Amerykański ośrodek analityczny Stratfor (zajmujący się, jak sam podaje, globalnym wywiadem) od kilku miesięcy publikuje relacje z podróży po Europie Środkowo-Wschodniej autorstwa swojego szefa, George’a Friedmana. W swoich spostrzeżeniach dr Friedman przemyca wiele interesujących wątków dotyczących interesów USA w naszym regionie, nierzadko oficjalnie niewypowiadanych przez amerykańską administrację. 3 grudnia ub.r. szef ośrodka poświęcił esej Polsce, okraszając go mnóstwem swoistych kodów i przenośni polityczno-historycznych, osadzonych głęboko w ramach współczesnej wojny informacyjnej, której uczestnikiem jest także nasz kraj. Przyjrzyjmy się zatem amerykańskiemu przekazowi. Sztuka rządzenia Polakami „Polacy nie są zorganizowanym narodem, wobec czego znaczy u nich więcej nastrój aniżeli rozumowanie i argumenty; sztuką rządzenia Polakami jest zatem wzniecanie odpowiednich nastrojów”. Istotę powyższych słów, wypowiedzianych ongiś przez Józefa Piłsudskiego, doskonale przyswoił sobie George Friedman. Wywód rozpoczął bowiem od pięknie brzmiącego dla Polaków porównania, że „nie można zrozumieć Polski bez zrozumienia Chopina”, które stało się tłem, swego rodzaju emocjonalną osnową dla argumentacji i najważniejszego wniosku płynącego z przekazu amerykańskiego politologa. Kręgosłupem swojej wypowiedzi szef Stratforu uczynił kod geopolityczny – od bardzo dawna zakorzeniony w polskiej świadomości i wciąż ją modelujący – który sprowadza się do wizji dwustronnego zagrożenia Polski przez Niemcy i Rosję. Kodami geopolitycznymi nazywamy swego rodzaju mentalną mapę, na której wyszczególnia się przyjaciół i wrogów, kształtuje się wyobrażenia dotyczące granic (niekoniecznie tych rzeczywistych, a często tych pożądanych), słowem – tworzy się przestrzenną tożsamość polityczną. Kawaleria przeciw czołgom, czyli jak nas widzą w USA Friedman rozpoczyna błyskotliwy wywód od oklepanego już historycznego mitu polskich ułanów atakujących niemieckie czołgi podczas kampanii wrześniowej. Podkreśla jednocześnie, że „biedna”, ale za to dzielna Polska była wielokrotnie zdradzana przez europejskich sojuszników. Oddaje przy tym honor i szacunek polskiemu wojsku, które co prawda szablami atakowało niemieckie czołgi (sic!), ale było za to przejawem „wielkiego symbolizmu”, cokolwiek miałoby to znaczyć. Mit ten jest bardzo charakterystyczną formą manipulacji świadomością historyczną, dokonywanej piórem amerykańskiego propagandzisty. Zabieg ów ma na celu utrwalanie obrazu heroicznych Polaków, przez stulecia zagrożonych na osi Wschód-Zachód, a na domiar złego ciągle zdradzanych. Wpisuje się tym doskonale w utrwalony w Polsce kod historyczny, u podstaw którego leży martyrologiczny obraz naszych dziejów. Jest on ochoczo ostatnimi laty podejmowany przez polskie elity polityczne, a niechlubne apogeum rozpowszechnienia osiągnął po katastrofie smoleńskiej. Friedman doskonale wyczuwa nasze słabości i nastroje, nieco sarkastycznie puentując polską aktywność polityczną ostatnich 200 lat trawestacją tytułu książki Ivana Morrisa jako „szlachetność niepowodzenia”. Oś Berlin-Moskwa jako geopolityczny straszak „Chopin może być rozumiany geopolitycznie”, ciągnie Friedman. I z lekkością mazurków polskiego kompozytora „dowodzi”, że Polska nie ma innego wyjścia ze swojego geopolitycznego położenia niż tylko oparcie się na sojuszu z Wielkim Bratem zza Wielkiej Wody. W przeciwny bowiem razie będzie skazana na podział między Niemcy i Rosję. Chociaż szef Stratforu zauważa, że od zakończenia zimnej wojny sytuacja geopolityczna zmieniła się i ani Berlin, ani Moskwa nie dybią – przynajmniej bezpośrednio – na polską suwerenność, zaraz jednak dodaje, że „wszystkie narody zmieniają swoje intencje”, co ilustruje barwnym przykładem Niemiec okresu 1932-1934. Trzeba podkreślić, że główną osią Friedmanowskiej manipulacji jest prawie całkowite ignorowanie Unii Europejskiej jako niezależnego ośrodka siły i możliwego gwaranta bezpieczeństwa w Europie oraz rozpatrywanie rzeczywistości wyłącznie przez pryzmat państw narodowych, co jest jawnym anachronizmem. Stąd tak usilne forsowanie kodu geopolitycznego, zgodnie z którym Polska, dokładnie tak jak w okresie międzywojennym, ma być zagrożona przez oś Berlin-Moskwa. Takie straszenie blokiem niemiecko-rosyjskim jest nieodłącznym elementem wpływania przez Waszyngton na polski establishment. A jest wręcz odwrotnie, niż chciałby tego dr Friedman. Unia Europejska stanie się pewnym gwarantem bezpieczeństwa europejskiego wtedy, kiedy odetnie natowską pępowinę i będzie w pełni samowystarczalna militarnie oraz suwerenna w polityce zagranicznej. USA przypominają nadopiekuńczego rodzica, który stara się we wszystkim wyręczać dziecko, robiąc mu tym krzywdę. Europie nie jest potrzebny atlantycki system bezpieczeństwa, ale efektywny system eurazjatycki, z podsystemami
Tagi:
Leszek Sykulski