– Jak wygląda sytuacja polskiej gospodarki? Jest źle, czy jest dobrze? – Jest gorzej, niż mogłoby być. Przy czym, jeżeli mówię, że jest gorzej, to z pewnością nie wszędzie i nie w każdym szczególe. Trwa wzrost gospodarczy, posuwają się do przodu reformy instytucjonalne, poprawiają się warunki życia, choć szkoda, że tylko części społeczeństwa. Natomiast, jeśli patrząc na to, co się dzieje, Polacy oceniają, że jest gorzej, to dlatego, iż są przekonani – i słusznie – że mogłoby być dużo lepiej. I że było już lepiej, gdyż parę lat temu sytuacja poprawiała się w szybszym tempie. – Ale wzrost gospodarczy 5,5%-6% chyba nie jest taki zły… – Nie ma teraz takiego wzrostu gospodarczego. Jeśli sugerują to jakieś dane, jest to najwyżej błędne wnioskowanie w oparciu o obserwację krótkich okresów. Dzisiaj nawet rządowi ekonomiści przyznają, że dotychczasowa polityka ekonomiczno-finansowa nie najlepiej się sprawdziła i sugerują istotne obniżenie w projekcie ustawy budżetowej zakładanego na rok przyszły wskaźnika wzrostu gospodarczego. Najpierw miał on wynosić 5,7%, a teraz niektórzy chcą zweryfikować przewidywane tempo wzrostu PKB aż o półtora punktu procentowego w dół – do 4,2%. – To są prognozy, natomiast obecne tempo wzrostu… – Nie sądzę, aby w tym roku przekroczyło ono 4,5%. W roku 1998 wyniosło 4,8%, a potem spadło do 4,1%. Tak więc średnio rocznie w latach 1998-2000 tempo wzrostu gospodarczego utrzymuje się poniżej 4,5%. Nawet jeśli występuje z miesiąca na miesiąc pewne przyspieszenie w stosunku do poprzedniego miesiąca, to postrzegając ten proces na dłuższej ścieżce czasowej, w pełni uzasadniona jest ocena, że tempo rozwoju spada. Dzieje się tak już od kilku kwartałów, na co zwraca uwagę również Rządowe Centrum Studiów Strategicznych. Według jego szacunków, tempo wzrostu PKB, po przejściowym przyspieszeniu z 1,6% i 3,1% w I i II kwartale ub.r. (w porównaniu z analogicznymi kwartałami roku 1998) do 5% i 6,2% w kwartale III i IV, obniżyło się do 4,6% w bieżącym kwartale i – co gorsza – nadal spada. W IV kwartale niewiele przekroczy 4%. Co pcha polską gospodarkę? – Jakie są elementy zwiększające obecnie wzrost gospodarczy? Czy są lokomotywy, które pchają do przodu polską gospodarkę? – Wybitny polski ekonomista, pracujący obecnie w Wiedniu, profesor Leon Podkaminer przesłał mi niedawno swój tekst, którego teza jest taka, że obecnie w Polsce wzrost gospodarczy “żywiony” jest importem (ang. import-fed). A powinien być stymulowany eksportem (ang. eksport-led). Tak zresztą staraliśmy się skonstruować politykę wzrostu w latach 1994-97, by szybszy, ponadprzeciętny wzrost produkcji eksportowej był lokomotywą ciągnącą nas do przodu. Wymaga to, oczywiście, stałego postępu w sferze organizacji pracy i stosowania nowoczesnych technologii produkcji. Obecnie zaś mamy wzrost posiłkowany nadmiernym importem, co powoduje, że głęboko obniżony został poziom wykorzystania istniejących mocy wytwórczych, ponieważ rodzima produkcja jest substytuowana relatywnie tańszym importem. Patrząc z takiego punktu widzenia, zatrudniamy co najmniej milion ludzi poza granicami Polski, płacąc poprzez import za ich pracę i finansując ich zarobki. Nietrudno dostrzec, że przekłada się to na wciąż rosnące – i to pomimo wzrostu produkcji – bezrobocie. = Żeby utrzymać dobre proporcje między eksportem a importem, próbowano przecież ograniczać popyt wewnętrzny. Po to chłodzono gospodarkę… – Te intencje i założenia już się dostatecznie skompromitowały. Ograniczenie popytu miało jakoby doprowadzić do dalszej stabilizacji finansowej, poprawy bilansu rachunku obrotów bieżących oraz dalszego zbicia inflacji, choć kosztem pewnego zwolnienia tempa wzrostu. Okazało się wszakże, iż podjęte działania spowodowały odczuwalne zwolnienie tempa wzrostu, natomiast nie dały efektów stabilizacyjnych. Dzieje się wręcz coś odwrotnego, niż udało się realizować w latach “Strategii dla Polski”, kiedy to równocześnie spadała i stopa inflacji, i stopa bezrobocia. Pomiędzy rokiem 1993 a 1997 inflację obniżyliśmy z 37,6% do 13,6%, a bezrobocie o około jednej trzeciej – z prawie 3 mln osób latem 1994 r. do około 2 mln. Aktualnie wskaźnik tzw. mizerii ekonomicznej stanowiący prostą sumę stóp inflacji i bezrobocia jest większy niż przed trzema laty. Z tego zatem punktu widzenia to lata zmarnowane. Szkoda. – Czy polskie
Tagi:
Robert Walenciak