Jeden trener, choćby najwybitniejszy, nie decyduje o poziomie drużyny narodowej Andrzej Strejlau – znany polski trener piłkarski, selekcjoner reprezentacji Polski. W czasie igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 r., a także od maja 1974 r. do końca 1975 r. oraz na igrzyskach olimpijskich w Montrealu w 1976 r. asystent Kazimierza Górskiego. Potem Jacka Gmocha. W 1981 r. i w latach 1986-1987 szef szkolenia PZPN. W latach 1989-1993 prowadził reprezentację Polski. Prowadził również drużyny klubowe, m.in.: Legię Warszawa, grecką Larisę oraz chińskie Shenhua Szanghaj. – Drugiego Wembley nie mieliśmy. Boruc był chyba nawet lepszy od Tomaszewskiego, ale przegraliśmy z Niemcami zasłużenie… – Tak, ciężko się gra z wicemistrzami świata, na ich boisku, w dziesięcioosobowym składzie. Nasza drużyna zagrała jednak nadspodziewanie dobrze. Po tym, co zademonstrowała w poprzednim meczu, to zadziwiająca metamorfoza. Gdyby chłopcy tak zagrali z Ekwadorem, w spotkaniu, które dawało ogromne szanse na wyjście z grupy, dziś sytuacja byłaby otwarta. A mecz z Niemcami pokazał, że mogą grać lepiej. Wola walki, zaangażowanie, wzajemna asekuracja – to było imponujące. Oczywiście, więcej z gry mieli Niemcy, ale nasze kontrataki też były groźne. Widać było, że sztab szkoleniowy dobrze rozpracował ich sposób gry. – Przed meczem z Ekwadorem też słyszeliśmy, że nasi szkoleniowcy mają ich dokładnie rozpracowanych. – Życie pokazuje, że między informacją, jaką się dostaje, a przebiegiem gry przez 90 minut i końcowym rezultatem może być duża różnica. Spójrzmy choćby na mecz Tunezja-Arabia Saudyjska. Wydawało się, że Tunezyjczycy rozniosą przeciwników, prawie wszyscy grają w dobrych europejskich klubach, tamci się kiszą we własnym sosie – a jednak Tunezja cudem zremisowała. To jest piłka, poziom tych mistrzostw jest wyrównany. W znakomitym meczu Brazylia-Chorwacja (1:0) mistrzowie świata mogli mówić o szczęściu, Szwecja tylko zremisowała z Trynidadem i Tobago. – Kiedy Niemcy dokonali już trzech zmian, u nas następowała dopiero pierwsza. Dlaczego trener Janas tak późno reagował na sytuację na boisku? – Paweł Janas znał wyniki badań wydolnościowych, współpracuje z nim zresztą bardzo dobry fizjolog, pan Jastrzębski. Widocznie trener miał podstawy do takich decyzji. Sygnał do zmiany dał Żewłakow, trenerzy przetrzymali go jeszcze z 15 minut na boisku, uznając, że jest dobrze dysponowany i może grać. Można być dobrze dysponowanym, ale co z tego, gdy nogi i płuca odmawiają posłuszeństwa. Te zmiany były szukaniem wyjścia awaryjnego. – Dodatkowo osłabiła nas czerwona kartka Sobolewskiego. – Sobolewski nie pierwszy raz tak fauluje, w meczu Wisły z Panathinaikosem dostał czerwoną kartkę w niemal identycznej sytuacji. To zawodnik bardzo skromny, stonowany, zrównoważony – ale na boisku wielki „walczak”. Nie zapanował nad nerwami w sytuacji, która nie usprawiedliwiała takiego zachowania. Zwłaszcza że Klose specjalnie pod niego podchodził, celowo zmienił przecież kierunek biegu; wiedząc, że Sobolewski ma już żółtą kartkę, z pełną premedytacją podprowadził go na faul. Na tym m.in. polega zawodowstwo – wymusić nieczyste zagranie przeciwnika. – Dlaczego z Ekwadorem zagraliśmy tak źle? Zabrakło psychologa, zlekceważyliśmy przeciwnika, z którym wcześniej wygraliśmy 3:0? – Wiele ekip ma psychologów i też przegrywa. Nie rozumiem niektórych zawodników, którzy po porażce z Ekwadorem mówili, że się „przestraszyli”. Ciekawe czego. Wprawdzie tylko czterech grało w poprzednich mistrzostwach, ale w piłce zawodowej nie ma czasu na strach, nie można mieć spętanych nóg. I co z tego, że z Niemcami pięknie przegraliśmy? To tylko świadczy o tym, jakie są możliwości naszej drużyny, gdyby trochę wzmocnić siłę jej ataku. Być może przed spotkaniem z Ekwadorem byli trochę przytłumieni ciężkim treningiem. – Czy po Pawle Janasie należy zatrudnić jakiegoś dobrego trenera zagranicznego? – Bzdura. Czy wierzymy w magię trenera, czy w dobre szkolenie zawodników w terenie? Jeden trener, choćby najwybitniejszy, nie decyduje o poziomie drużyny narodowej. Potrzebny jest przemyślany system szkoleniowy na wszystkich szczeblach, infrastruktura, zaplecze. Carlos Alberto Parreira, trener Brazylii, wielki autorytet, po trzech miesiącach pracy został zwolniony z funkcji trenera Walencji, bo uznano, że się do tego nie nadaje. Dziś reprezentacjami narodowymi kierują nie trenerzy, ale selekcjonerzy, trenerami stają się oni na krótkich zgrupowaniach przed mistrzostwami. Jacy nasi piłkarze grają pierwszoplanowe role w dobrych klubach? Co Parreira zrobiłby z takich zawodników, jakich ma Janas? A lepszych nie mamy.
Tagi:
Andrzej Dryszel