Jakby kopalnia padła, całe miasto umrze. Dlatego w Rydułtowych nie chcą, aby prokurator szukał winnych pięciu śmierci na dole Kościół, szpital, wielka hałda i kopalnia. Całe Rydułtowy. Tu się mówi po śląsku, więc łatwo rozpoznać każdego przybysza. I ignorować go, gdy pyta o przyczyny pięciu wypadków śmiertelnych w roku 2002. Sobota, 23 marca. Dziesięciu górników z brygady konserwacyjnej usuwało na głębokości tysiąca metrów stalowe zapory nieczynnego chodnika. Nic nie wskazywało na to, że może nastąpić jakaś tragedia. Potężny ruch górotworu zawsze jest nie do przewidzenia. Nie wyczują go żadne czujniki, nie pomogą żadne zabezpieczenia. Tak było i tym razem. Przed siłami natury nie ma ani ratunku, ani ucieczki. „Kopalnia metanowa. Zakaz palenia z wyjątkiem miejsc wyznaczonych”, ostrzegają tablice umieszczone przed kopalnią Rydułtowy. Nikt nie zapali na dole. Ale metan potrafi zapalić się od każdej iskry, wywołanej pracą urządzeń dołowych. 23 marca o godzinie 10.41 ruch górotworu uwolnił znaczne ilości metanu. Wystarczyła iskra spowodowana pracą łańcucha w przenośniku ścianowym. Nastąpił zapłon. Dziesięciu górników znalazło się w strefie ognia. Pracujący przy sąsiedniej strefie górnicy ruszyli kolegom na pomoc. Dziś niechętnie o tym mówią. Wspominają tylko, że to było piekło. Wyciągali kolegów z płomieni. Trzech najciężej poparzonych zmarło. Sprawa czujników – Powołano wielki zespół, komisję do zbadania przyczyn wypadku – mówi dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku, Zbigniew Schinohl. – W jej składzie byli również specjaliści w dziedzinie metanometrycznej. W efekcie zawieszono w czynnościach aż 29 osób, w tym kilka ze ścisłego kierownictwa kopalni. Przy okazji ujawniono również sprawę, o której w polskim górnictwie nigdy wcześniej się nie mówiło. Chodziło o manipulowanie czujnikami metanowymi. Stężenie metanu nie może przekroczyć dopuszczalnych norm. Po to instalowane są czujniki. Jeśli stężenie metanu przekracza normy, powinno się wyłączyć prąd. Inaczej grozi wybuch. Ale można tak zmienić linie pomiarowe, by mimo przekroczenia norm prąd nadal był dostarczany. – Rutynowa inspekcja nie jest w stanie tego wykryć – stwierdza dyrektor Schinhol. – Ale to nie była rutynowa inspekcja. – Wcześniej nikogo za rękę nie złapano – mówi Danuta Olejniczak-Milian, rzecznik prasowy Wyższego Urzędu Górniczego. – Na pewno nie było takiego przypadku jak w Rydułtowach. Wstrzymanie dostawy prądu to wstrzymanie wydobycia. A wydobycie to pieniądze. Ich strata. Coś za coś. – To nie do pomyślenia – mówi Zbigniew Schinhol. – To usypia moralność. Ci, którzy to robili, najpierw się nie przyznali, ale potem, jak im coś obiecaliśmy, zmienili zeznania. Fakty są niezaprzeczalne. Reszta to już sprawa prokuratora. Ale podejrzewani nie mówią jednoznacznie. Twierdzą też, że wszystko było pod kontrolą i wprawdzie pracowano przy wyższych stężeniach metanu, ale nie takich, które groziłyby wybuchem. Dyrektor Kopalni Doświadczalnej „Barbara” Głównego Instytutu Górnictwa w Mikołowie, prof. Paweł Krzystolik, określił sprawę jako niesłychaną. – To łamie cały system bezpieczeństwa – powiedział. Ale nie załamywało wydobycia. Śledztwo Sprawą zajęła się prokuratura. – Śledztwo jest prowadzone w dwóch kierunkach – mówi prokurator Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu, Rafał Figura. – Pierwszy to ustalenie, czy konkretne osoby z dozoru wyższego dopuściły się zaniedbań, które miały wpływ na powstanie i przebieg zdarzenia 23 marca 2002 r. Drugi wątek śledztwa dotyczy tak zwanego crosowania czujników metanometrii automatycznej w okresie poprzedzającym wypadek. W dniu wybuchu czujniki funkcjonowały normalnie. Linie pomiarowe nie były zamieniane. Ale wcześniej zdarzały się przypadki celowego eliminowania systemu metanometrii automatycznej. Polegało to na tym, że czujniki zainstalowane na dole informowały dyspozytorów o przekroczeniach wartości progowych, ale nie powodowały wyłączenia energii elektrycznej. W tej chwili został powołany biegły, bowiem w toku śledztwa ustalono, że taki proceder mógł zdarzyć się również w rejonie prowadzenia prac wydobywczych na innych ścianach, w innych wyrobiskach. Biegły zajmie się również ustaleniem, jakie zagrożenie niesie takie działanie. Nie ma winnego. – Żadna przesłuchanych z osób nie potwierdziła, że w kopalni miało miejsce takie zjawisko – przyznaje prokurator Figura. Innego zdania są fachowcy, twórcy systemu metanometrii automatycznej. Tyle prokurator. Dotychczas w sprawie zostało przesłuchanych około
Tagi:
Mirosław Nowak