Listy

Listy

*Koczownik szuka nazwiska Piszę w sprawie artykułu “Koczownik szuka nazwiska” (“Przegląd” z 7.08). Nieźle znam kulturę mongolską, a pracę doktorską pisałem na temat mongolskiego systemu pokrewieństwa. Nieprawdą jest, że Mongołowie kiedykolwiek używali nazwisk w rozumieniu jednakowego, pokoleniowo przekazywanego wyznacznika tożsamości osób. Posługiwali się tylko imieniem własnym, niekiedy uzupełnianym przez patronim, czyli imię ojca (w wieku XX był to już wymóg administracyjny dla ułatwienia identyfikacji). Piszecie, że w czasach komunizmu “większość drzew genealogicznych została zniszczona”. W istocie praktyka prowadzenia zapisów genealogicznych została zaniedbana już sto lat wcześniej. Nie oznacza to braku wiedzy o pochodzeniu, poszczególne ogniwa pokoleniowe pamiętano na ogół przez siedem generacji, często zaś dłużej. Nieuzasadnione jest więc ubolewanie, że bliscy krewni nieświadomie zawierali małżeństwa. Skąd więc całe to nieporozumienie, podparte autorytetem dyrektora Centralnej Biblioteki Państwowej w Ułan Bator? Gdyby dyrektor wypowiedział przypisywane mu słowa, byłby nieukiem, w co zupełnie nie wierzę. Jak to zwykle bywa, w pogoni za sensacją jego słowa zostały zniekształcone. Chodziło mu o znajomość przynależności do rodu, którą Mongołowie utracili jecze w XVIII wieku (proszę nie mylić z rodziną, chodzi o jednostkę organizacji społecznej, nazywaną niekiedy klanem). Nazwa rodu nie jest tożsama z nazwiskiem, jej przybliżonym odpowiednikiem w Polsce byłby herb szlachecki. Prawdą jest, że ród także służył kiedyś do identyfikacji ludzi, ale bardzo ogólnej, podobnie jak cytowana w artykule nazwa Besut, która odnosi się do dawnego plemienia. W związku z tym wysiłek pana Serdże, by skatalogować używane niegdyś “nazwiska”, w istocie nazwy rodowe i plemienne, był częściowo przynajmniej – zbędny. Zadanie to wykonał wcześniej (w okresie komunistycznym) profesor Rinczen. Niedawna ustawa o nazwiskach miała na celu modernizację życia społecznego i dostosowanie Mongolii do praktyk przyjętych w społeczeństwie globalnym. Prof. Sławoj Szynkiewicz *Kto jest przeciw uwłaszczeniu? Zostałem sprowokowany do napisania tego listu artykułami dotyczącymi uwłaszczenia mieszkań. Po ukończeniu studiów w 1956 r. “sprzedałem się za mieszkanie”. Koledzy, którzy podjęli pracę w biurach projektów, zarabiali wtedy po kilkanaście tys. zł miesięcznie, a ja w Zjednoczeniu Przemysłu Okrętowego dostawałem 1500 zł. Tworzyłem tam poważne analizy. Na podstawie jednej z nich w 1962 r. podjęto m.in. decyzję dalszej eksploatacji Stoczni Gdańskiej. Za to oraz za nadzór nad budową suchego doku w stoczni w Gdyni otrzymałem od tow. Gomułki klucze do maleńkiego mieszkania w Warszawie. W roku 1970 zamieniłem to mieszkanie na większe o 18 m kw., płacąc za to łącznie równowartość nowego samochodu. Mieszkanie to uważam za własne. Wykonałem w nim olbrzymim kosztem kapitalny remont. Od chwili przeniesienia Zjednoczenia Przemysłu Okrętowego z W-wy do Gdańska do przejścia na emeryturę pracowałem w przemyśle tele-technicznym. Za tę pracę otrzymałem od ministra złoty medal zasłużonego pracownika łączności – a moi współpracownicy w ubiegłym roku po kilkanaście tys. zł. Mnie natomiast powiadomiono, że nie mogę nic dostać, bo w czasie przekształcenia się przemysłu w spółki już byłem na emeryturze. Jestem przekonany, że ci, co tak głośno występują przeciw uwłaszczeniu, wspaniale się obłowili, a zajmowane mieszkania wykupili za grosze w końcu lat 80. Ja nie zdążyłem, nie wiedziałem o takiej możliwości. Obecnie na zapłacenie 20% wartości rynkowej mieszkania z emerytury mnie nie stać, więc po uwolnieniu czynszu mogę zostać eksmitowany z własnego mieszkania. Dr inż. Józef Zyzak, Warszawa *Drogowskazy Szczęśliwie przeżyłem sanację, okupację, stalinizm, realny socjalizm, solidarność i transformację. Zachowałem pogodę ducha, coś niecoś dobrego zrobiłem więcej dla innych, mniej dla siebie. Nie narzekam. Drogowskazami były własne przemyślenia, wskazówki wspaniałych ludzi, których spotkałem na drodze, a także lekceważone truizmy: – Cokolwiek robisz, staraj się robić możliwie najlepiej. A jeżeli nie potrafisz lub nie chcesz, to lepiej nic nie rób. – Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Nie mniej i nie więcej, bo byłoby to przekazane. – Naruszanie harmonii panującej w świecie, łamanie obowiązujących praw i dobrych obyczajów przeważnie obraca się przeciwko człowiekowi. – Kto myli cel z drogą do celu, najczęściej schodzi na manowce. Zwłaszcza w polityce. – Dobry nauczyciel, dobry ksiądz potrafi ukształtować charaktery wielu ludzi, zły wypaczyć znacznie większej ilości. – Nie należy bezgranicznie wierzyć każdemu. Wysłuchać jednych i drugich, i podjąć samodzielną decyzję, jaką

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 38/2000

Kategorie: Od czytelników