My, głusi jesteśmy ludźmi, myślimy po ludzku Wywiad z prof. Henrykiem Skarżyńskim, opublikowany w nr. 11 “Przeglądu”, wprawił mnie w wielkie zdumienie. Odniosłam wrażenie, że profesor Skarżyński niewiele wie o świecie, w jakim żyją jego pacjenci. Co więcej, przedstawia ich czytelnikom w negatywnym świetle – jako niepotrafiących wyrażać własnych myśli, ograniczonych z tej racji, że nie odbierają wszystkich dźwięków. Żyję w świecie ciszy, pracuję i studiuję i zapewniam, że zamiast wrażeń dźwiękowych odbieram (podobnie jak i inni głusi) wiele subtelnych wibracji, których istnienia słyszący często sobie nie uświadamiają. Dzięki tym wibracjom otrzymuję pewne informacje, np. że właśnie ktoś za moimi plecami wchodzi do pokoju. Albo że sąsiad za ścianą robi remont. Prof. Skarżyński twierdzi, że to słuch zapewnia nam nasze własne, wewnętrzne myślenie. Należałoby przez to rozumieć, że głuche dziecko nie myśli. A jeśli myśli, to owo myślenie ma przypominać pismo obrazkowe. A kto w historii używał pisma obrazkowego? Słyszący! Czy, zdaniem pana profesora, oni również nie znali żadnego języka? Dorastający i dorośli głusi myślą słowami języka polskiego lub języka migowego. Słowa tego ostatniego to znaki migowe, a nie obrazki. Niemal każdy znak migowy może zmieniać swój odcień znaczeniowy w zależności od zastosowanej dynamiki ruchu. Przy pomocy tego języka można wyrazić każdą myśl. Aparaty słuchowe czy implanty ślimakowe nie przywracają słuchu, a jedynie pozwalają na sztuczny odbiór dźwięków, który różni się od normalnego słyszenia. Dlatego, by móc wyrazić swoje myśli, dziecko potrzebuje odpowiedniego narzędzia. Mowa dźwiękowa nie jest tym odpowiednim narzędziem, gdyż żadne urządzenie nie może dać tej precyzji słyszenia, co zdrowe ucho. Dziecko głuche nie może więc przyswoić sobie mowy przy pomocy sztucznego słuchu. Język również nie jest potrzebny do myślenia, to istota myśląca potrzebuje języka, by swoje myśli przekazać drugiej osobie. Takim najbardziej przystępnym dla dziecka językiem jest język migowy. Inne, jak polski czy angielski, również dostępne są dziecku głuchemu, ale głównie w formie pisanej. Można czytać mowę z ust, ale by móc ją w miarę swobodnie odczytywać, najpierw trzeba poznać język. Ja nie potrafię odczytać z ust słowa, którego nie znam. W Polsce żyje wiele osób słabosłyszących i późnoogłuchłych, którym nowoczesne technologie w rodzaju aparatów cyfrowych i implantów mogą pomagać w komunikowaniu się. Ci ludzie rzeczywiście mogą powrócić do znanego im świata dźwięków. Jednak wrzucanie tej grupy ludzi do jednego worka razem z głuchymi, którzy nigdy nie słyszeli, jest nieporozumieniem. Lucyna Długołęcka Gdzie topimy pieniądze bez sensu? W wywiadzie opublikowanym w “Przeglądzie” prof. Rosati twierdzi, że należy i można zmniejszyć wydatki budżetu, gdyż “jest w nim cały szereg sfer, w których pieniądze są topione zupełnie bez sensu”. I dalej: “Przede wszystkim nas nie stać na tak wielkie obciążenie budżetu i PKB emeryturami i rentami”. Uważam, że mimo iż emerytury i renty stanowią dużą pozycję w wydatkach budżetu, nie wolno było publicznie użyć takiego sformułowania. Po pierwsze – daje ono 2,5 milionom ludzi do zrozumienia, że są nie tylko zbędni, lecz stanowią wręcz przeszkodę i zagrożenie w rozwoju kraju. Po drugie – każdy, kto to przeczyta, musi postawić pytanie, co z tym zrobić? Zmniejszyć głodowe emerytury i renty? Zmniejszyć liczbę emerytów i rencistów? Do jakich wniosków może nas to doprowadzić? Po trzecie – jak można powiedzieć, że wydawanie pieniędzy na utrzymywanie ludzi przy życiu jest bez sensu? Jeżeli mamy największą liczbę emerytów i rencistów na jednego zatrudnionego wśród krajów OECD, to wcale nie świadczy, że jest za dużo tych pierwszych, lecz za mało pracujących. Zatrudnijmy bezrobotnych, a sytuacja się zmieni na korzyść. Bezrobocie nie jest dopustem Bożym, ani klęską żywiołową – to efekt działalności ludzkiej. Prof. Rosati zapomina o tym że, przez 10 lat sprzedaje się, często za bezcen, dorobek tamtych pokoleń, co pozwala utrzymywać ten system, finansuje transformację i jak sam stwierdza – zapobiega kryzysowi, a więc to pokolenie nie jest tylko obciążeniem. Rzeczywiście dużo pieniędzy z budżetu nie jest wydawane racjonalnie, świadczą o tym inne przykłady podawane przez prof. Rosatiego, ale jest ich znacznie jeszcze więcej – rozdęta wszędzie biurokracja, tłumy kosztownych doradców, zatrudnianie firm doradczych, luksusowe wyposażenie urzędów, bajońskie wynagrodzenia, zbędna reklama (np. Telekomunikacja, Orlen). Mimo tego wszystkiego