Lektorzy, wysiadka

Lektorzy, wysiadka

Emitowanie w telewizji filmów z napisami dałoby możliwość nie tylko doskonalenia języków obcych, lecz także ćwiczenia szybkiego czytania Głos lektora zagłuszający oryginalny tekst płynący z ekranu czyni z nas społeczeństwo biernych konsumentów z zaścianka, a nie kreatywnych, nastawionych na ciągłe kształcenie obywateli świata. Zwyczaj czytania list dialogowych do zagranicznych filmów przez lektora przyjął się w polskiej telewizji i na rynku wideo, tak jak chryzantemy na Święto Zmarłych. O ile jednak cmentarne kwiaty nikomu nie przeszkadzają, to zaśmiecanie odbioru monotonnym głosem lektora przynosi nam niepowetowane straty. Co tracimy? Po pierwsze – widzowie tracą szansę ćwiczenia i doskonalenia języków obcych, a przecież ich nieznajomość jest naszą piętą achillesową. Po drugie – odbiera się wszystkim możliwość ćwiczenia szybkiego czytania, co jest kolejnym ciosem w rozwój intelektualny, zwłaszcza młodej populacji Polaków, którzy wzrastają w izolacji od książek, gazet i wszelkiego słowa pisanego. Wreszcie po trzecie – pozbawia się miliony telewidzów sporej części przekazu kulturowego, jaki niesie każdy film, głos polskiego lektora zagłusza bowiem skutecznie oryginalną ścieżkę dźwiękową, słowa wypowiadane przez bohaterów i inne efekty akustyczne. To dlatego filmów w naszej telewizji nie mogą oglądać obcokrajowcy nieznający polskiego, bo choć język oryginału nie stanowi dla nich problemu, to lektor uniemożliwia im zrozumienie większości słów. Zdaniem prof. Waldemara Tłokińskiego, specjalisty w dziedzinie neurolingwistyki i psycholingwistyki, trzeba bić na alarm. – Stopień umiejętności czytania ze zrozumieniem jest w społeczeństwie coraz niższy – mówi. – Młode pokolenie prawie niczego nie czyta, a kiedy trzeba na głos przeczytać fragment jakiegoś tekstu, robi się tragedia. Nie można tej ułomności zwalać na modną wśród uczniów dysleksję, bo to jest po prostu nieumiejętność i niedouczenie – grzmi profesor. – Młodzi odcyfrowują litery, ale gubią sens zdania, a już zadaniem ponad siły jest utrzymanie w pamięci choćby jednego akapitu. Bezpłatna szkoła językowa Taka diagnoza destrukcyjnego działania systemu edukacji i telewizji nie jest wcale wyssana z palca, ale znajduje potwierdzenie w krajach, w których najważniejsze medium nie korzysta z lektorów czytających teksty dialogów. Są to m.in. kraje skandynawskie, zwłaszcza Finlandia, gdzie wielu obywateli przyznaje, że języka angielskiego nauczyło się nie tyle w szkole, ile dzięki codziennemu oglądaniu telewizji i filmów z napisami. Znajomość w zakresie więcej niż podstawowym przynajmniej jednego obcego języka przez mieszkańców krajów skandynawskich jest od dawna powodem naszej zazdrości, ale droga do sukcesu okazuje się dosyć banalna. Nie chodzi tylko o różnice w poziomie edukacji szkolnej, ale także o główny nośnik masowego przekazu kulturowego, jakim jest telewizja. Warto również przyjrzeć się doświadczeniom naszych sąsiadów ze Wschodu, Litwinów, Białorusinów czy Ukraińców. Wielu z nich posługuje się całkiem poprawnie językiem polskim, i to wcale nie dlatego, że ma polskie pochodzenie, ale dzięki oglądaniu naszej telewizji, która w pasie blisko granicy jest dostępna od samego początku istnienia. Zwłaszcza polskie filmy oglądane przez mieszkańców sąsiednich republik w wersji oryginalnej okazały się najlepszymi ambasadorami języka polskiego. Czy można zmienić fatalną tradycję zaśmiecania filmów głosem lektora? Zwyczaj, który przez ponad 30 lat zapuścił głęboko korzenie, jest trudny do usunięcia, ale takiego zadania powinna się podjąć najpierw telewizja publiczna, która ma do spełnienia także misję edukacji młodego pokolenia. Można na początek zacząć emitować filmy bez lektora, ale z napisami polskimi, tylko w określone dni, o określonej porze. Współczesna technika emisji pozwala też wprowadzić polskie podpisy (lub je wykasować) zarówno w przekazie internetowym, jak również przy użyciu telegazety. Można więc pozostawić telewidzom wybór, w jakiej wersji chcą oglądać zagraniczne filmy, czy w „czystej” wersji oryginalnej, czy z napisami, czy z podłożonym głosem lektora. Wszystkiemu winni emeryci Jak to się stało, że w polskiej telewizji przyjął się zwyczaj biernego oglądania obcojęzycznych filmów, które stanowią dziś gros oferty programowej? Powód był dosyć prozaiczny – na początku lat 60., kiedy telewizja dopiero raczkowała, zastanawiano się, czy telewidzowie korzystający z pierwszych i bardzo niedoskonałych odbiorników marki Belweder będą mogli odczytać małe literki z dialogami na małych ekranach. Toczono dyskusje i przedstawiano różne argumenty, kierując się także doświadczeniami innych krajów. W końcu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2007, 2007

Kategorie: Kultura