Lesbijki wychodzą z cienia

Lesbijki wychodzą z cienia

Prawie milion polskich lesbijek udaje, że ich nie ma. Są dyskryminowane nawet przez gejów Polska lesbijka jest niewygodna. Nie pasuje do przyjętego modelu kobiety jako eleganckiego dodatku do mężczyzny. Trudno ją wcisnąć we wzorzec matki, żony i kochanki. Jeśli się pojawia, to w fantazjach erotycznych heteryków. Bywa też traktowana jako niezdecydowana biseksualistka, która wiąże się z kobietą, bo nie znalazła właściwego mężczyzny. Nikt nie traktuje jej poważnie, bo i po co? Odrzucona i wyśmiana w heteromatriksie schodzi do homomatriksu. Ale w świecie opanowanym przez gejów też nie ma łatwo. Często dotyka ją homofobia, która panuje także wśród „swoich”. Dlatego prawie milion polskich lesbijek udaje, że ich nie ma. – Starsze boją się i przywykły do życia w ukryciu – tłumaczy Anna Laszuk, dziennikarka TOK FM, autorka książki „Dziewczyny, wyjdźcie z szafy”, zbioru wywiadów z polskimi lesbijkami. Na łamach książki dokonała własnego coming outu, czyli ujawniła, że jest lesbijką. – Mnóstwo kobiet, dziś 60-, 70-letnich, nauczyło się żyć w heteromatriksie. Schowały do kieszeni swoje pragnienia, uznały je za nieprzyzwoite. Zrobiły to, czego oczekiwali od nich bliscy: wyszły za mąż, urodziły dzieci. Męczyły się przez całe życie. Cichy coming out Tylko nieliczne ze starszego pokolenia lesbijek zdecydowały się na ucieczkę z heteromatriksu i związki z kobietami. Teoretycznie mają łatwiej niż geje: dwie mieszkające ze sobą kobiety nikogo nie bulwersują. Gorzej, kiedy domniemane siostry czy koleżanki decydują się na ujawnienie swojej orientacji. – Rozmawiałam z 60-letnią Niną, która przez 25 lat wychowywała razem ze swoją partnerką dzieci – mówi Anna Laszuk. – Obie miały mężów. Żyły z nimi w separacji. Córki domyślały się, co je łączy. Wszystko było w porządku do momentu, kiedy Nina poznała inną kobietę. Z miłości do niej postanowiła się rozwieść. Po rozwodzie wpadła w tarapaty finansowe, okazało się, że cały majątek należy do męża. Ale najgorsze, że dorosłe córki odsunęły się od niej, potępiły. Dziś żałuje swojej decyzji. Wiele rozmówczyń Anny Laszuk zdecydowało się na życie w konspiracji również ze względów religijnych. Podobnie jak większość Polaków są wierzące, boją się odrzucenia przez Kościół. Jedna z nich, 34-letnia Basia, jest filarem Kościoła Zielonoświątkowców. Nigdy nie przyzna się swoim współbraciom, że jest lesbijką. To oznaczałoby wykluczenie. W podobnym rozdarciu żyje Justyna, była zakonnica. W klasztorze spotkała podobne sobie, „zakonspirowane” lesbijki. Przyzwyczaiły się do podwójnego ukrycia, niektóre znalazły w zakonie miłość. Justyna po opuszczeniu zgromadzenia ma problem z odnalezieniem swojego miejsca w życiu. Jest rozdarta, bo bliżej jej do ultraprawicowej Młodzieży Wszechpolskiej niż tęczowej Kampanii Przeciw Homofobii. – Polskie lesbijki nie żyją w politycznej próżni – mówi Izabela Filipiak, pisarka, felietonistka. – Są konserwatywne, bo taka jest nasza kultura. Sama orientacja psychoseksualna nie czyni z kobiety rewolucjonistki. W polskim społeczeństwie utrwaliło się przekonanie, że lepiej się nie wychylać. Nic dziwnego, że lesbijki myślą podobnie. Izabela Filipiak – dziś na emigracji w USA – dokonała oficjalnego coming outu w lutym 1998 r. Przez następnych siedem lat nie było w Polsce popularnego mężczyzny geja, który poszedłby w jej ślady. W 2005 r. do swojej orientacji przyznał się aktor Jacek Poniedziałek, rok potem dziennikarz TOK FM, Jakub Janiszewski. – Długo byłam jedyną celebrity przyznającą się do homoseksualizmu i nikt mi z tego powodu nie składał pokłonów – mówi Filipiak. – W Polsce dopiero kiedy mężczyzna coś zrobi, staje się to ważne. Wyautował się Tomasz Raczek i wszyscy wzdychają: co za odwaga! Nie dziwię się znanym Polkom, które wolą siedzieć cicho. Jeśli mają udane życie, nie muszą go burzyć. Po co? Żeby oddać się na żer mediom? Marzena Chińcz, członkini Zarządu Krajowego Partii Demokratycznej demokraci.pl, jest jedyną kobietą politykiem, która nie robi tajemnicy ze swojego lesbianizmu. Przyznaje, że długo dojrzewała w niej decyzja o coming oucie. Dopiero kiedy w pełni zaakceptowała siebie, zdecydowała się wejść do polityki. – Wcześniej bałam się, że kiedyś ktoś wywlecze mój homoseksualizm jako argument przeciwko mojej osobie – tłumaczy. – Poza tym nie było partii, z którą mogłabym się identyfikować i dobrze czuć. Jedyną partią –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 23/2008

Kategorie: Reportaż