Euroland hamuje

Euroland hamuje

W krajach euro wzrost gospodarczy jest coraz mniejszy Nasz rząd (tj. premier) nie należy do entuzjastów rychłego przystąpienia Polski do strefy euro. Główna partia opozycyjna jest jeszcze bardziej sceptyczna. Ta powściągliwość budzi niezadowolenie nie tylko wielu publicystów, ale także osobistości oficjalnych. Koronnym argumentem zwolenników możliwie jak najszybszego zastąpienia złotego walutą unijną jest chęć uniknięcia „peryferyzacji” kraju. Motywy są tu dwa. Po pierwsze, trzymając się złotego, Polska pozbawia się – zdaniem wielu – korzyści płynących z członkostwa w Europie pierwszej prędkości, co będzie miało niekorzystne skutki dla gospodarczych perspektyw kraju. Po drugie, wstąpienie do eurolandu ma zapewnić Polsce miejsce w centrum – tam, gdzie decyduje się o przyszłości kontynentu (a może i całego globu). Motyw drugi, ambicjonalny, do mnie nie przemawia. Decyzje dotyczące przyszłości są i zawsze będą wypracowywane w wąskim gronie, do którego Polska – już tylko z racji swojego skromnego potencjału gospodarczego – długo należeć nie będzie. Nawet nieporównywalnie mocniejsze kraje członkowskie eurolandu (Włochy, a nawet Francja) wpływają na te decyzje w sposób bardzo ograniczony. Najwięcej do powiedzenia mają tu Niemcy. Nie łudźmy się – wpływ Polski na rozwiązania obowiązujące w strefie euro nie będzie dużo większy niż Grecji lub Portugalii. Praktycznie zaś żaden. Motyw pierwszy, ekonomiczny, jest jeszcze bardziej wątpliwy. Euroland – Europa pierwszej prędkości – to strefa spowalniającego wzrostu gospodarczego. W ostatniej dekadzie jej prędkość jest praktycznie zerowa. Ilustruje to poniższy wykres. Wzrost w eurolandzie spowalnia z dekady na dekadę. Jednocześnie staje się coraz bardziej niestabilny. Moim (i nie tylko) zdaniem, przyczyną tego, że euroland stał się „Europą na jałowym biegu”, jest błędna doktryna ekonomiczna leżąca u podstaw traktatu z Maastricht, a zwłaszcza u podstaw polityki gospodarczej Niemiec. Bez odrzucenia obecnych paradygmatów – na co jeszcze się nie zanosi – przyszłością eurolandu będzie trwała stagnacja (jeśli nie recesja). Alternatywą, równie niepokojącą, jest jego rozpad i powrót do walut narodowych. W obu przypadkach złudzeniem jest liczenie na korzyści, jakie Polska mogłaby odnieść z członkostwa. Ile korzyści z członkostwa w eurolandzie odniosła Portugalia? Albo Grecja? Mniej niż zero – ściślej mówiąc, spowodowało ono tylko wymierne (i niewymierne) straty. Autor jest ekonomistą z Wiener Institut für Internationale Wirtschaftsvergleiche (WIIW) oraz profesorem w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN i Wyższej Szkole Administracji w Bielsku-Białej Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 28/2014

Kategorie: Opinie