Nie brakuje nowych i ciekawych teorii ekonomicznych, to lewica nie ma politycznej siły, by o nie zawalczyć Pandemia była dla krytyków współczesnej globalizacji i neoliberalnej fazy kapitalizmu jak zastrzyk energii po wybudzeniu się ze snu. W ciągu dosłownie dni i tygodni okazało się, że mechanizmy i instytucje, które braliśmy za tak pewne i niezawodne jak prawa grawitacji, zablokowały się. Ich tryby zwolniły, dobrze naoliwione, wydawałoby się, tłoki zatarły się, a gospodarcza machina zahamowała bez ostrzeżenia i mało elegancko. Niby wszyscy wiedzieli, że tysiące niezbędnych artykułów, od ubrań po sprzęt medyczny, produkuje się w Chinach. Podobnie jak to, że towary zamawiane wygodnie i szybko przez internetowe sklepy ktoś musi spakować, wysłać i nam dostarczyć. Że niejednokrotnie przemierzają one dosłownie pół świata. Przez ostatnie 30 lat żyliśmy też w przekonaniu, że nic, nawet klęski żywiołowe i konflikty, nie może ograniczyć swobody wymiany towarów i usług – aż nagle trzeba było rządowym nakazem gospodarkę po prostu zamknąć. Konieczność wprowadzenia lockdownów z jednej strony, a wypłaty zasiłków covidowych z drugiej, uświadomiła wszystkim, że państwo znów będzie odgrywało istotną rolę w gospodarce. W Brukseli i Waszyngtonie panuje konsensus, że tym razem to wielkie publiczne inwestycje i zielona transformacja – a nie programy oszczędnościowe i ratowanie rynków finansowych – pomogą wyjść z załamania i ożywią gospodarki Zachodu. Zerwane łańcuchy dostaw i braki w zaopatrzeniu zaawansowanego przemysłu przypomniały zaś o tym, że nie tylko kapitał, ale i moce wytwórcze mają narodowość. Wszystko razem tworzy idealne warunki do tego, by lewicowa ekonomia w końcu upomniała się o swoje. Ale czy tak się stanie? I czy naprawdę zyskuje na tym polityczna lewica? Wszystko się da W pandemii „świat odkrył to, co John Maynard Keynes wiedział już w czasach II wojny światowej: stać nas na wszystko, co jesteśmy w stanie zrobić”, pisał jeden z najbardziej rozchwytywanych dziś historyków i krytyków ekonomii Adam J. Tooze. „Ograniczenia dla budżetów przestały istnieć, a pieniądze to czysta formalność. Twarde limity i zasady zrównoważonych budżetów, jakich rzekomo surowo pilnowały rynki obligacji, uległy rozwodnieniu już po kryzysie 2008 r. W 2020 r. wymazano je całkowicie”, ciągnął brytyjski profesor w eseju zapowiadającym jego najnowszą książkę „Shutdown”, o tym jak covid wstrząsnął światową gospodarką. Tooze uważa jednak, że ten kryzys jest tylko ostatnim ogniwem długiego łańcucha. Od ponad dekady upadają kolejne dogmaty i żelazne zasady wyznawane przez ekonomistów, a pandemia tylko pokazała, że król jest nagi. Nikt nie miał dobrej recepty na to, co robić, więc wystarczająco dobra była każda recepta, która mogła zadziałać. Chaos i niepewność były tak wielkie, że rządzący i decydenci wręcz musieli imać się wszelkich sposobów. Kanon gotowych rozwiązań i sztywnych reguł został nadszarpnięty już wcześniej, ale dopiero globalna pandemia spowodowała, że przestał obowiązywać całkowicie. W ostatnich latach z tego chaosu wyłoniły się nowe – dla niektórych obrazoburcze – koncepcje. Jedną z nich jest nowoczesna teoria monetarna (ang. Modern Monetary Theory – MMT). Ten pomysł to współczesne rozwinięcie przywołanego wcześniej spostrzeżenia Keynesa. Rząd – nie tylko jednak w czasach wojny – może drukować tyle pieniędzy, ile potrzeba, by finansować usługi publiczne, utrzymywać pełne zatrudnienie i rozwijać produkcję. W czasach, kiedy pieniądz to jedynie wirtualny byt, tworzony za pomocą jednego kliknięcia przez bank, to żaden problem. A w razie gdyby pieniędzy było za dużo i pojawiły się związane z tym zagrożenia, rządy i tak mają narzędzia, by zdławić inflację i schłodzić gospodarkę. Idea MMT była krytykowana lub wręcz wyśmiewana przez lata jako w najlepszym wypadku „ekstrawagancki eksperyment myślowy”. Tyle że w czasie kryzysu światowi liderzy – dwóch kolejnych amerykańskich prezydentów, a także Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny – uznali… że to w sumie wszystko jedno. I zaczęli działać, jak gdyby sami zapisali się do obozu MMT. Trump zaczął wysyłać Amerykanom gotówkę, w Europie pojawiły się tarcze antykryzysowe i hojne (choć nie w Polsce) zasiłki za samo siedzenie w domu, a państwa zaczęły swobodnie korzystać z maszynek do drukowania pieniędzy. W najbliższych latach – patrząc na plany Bidena i to, co zamierza zrobić Bruksela – strumień pieniędzy raczej nie wyschnie. Odważniej, banki i rządy! Dochód
Tagi:
Adam J. Tooze, Adrian Zandberg, bezwarunkowy dochód podstawowy, Chiny, ekonomia, Europa, Europejski Bank Centralny, Guy Standing, Joe Biden, John Maynard Keynes, Kamil Fejfer, kapitalizm, Komisja Europejska, Lewica, Łukasz Komuda, Maciej Szlinder, MMT, Modern Monetary Theory, nauka, nauki społeczne, neoliberalizm, Partia Razem, Pavlina Tcherneva, polityka gospodarcza, polityka pieniężna, polityka społeczna, Rafał Woś, socjaldemokracja, socjalizm, USA, Wydawnictwo Heterodox