Będziemy głupi, jeśli tak mocno się pokłócimy o jedynki, że idea zjednoczonej lewicy nie dotrwa do wyborów. Te słowa akuszerów porozumienia realistycznie opisują zagrożenia stojące przed tym kruchym bytem, który musi teraz zaspokoić ambicje dziesiątków wodzów. Gdyby jeszcze za każdym stały tysiące wyborców? Ale gdzież tam. W większości są to kieszonkowi ambicjonerzy, którzy polegli już w wielu wyborach. Niewybieralni. I właśnie dlatego tak zajadle walczący o mityczne jedynki. W nich upatrują swoich szans na fotele poselskie. Nie odpuszczą. Spalą porozumienie, ale nie odpuszczą. Tak oczywiście jest nie tylko po lewej stronie. Wszędzie przed wyborami budzą się demony. Choć może lepiej powiedzieć: demoniki list wyborczych. Nadszedł czas zakulisowych kłótni i bezlitosnych wycinanek. Jednak mówiąc o tym, warto pamiętać, że takie konflikty są trwałym elementem każdej polityki. Bo przecież sami chcemy, by politycy byli ambitni i nietuzinkowi. No to są. Szkoda tylko, że tych cech nie łączą. A ich ambicja sprowadza się najczęściej do egoistycznego zabezpieczenia siebie i swoich. Generalnie jednak proces jednoczenia się lewicy jest dobrym krokiem. Myślenie części liderów poszło w dobrym kierunku. I jak na mizerne notowania lewicy jest to z pewnością krok odważny. Bez gwarancji. Ale z nadzieją, że może zaczyna się rodzić coś sensownego. Ci, którzy wybrali drogę zjednoczenia, lepiej rozumieją oczekiwania wyborców. Ich emocje i nadzieje. I tyle o plusach. I dobrych intencjach. By się jednak na nich nie skończyło, trzeba będzie jeszcze pokazać choć paru ludzi, którzy nie są z partii, ale mają niekwestionowany dorobek zawodowy i mogą być wartością dodaną. Na listach wyborczych i w ocenie wyborców. Ludzi mających cechę słabo na lewicy obecną, czyli wiarygodność. No i trzeba programu, który warto poprzeć. Niewiele da się już ludziom obiecać, by przebić Ewę Kopacz i Beatę Szydło. A skoro tak, to warto pójść głębiej. Od nowego modelu państwa zaczynając. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański