Polskie uzbrojenie może być używane przez obie strony libijskiego konfliktu Rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej z całą powagą oświadczył 24 sierpnia, że MON nie sprzedało libijskim powstańcom żadnej broni ani sprzętu wojskowego. Była to odpowiedź na ujawnioną przez PAP sensacyjną wiadomość, że do takiej transakcji doszło kilka miesięcy temu. Rzecznik nie kłamał, ale też nie odpowiedział na pytanie, czy sprzedaży w zastępstwie MON mogły dokonać inne podmioty polskiego państwa, ani na bardziej szczegółowe dociekania, np. czy do Libii sprzedawały coś Agencja Mienia Wojskowego, która jest przecież samodzielnym podmiotem, lub koncern Bumar. Kilka dni wcześniej minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w tej sprawie również nabrał wody w usta, przy okazji upominając dziennikarzy, że upublicznianie informacji o ewentualnym handlu bronią nie służy interesom państwa. Jeżeli doda się do tego jak najbardziej weryfikowalną wiadomość, że Polska już wiosną jako pierwsze państwo Unii Europejskiej przeniosła ambasadę z Trypolisu do Benghazi, łowcy newsów rzeczywiście mieli materiał prawie aferalny. Wsparcie NATO, broń rosyjska Żaden obserwator sceny politycznej nie ma wątpliwości, że bez dużej pomocy państw Paktu Północnoatlantyckiego losy libijskiego powstania mogły się potoczyć zupełnie inaczej. Marsz kilku plemion berberyjskich z gór oddalonych od Trypolisu o jakieś 200 km na południe, który w istocie zakończył główny etap walk w stolicy, został zaplanowany w Neapolu, w natowskim dowództwie obszaru Morza Śródziemnego. Operacją z dużym prawdopodobieństwem kierowali bezpośrednio żołnierze z brytyjskich superspecjalnych oddziałów SAS. Powstańcy natomiast prawie w 100% posługują się bronią rosyjską. Ich podstawowe uzbrojenie stanowią proste i niezawodne karabiny AK-47 różnych mutacji. Jako wsparcia używają także bardzo dobrze ocenianego karabinu maszynowego PK/PKS. Uzupełnieniem arsenału jest duża liczba popularnych ręcznych granatników przeciwpancernych RPG-7 i RPG-16 oraz szybkostrzelne działka ZSU o kalibrze 22 mm przewożone na platformach małych samochodów bagażowych. Broń, o której tu mowa, jest popularna pod każdą szerokością geograficzną. Ocenia się, że na świecie jest w użyciu ok. 70 mln sztuk kałasznikowów AK-47. W Libii każde plemię stara się gromadzić jak największe zasoby broni. Powstańcom było potrzebne raczej tylko uzupełnienie arsenału. Zakupiono więc dla nich kilkaset działek ZSU – zapewne na międzynarodowej, pozornie tylko nielegalnej giełdzie broni w Adenie, ponieważ natychmiast po wybuchu libijskiego konfliktu odnotowała ona zwiększone obroty. Pozbyliśmy się zapasów O ile broni powstańcy mają pod dostatkiem, o tyle olbrzymia ich część nie ma żadnego przeszkolenia wojskowego. Każdy profesjonalista, o ile powstańcy zechcieliby go słuchać, przede wszystkim poradziłby absolutnie nie strzelać na wiwat. Podstawowa przesłanka psychologiczna walki brzmi bowiem: „Nieskuteczny ogień ośmiela przeciwnika”. Profesjonaliści prowadzą ogień rzadki (karabiny automatyczne przestawia się na ogień pojedynczy), ale bardzo celny. Nawały ogniowej (nie artyleryjskiej) używa się tylko w momentach krytycznych. W walkach w Libii powstańcy wielkim strzelaniem w kierunku przeciwnika chcą sobie po prostu dodać animuszu. A przy okazji zastraszyć wroga. Ten sposób walki prowadzi do ogromnego zużycia amunicji. I właśnie o amunicję zwrócono się do naszego kraju. Teoretycznie na światowych rynkach jest jej pod dostatkiem, w praktyce jednak okazała się ona nie w pełni dostępna. Olbrzymia większość, zwłaszcza nabojów 7,62 mm do karabinów klasy Kałasznikow, Dragunow i kilku pokrewnych, przechowywana jest w rosyjskich magazynach. Zapasy są tak duże, że Rosja dziś regularnie tych nabojów nie produkuje, utrzymując jedynie w gotowości technologicznej linie produkcyjne. Duże zapasy nabojów 7,62 mm mają też Chiny, Wietnam, prawdopodobnie również Korea Północna i… Polska, a dokładniej Agencja Mienia Wojskowego. Zarówno Rosja, jak i Chiny są faktycznie po stronie Kaddafiego, zakup amunicji dla powstańców w tych krajach nie był więc możliwy. Została Polska. Dla nas była to idealna okazja do umocnienia wiarygodności wewnątrz sojuszu, ale przede wszystkim do pozbycia się starej, niepotrzebnej już amunicji. O ile bowiem utylizuje się zbędną amunicję artyleryjską, o tyle utylizacja amunicji strzeleckiej jest nieopłacalna. A utrzymywać jej w nieskończoność nie można, gdyż dochodzi do utleniania piorunianu rtęci, który jest używany jako spłonka. Czołgi dyktatora Polska oddała do dyspozycji powstańców
Tagi:
Eugeniusz Januła