ludzi jest pozyskanie ich do wspólnego działania. – I tu dotykamy sedna. Zacznę od tego, że środowisko nauczycielskie poddawane jest presji – jeśli nie od zawsze, to od długiego czasu, na dodatek z wielu stron. Z jednej strony jest to presja rządowa – oczekiwanie, jak ma działać system edukacji. Z drugiej – presja rodziców, którzy chcą, żeby szkoła działała na rzecz dzieci. I z trzeciej – uwarunkowania lokalne, dyrektorzy szkół, samorządy, które realizują swoje polityki. W mniejszych miejscowościach te lokalne uwarunkowania znacząco wpływają na to, jak pracuje się w szkole. Jednak presji poddawanych jest wiele grup zawodowych. Można zażartować: sorry, takie mamy życie… – Tak, ale stan, w jakim znajdują się nauczyciele, określiłbym mianem przeciążenia normatywnego. Pojęcie to pojawiło się w badaniach współczesnych ról kobiecych. Formułuje się wobec kobiet wiele sprzecznych oczekiwań, na dodatek mają być wielofunkcyjne: aktywne zawodowo, muszą wychowywać dzieci, prowadzić dom, być trendy. A środowisko nauczycielskie jest mocno sfeminizowane. – To także ma wpływ na jego kondycję, ale głównie chodzi mi o to, że od nauczyciela oczekuje się pełnienia bardzo wielu różnych funkcji. Nie tylko ma dobrze uczyć fizyki lub języka polskiego – ma jeszcze wychowywać, być swoistym administratorem, czyli zarządzać procesem dydaktycznym, ma być obecny w życiu środowisk lokalnych. Musi spełniać oczekiwania wielu stron: od ministra edukacji, przez lokalne władze oświatowe i otoczenie społeczne, po rodziców. Do tego dochodzi sprawa oczywista, lecz zapomniana – że to zajęcie bardzo wymagające pod względem obciążenia psychicznego. Nauczyciel działa w grupie dynamicznej, w zależności od wieku uczniów styka się z różnymi problemami, ta dynamika grupy się zmienia. Trzeba umieć sobie z tym radzić, a jednocześnie realizować założenia programowe. Stąd wniosek, że nauczycieli trudno pozyskać do aktywnego akceptowania zmiany? – Są przyzwyczajeni do ciągłych zmian, nauczyli się żyć pod stałą presją i adaptować się do niej. Niestety, ta adaptacja nierzadko