Reprywatyzacja – legalizacja grabieży Świetny tekst o reprywatyzacji w PRZEGLĄDZIE nr 22. Można tylko dodać trzy kwestie: 1. W Sejmie I i II kadencji III RP (1991-1997) dość licznie były reprezentowane środowiska prawnicze i szybko zadbały o swoje sprawy korporacyjne, takie jak prywatyzacja notariatów, ranga sędziów i finanse sądów, ranga radców prawnych itd. Po załatwieniu tych spraw zapał środowiska wyraźnie ostygł. Nie było inicjatyw zmierzających do uproszczenia procedur, zmian w Kodeksie postępowania administracyjnego ani innych przedsięwzięć mających usprawnić postępowania. 2. Nawet w rządzie Tadeusza Mazowieckiego poziom wiedzy i umiejętności tzw. elit solidarnościowych w zakresie zarządzania i ekonomii był dość niski (z wyjątkiem otoczenia prof. Balcerowicza). Jednak w tym czasie dyrektorami departamentów i ważnymi specjalistami w ministerstwach byli jeszcze ludzie wykształceni i zdobywający doświadczenie za PRL. Jacek Kuroń jako minister pracy całą robotę administracyjną oraz zarządczą powierzył Jerzemu Szreterowi, który już wcześniej był wiceministrem, a przez dwa lata kierownikiem w KC PZPR. Panowie świetnie współpracowali, mieli do siebie zaufanie. Podobnie było w Ministerstwie Finansów za pierwszej kadencji Balcerowicza. Potem z każdym rządem było coraz gorzej. 3. Wiele negatywnych procesów uruchomił prezydent Wałęsa. Moim zdaniem najgorszym ruchem było nawiązanie ciągłości z tzw. rządami londyńskimi. Myślę, że to bardzo wzmogło tupet zadłużonych po uszy „pokrzywdzonych przez komunę” właścicieli ziemskich, których banki nie zlicytowały przed wojną, bo musiałyby ujawnić złe aktywa i same by padły, a także właścicieli kamienic zniszczonych w powstaniu wywołanym po to, aby przywrócić władzę obszarników i burżuazji. Stefan Szpalerski Czy państwo powinno bronić taksówkarzy przed firmami takimi jak Uber? Jak się już zabrać, to na full. Uberowcom dać wymagania formalne, jakie muszą spełniać licencjonowani taksówkarze. Na wszystkich przewożących nałożyć obowiązek przynależności do korporacji zawodowej (dopuszczającej do fachu, dbającej o standard usług, limitującej liczbę kierowców np. na podstawie liczby mieszkańców miasta). Wtedy korporacje konkurowałyby między sobą – renomą, sprzętem, ceną usług, personelem. Dla mnie zakałą rynku taksówkarskiego są „wolni strzelcy” – od mafii dworcowych, lotniskowych, naganiający klientelę agencjom, naciągający na wygórowane stawki. Od lat korzystam z jednej i tej samej korporacji z tradycjami. Dwa razy trafiłem na cwaniaków, dwa razy na „ociężałych”. Ale to promil na tle bardzo dobrze wykonanych usług. Andrzej K. Radzikowski To była racja stanu Dr Zbigniew Caputa z Uniwersytetu Śląskiego wyraża sprzeciw wobec argumentacji prof. Partacza, który przesiedlenia ludności ukraińskiej w 1947 r. określił jako działanie w imię polskiej racji stanu (artykuł „Akcja »Wisła« – banderowcy mordowali, Polacy wysiedlali”, nr 17-18). Pan doktor podkreśla, że „czym innym jest walczyć z partyzantami czy buntownikami, a czym innym przesiedlać i skazywać na cierpienie cywilów”. To bardzo powierzchowna ocena działań ówczesnych władz. Żeby być obiektywnym, trzeba odwołać się do historii I i II Rzeczypospolitej. W roku 1945 PRL została obdarowana spuścizną konfliktów polsko-ukraińskich. A przecież budowa powojennego ładu i nowej rzeczywistości była grą interesów wielkich tego świata. To oni ustalili granicę, która zresztą nie odpowiadała części Polaków i Ukraińców. Nie była to granica pokoju. Rejon Przemyśla i Bieszczady były ziemiami spornymi, na których iskrzyło między obu stronami. Po 1945 r. trwała tam wojna partyzancka, lała się krew. UPA miała we wsiach zorganizowane oddziały, a poszczególne wsie były zapleczem logistyczno-gospodarczym organizacji zbrojnych. Bez odcięcia ich od zaplecza ta wojna mogłaby trwać jeszcze długo. Ilu ludzi mogłoby jeszcze stracić życie? Uważam także, że zamiast odwetu za Wołyń przesiedlenie ok. 100 tys. ludzi na ziemie zachodnie i północne było nawet aktem humanitarnym. Wielu z nich uratowano życie. Wprawdzie wyrwano ich z ojcowizny, ale mogli rozpocząć inne życie. Jarosław Żodzik, Białystok Polityk z klasą Tekst „Strzały do de Gaulle’a” (PRZEGLĄD nr 22) przypomniał tego wybitnego polityka. De Gaulle to mąż stanu, jakich teraz w Europie brakuje. Dużą sympatią darzył Polskę. W latach 20. ubiegłego stulecia przebywał w Polsce jako oficer francuskiej Misji Wojskowej, która z ramienia Ligi Narodów nadzorowała realizację porozumień traktatu wersalskiego. Dla przypomnienia – po powstaniach na Górnym Śląsku na linii demarkacyjnej stacjonowały francuskie wojska